Większość ludzi w Kenii pomimo COVID-19 żyje w taki sam sposób jak wcześniej. Bo obrona przed wirusem jest szczególnie trudna w jednym z najbardziej ekonomicznie rozwarstwionych krajów na świecie: prawie 37 proc. z 53 mln mieszkańców Kenii żyje za 1,90 dol. lub mniej dziennie. A kwarantanna słabo się sprawdza w miejscu, gdzie wielu polega na nieformalnych rynkach żywności, leków i zatrudnienia.

Od połowy marca, gdy koronawirus pojawił się w Kenii, obserwowałam, jak rozprzestrzenia się w Nairobi, gdzie mieszkałam przez osiem lat. Towarzyszyłam ratownikom medycznym przy pracy i odwiedzałam domy ludzi przerażonych wirusem i ekonomicznym spustoszeniem, jakie siał.

Miesiąc po pierwszym stwierdzonym przypadku zakażenia Kenia potwierdziła mniej niż 200 zachorowań i tylko osiem zgonów. – Ale nawet z taką małą liczbą nie jesteśmy sobie w stanie
poradzić – mówi jeden z ratowników. – Kiedy liczby naprawdę zaczną rosnąć, ludzie będą umierać na ulicach.

Zachowanie społecznego dystansu w zatłoczonym Nairobi dla wielu  jest nieosiągalnym luksusem.


To tylko fragment artykułu. Całość znajdziesz w wydaniu National Geographic Polska 7/20.