Nowe badanie pokazuje, że obecna epidemia wirusa Ebola w Gwinei została najprawdopodobniej wywołana przez kogoś zarażonego podczas epidemii siedem lat temu. Wirusy z obu epidemii są prawie identyczne pod względem genetycznym. To sugeruje, że za powstanie obecnego ogniska nie odpowiada przeskoczenie wirusa ze zwierzęcia na ludzi, jak początkowo sądzili naukowcy. Bardziej prawdopodobne, że wirus przez lata czaił się ukryty w ludzkim ciele.

– Po tych informacjach byłam naprawdę zszokowana. Odkrycie sugeruje istnienie jakiegoś dziwnego mechanizmu, którego wcześniej nie widziano, ale nie oznacza, że wybuchy epidemii wirusa Ebola z uśpionych w ludzkim organizmie wirusów będą się zdarzać przez cały czas. W tej chwili to, co mogło się wydarzyć, jest tajemnicą. Prawdopodobnie odkryjemy mechanizm, ale w tej chwili niewiele o nim wiemy – mówi Angela Rasmussen, wirusolożka z Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie, w rozmowie z Science News.

Uśpiony śmiertelny wróg

Niedawne badania, niezwiązane z epidemią w Gwinei, zdają się potwierdzać zdolność wirusa Ebola do długotrwałego ukrywania się w ludzkim organizmie. Białka immunologiczne, które rozpoznawały wirusa Ebola, stwierdzono miesiąc po wyzdrowieniu w krwi 39 z 51 pacjentów. Chociaż zespół naukowy nie znalazł we krwi badanych dowodów na to, że wirus wciąż się namnażał, pobudzona odpowiedź immunologiczna wskazywała, że mógł ukrywać się gdzieś w ich organizmach.

– Byliśmy dość zaskoczeni, widząc te dane – przyznaje wirusolog molekularny Georgios Pollakis z Uniwersytetu w Liverpoolu, główny autor badań, które ukazały się w Nature w połowie lutego. 

Chociaż eksperci twierdzą, że przenoszenie wirusa Ebola z ludzi zarażonych dawno temu na nowych pacjentów wydaje się rzadkie, wybuch nowej epidemii budzi obawy. Istnieje też ryzyko, że chorzy, którzy zostali wyleczeni po zakażeniu, spotkają się z tego powodu ze społecznym ostracyzmem i uprzedzeniami. 

Człowiek rezerwuarem wirusa Ebola

Pierwsze przypadki zachorowań, wskazujące na wybuch nowego ogniska wirusa Ebola w Afryce Zachodniej zaczęły pojawiać się pod koniec stycznia bieżącego roku. Władze kraju oficjalnie ogłosiły wybuch epidemii 13 lutego po tym, jak trzy osoby uzyskały pozytywny wynik testu na obecność wirusa. 

Ten region Afryki uznawany był za wolny od wirusa Ebola od czasu epidemii w latach 2013-2016, która pochłonęła ponad 11 000 istnień ludzkich. 

Obecnie z epidemią wirusa zmaga się także Kongo. Tam wybuch kryzysu – niepowiązanego z epidemią w Gwinei – ogłoszono 7 lutego. 
Według danych Africa Centers for Disease Control and Prevention w obu krajach odnotowano 29 przypadków zakażenia i 13 zgonów (stan na 6 marca). Analiza genetyczna próbek pobranych od pacjentów wykazała, że wirus pochodzący od czterech osób zarażonych podczas epidemii w Gwinei jest „bliskim krewnym” wirusa, który odnotowano w 2014 roku – wynika ze wstępnych wyników zamieszczonych w serwisie virological.org. 

Nowy wariant wirusa od jego „przodka” z 2014 roku odróżnia tylko kilkanaście mutacji. To znacznie mniej niż przewidywane przez naukowców ponad 100 mutacji, które nagromadziłyby się w tym okresie, gdyby doszło do trwałej transmisji wirusa.

Brak prognozowanej liczby mutacji sugeruje, że nowa epidemia nie zaczęła się, gdy wirus przeskoczył z nietoperzy na ludzi. Wydaje się raczej, że doszło do odrodzenia tego samego szczepu, który spowodował wybuch epidemii w latach 2013-2016, a który musiał być przenoszony przez kogoś, kto był wówczas zarażony.

Potrzebne są masowe szczepienia

Naukowcy wiedzą, że wirus Ebola może pozostawać w organizmie pacjenta po wyzdrowieniu. Niektóre przypadki wykryte podczas wybuchu w latach 2013-2016 dotyczyły osób, które zostały zakażone i wyzdrowiały wiele miesięcy wcześniej. Jednak nowe odkrycie sugeruje, że wirus może pozostawać uśpiony. Przez ostatnie lata nie replikował się i nie zarażał, nie odnotowano żadnego nowego przypadku, aż do tegorocznego wybuchu. 

Zarówno władze Gwinei, jak i Konga podjęły błyskawiczne kroki w celu ochrony społeczności przed epidemią. Po potwierdzeniu pierwszych przypadków zlokalizowano i odizolowano osoby mające wcześniej kontakt z chorymi i zakażonymi. Wszystkich z tej grupy ryzyka zaszczepiono i poddano obserwacji. Gwinea podje, że zaszczepiono już ponad 1600 osób w ramach tzw. szczepień pierścieniowych, w ramach których szczepi się wszystkie osoby z bliskiego kontaktu z chorym/zakażonym, a w drugiej kolejności osoby kontaktujące się z tymi bliskimi.

Eksperci ds. wirusologii podkreślają jednak, że jest to raczej strategia szybkiego reagowania, która nie daje pełnej ochrony i należy wprowadzić masową kampanię szczepień ochronnych tak, aby chronić jak największą część populacji.