Piętnaście tysięcy lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Strzelca, znajduje się bardzo nietypowa gwiazda. To tzw. gwiazda Wolfa-Rayeta.

Takie słońca są bardzo masywne i wyjątkowo jasne. A także bardzo gorące. Temperatura ich powierzchni może sięgać 50 tys. st. C. Po raz pierwszy gwiazdy Wolfa-Rayeta zostały zaobserwowane w drugiej połowie XIX wieku. Dotychczas astronomowie w naszej Galaktyce wypatrzyli tylko kilkaset takich obiektów.

Gwiazdy Wolfa-Rayeta bywają uważane za ostatnie stadium rozwoju masywnych słońc. Jeśli gwiazda ma odpowiednio dużą masę, pod koniec swojego istnienia może wybuchnąć jako supernowa. Wcześniej często staje się niestabilna i się rozszerza. Potem dochodzi do jej rozerwania i wyrzucenia części zewnętrznych części gwiazdy w kosmiczną przestrzeń.

Gwiazda, która wyrzuca materię

Gwiazda Wolfa-Rayeta, którą sfotografowano z pomocą Teleskopu Webba, została nazwana WR 124. Ma ona masę wynosząca 30 mas Słońca. Znajduje się właśnie na etapie „chudnięcia”. Z zewnętrznych warstw jej atmosfery wydostaje się wiatr gwiazdowy – silny strumień cząstek.

Wiatr gwiazdowy powoduje, że od gwiazdy odrywają się obłoki materii. Są one wyrzucane w przestrzeń kosmiczną. Gwiazda traci przez to swoją masę. Szacuje się, że WR 142 straciła już materię o masie równej dziesięciu masom Słońca.

Czym dalej od gwiazdy, tym robi się zimniej. Materia, oddalając się, stygnie. Wokół WR 124 znajduje się – doskonale uwidoczniona na zdjęciu – mgławica M1-67. Zrobiona w podczerwieni fotografia pokazuje kłębiaste chmury pyłu otaczające gwiazdę. Przeświecają przez nie inne słońca znajdujące się w tle.

Gwiazda jak płatek śniegu

Teleskop Webba przyzwyczaił już nas do robienia zdjęć, które są niezwykle szczegółowe. To samo można powiedzieć o obecnie pokazanej fotografii. Gwiazda w środku wygląda jak płatek śniegu. Otaczająca WR 124 mgławica składa się z różów, fioletów, purpury i żółci. Widać skłębione obłoki materii, układające się niekiedy w pasma.

Dzięki swoim precyzyjnym instrumentom Webb pozwala dokładnie przyjrzeć się właśnie otoczeniu gwiazd. A ono bywa dla astronomów bardzo interesujące. Ogromne obłoki pyłu i gazu, będące pozostałościami po gwiazdach, które już zakończyły swoje życie, są jednocześnie miejscem, gdzie powstają nowe gwiazdy i planety. Tworzą mgławice, które mogą się lokalnie zagęszczać, co niekiedy uruchamia procesy gwiazdotwórcze.

Co ciekawe, supernowa wybuchająca w pobliżu obłoku gazu i pyłu dała początek również naszemu układowi. „Supernowa wybuchła blisko obłoku gazu, w odległości od 10 do 20 lat świetlnych, powodując ściśnięcie jego granic. Właśnie to zdarzenie doprowadziło do uformowania się Słońca” – pisze Paul Mudrin w książce „Wszechświat. Biografia”. Wiemy o tym dzięki śladom po wybuchu, jakie zachowały się w meteorycie Allende. Meteoryt ten spadł w 1969 r. w Teksasie.

Zagadka nadmiarowego pyłu

Ujęcie zrobione przez Webba pokazuje rzadki moment, gdy gwiazda ulega transformacji. Pozwala też dokładniej badać powstawanie i dystrybucję kosmicznego pyłu.

Obecne teorie nie tłumaczą wystarczająco dobrze, skąd wziął się cały kosmiczny pył obserwowany we Wszechświecie. Jest go więcej, niż wynika z obliczeń, uwzględniających dotychczas znane procesy formowania się pyłu.

Ta nadwyżka stanowi zagadkę. Być może uda się ją rozwiązać dzięki dokładniejszym i bardziej szczegółowym obserwacjom, które można prowadzić obecnie z pomocą Teleskopu Webba.

Źródło: NASA.