Zmiany klimatu, zanieczyszczenie środowiska, urbanizacji i kłusownictwo – to główne przyczyny wymierania gatunków. Zwierzęta pozbawione swoich naturalnych siedlisk i miejsc schronienia i żerowania często nie potrafią przetrwać w nowych warunkach. Inne, mimo ochrony i ostrzeżeń, są zabijane przez kłusowników dla szybkiego zysku. Obecnie aż 30 tys. gatunków roślin i zwierząt jest zagrożonych wyginięciem.

Niechlubną listę otwiera żółw Jangcy, nazywany też żółwiakiem szanghajskim. To największe żółwie słodkowodne na świecie. Dorosłe osobniki mogą (a właściwie mogły) osiągać ponad 100 cm długości i wagę do 140 kg. W 2019 roku zmarła ostatnia samica tego gatunku przebywająca w chińskim zoo. Według niektórych źródeł na wolności mogą pozostawać jeszcze dwaj przedstawiciele gatunku, ale ich ewentualne miejsce pobytu oraz płeć nie są znane.

2019 nie był też łaskawy dla nosorożca sumatrzańskiego. W Malezji padła ostatnia samica tego gatunku, która chorowała na nowotwór, a także jej partner. Gatunek uznano za wymarły na tym terenie, chociaż szacuje się, że w Indonezji wciąż żyje ok. 80 zwierząt. Populacja zmniejsza się błyskawicznie, bo zamieszkiwany przez nie las został wycięty pod plantacje oleju palmowego i produkcję papieru.

 

Pożary, kłusownicy, ocieplenie

Na skraju wymarcia znalazły się też jaguary, po tym jak co najmniej 500 zwierząt zginęło w pożarach w Boliwii i Brazylii. Ogień zmusił jaguary do opuszczenia ich naturalnego środowiska. Eksperci obawiają się, że na nowym terenie dzikie koty będą bardziej narażone m.in. na śmierć z ręki ludzi oraz innych zwierząt.

Wielkimi przegranymi ubiegłego roku są też ulubieńcy Australii – koale. W ogromnych pożarach zginęły dziesiątki zwierząt. Początkowo mówiono nawet, że koalom grozi funkcjonalne wymarcie, jednak WWF Australia zaprzeczyło tym przypuszczeniom. Niestety postępujące wycinki lasów, a potem ogień trawiący drzewa eukaliptusowe sprawiły, że koale zostały pozbawione naturalnego siedliska i źródła pożywienia. Wiele zwierząt wciąż dochodzi do siebie pod okiem lekarzy.

Na czerwonej liście WWF, wśród najbardziej narażonych na wymieranie gatunków, znalazły się także pingwiny cesarskie. Fundacja twierdzi, że jeśli globalne ocieplenie nadal będzie przyspieszać, populacja tego gatunku na Antarktydzie może spać o 86 proc. do 2100 roku. Już teraz z roku na rok maleje liczba młodych osobników.

Do 2050 roku z powierzchni ziemi może też zniknąć jedna trzecia populacji niedźwiedzi polarnych. Kryzys klimatyczny sprawił, że znacząco zmniejszyło się naturalne terytorium, na którym żyje ten gatunek. Zwierzęta w poszukiwaniu pokarmu coraz częściej pojawiają się w okolicach zamieszkanych przez ludzi. Grozi im nie tylko śmierć głodowa, ale także śmierć z ręki ludzi, którzy będą chcieli chronić swoje domy.

 

Mali i wielcy wygrani

2019 przyniósł też kilka pozytywnych wiadomości. WWF za swój sukces uważa 50-procentowy spadek liczby zabijanych słoni z Myanmaru. W 2017 roku co tydzień ginęło jedno zwierzę. Najczęściej padało ofiarą kłusowników, którzy sprzedawali kły i skórę słoni jako popularny dodatek do kosmetyków lub środek stosowany w medycynie ludowej. Dzięki szkoleniu strażników i wprowadzeniu specjalnego programu ochronnego walka z kłusownikami nareszcie przynosi rezultaty.

Inna dobra wiadomość, to rosnąca populacja szakali złocistych. Szakale coraz częściej decydują się opuścić ciepłe tereny południowo-wschodniej Europy i ruszają w kierunku Europy Środkowej. Co ciekawe, świetnie adaptują się do nowych warunków. Według ekspertów ich liczba jest obecnie siedem razy większa niż liczba wilków.

W 2019 roku dokonano także fascynującego odkrycia. W lasach Boliwii znaleziono samicę żaby wodnej Sehuencas. Gatunek uznano praktycznie za wymarły, a ostatni przedstawiciel płci męskiej mieszkał w Muzeum Historii Naturalnej w Boliwii. Obecnie jest szansa na rozmnożenie gatunku i jego kontynuację.

Innym odkrytym na nowo gatunkiem jest kanczyl, zwany również myszo-jeleniem. Leśna kamera-pułapka uchwyciła przedstawiciela tego gatunku w Wietnamie. To o tyle niezwykłe, że od 30 lat zwierzęta te uważano za wymarłe. Nie widziano ich w naturalnym środowisku.

Po zdziesiątkowaniu przez śmiertelnego wirusa pochodzącego od owiec i kóz, odradza się także populacja suhaka stepowego. W 2017 roku na skutek choroby liczba zwierząt zmniejszyła się z 11 tys. do zaledwie 3 tys. Okazuje się, że natura zadziałała i młode przychodzące na świat są odporne na wirusa. To daje nadzieję, że gatunek się odrodzi.

 

Katarzyna Grzelak