Jeżeli spojrzeć na Ziemię okiem satelity, od 20 do 40 proc. lądów wygląda na wolne od obecności człowieka. Nie ma tam świateł, dróg i zabudowań. Nie wycięto lasów. Ten sposób oceny, prosty w wykonaniu, obarczony jest jednak błędem. Jeżeli z wysoka spojrzymy na faktycznie nietknięty ekosystem afrykańskich równin Serengeti, to czy będzie tam o kilka drapieżników więcej czy mniej, wyglądać będzie dobrze. Jeżeli spojrzymy z satelity na czubki drzew tworzących gęste lasy, to nie będziemy wiedzieć, czy ktoś nie wystrzelał żyjących poniżej zwierząt. 

Czasem wystarczy utrata jednego organizmu z drabiny zależności, by rozsypała się cała układanka. Nie wiedząc „co straciliśmy a co jeszcze nam pozostało” nie wiemy też, gdzie ruszać z pomocą najpierw. Dlatego tak ważne, choć nie przez wszystkich ekspertów akceptowane, jest badanie opublikowane 15 kwietnia w czasopiśmie „Frontiers in Forests and Global Change”.
 

Ostatnie oazy

Jak czytamy w analizie przygotowanej przez kilkunastu naukowców z trzech kontynentów, 97 proc. powierzchni Ziemi nie kwalifikuje się jako obszar ekologicznie nietknięty. – To przez liczbę gatunków które straciliśmy w ostatnich 500 latach – tłumaczy biolog Andrew Plumptre z uniwersytetu w Cambridge.

Z tych ostatnich nietkniętych miejsc na Ziemi tylko 11 proc. objęte jest ochroną prawną. Większość z „ostatnich 3 proc.” znajduje się na półkuli północnej, na zimnych terytoriach Kanady (tajga) czy Grenlandii (tundra). Fragmenty prawdziwego raju z bogactwem gatunków można odnaleźć jeszcze w Amazonii, Kongo czy Indonezji.

Owszem, mamy sporo obszarów, na których ludzie nie żyją. Ale to są ekosystemy zniszczone przez masowe odławianie zwierząt. Jeżeli spojrzeć na mapę przygotowaną przez autorów raportu w  „Frontiers in Forests and Global Change”, kolor fioletowy przedstawia tereny, gdzie od 1500 roku nie zniknął z naszej winy żaden gatunek z tych objętych analizą.
A.J. PLUMPTRE ET AL/FRONTIERS IN FORESTS AND GLOBAL CHANGE 2021
 

Warunki

Skoro szacowanie z satelity daje wynik mocno uogólniony, autorzy cytowanej tu analizy przyjęli bardzo ostre, przynajmniej dla niektórych ekspertów, kryteria oceny. Nie ma zgody co do jednej definicji „nietkniętego ekosystemu”, ale trzeba było wyjść od jakichś warunków bazowych. Wybór roku 1500 nie jest przypadkowy. To data graniczna stosowana przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN) do określania sytuacji ginących gatunków. Ludzie od tysięcy lat sprowadzają zagładę na różne gatunki, ale konieczne było posługiwanie się wymiernymi danymi. Stanęło więc na 500 latach.

Założono, że skoro ekosystemy potrzebują dużego obszaru dla sprawnego funkcjonowania, minimalną powierzchnią braną pod ocenę będzie 10 tys. kilometrów kwadratowych. Coś pomiędzy Białymstokiem a Koszalinem. Korzystając z istniejących już zbiorów danych na temat nietkniętych habitatów otrzymano odsetek 28,4 proc. powierzchni lądu większego niż 10 tys. km. kw. relatywnie wolnego od wpływów człowieka. Sęk w tym, że tylko na 2,9 proc. żyją te same gatunki które zamieszkiwały Ziemię 500 lat temu.

Oazy „odfiltrowano” przyglądając się danym o zagęszczeniu populacji nieco ponad tuzina dużych ssaków żyjących w różnych zakątkach Ziemi. Chodzi m.in. o lwy, niedźwiedzie czy goryle. Jak tłumaczy Plumptre, trzeba było jakoś zawęzić, więc wybrano zwierzęta o ważnej roli. Bez nich upadałyby ekosystemy, one zwykle giną z ręki człowieka jako pierwsze. A poza tym, są najlepiej opisane w historycznych zbiorach. I tak pojawił się wynik 2,8 proc.