Teraz pandemia koronawirusa mocno ograniczyła, jeśli nie całkiem uniemożliwiła podróżowanie. Jak to się odbiło na twojej pracy?

Zeszły rok wymagał wielkich zmian. Kalendarz miałem bardzo zapełniony. Pandemia zaczęła się rozkręcać, gdy byłem w Indiach. Stamtąd miałem lecieć od razu na Svalbard, potem bezpośrednio w Alpy, z Alp do Republiki Południowej Afryki. Niestety wylądowałem w dniu, w którym zamknięto przestrzeń powietrzną w Polsce dla samolotów innych niż czarterowe i cały plan się posypał.

Kalendarz wymagał przebudowania, zwłaszcza, że byłem w trakcie realizowania dużego zlecenia. Zdecydowałem się na skończenie projektu w obrębie Europy. Zdecydowanie łatwiej jest, jak „przytrzaśnie cię” w Europie, niż na południowym krańcu Afryki.

Zachód słońca nad zatoką Disko na Grenlandii. Zdjęcie wykonane z użyciem szerokokątnego obiektywu i filtra połówkowego NISI ND 16 Olympus E-M1X + mZD7-14 Fot Marcin Dobas / dobas.art.pl

Przy planowaniu pojawiła się masa dodatkowych problemów, kontakty z konsulatami, ambasadami, wczytywanie w przepisy poszczególnych państw, a i tak wszystko mogło zmienić się z dnia na dzień. Na szczęście większość przepisów była niezbyt restrykcyjna i dawała szereg możliwości kontynuowania pracy. Nie rozstrzygałem z czego wynikał brak konsekwencji, tylko starałem się przestrzegać prawa. Przykładowo nie można było wrócić samolotem do kraju, ale spokojnie można było wylądować w Berlinie i wrócić samochodem, nie można było gdzieś polecieć samolotem lecącym z Hiszpanii, ale prawo pozwalało na lot z przesiadką w innym państwie. Mimo wszystko związane jest to z wielkim stresem i tak, jak wspominałem, przepisy zmieniały się z dnia na dzień. Jeden z wyjazdów musiałem odwołać w dniu, w którym miałem zarezerwowany lot. Przebukowałem bilet i wróciłem do domu. 

Szczenię foki szarej, Morze Północne Olympus E-PL5 + ZD 150 Fot Marcin Dobas / dobas.art.pl

Często fotografujesz w trudnych warunkach – pogodowych albo terenowych. Czy to oznacza, że aby fotografować dziką przyrodę trzeba mieć dodatkowe niefotograficzne przygotowanie, np. dobrą kondycję, trening wspinaczkowy? 

Może niekoniecznie trzeba, ale jest to bardzo pomocne. Jeśli fotografujesz w górach, to na pewno kondycja się przyda, ale każda dodatkowa umiejętność poszerza twoje możliwości fotograficzne. Nurkuję, więc mogę fotografować pod wodą, działam na wysokościach, więc mogę założyć stanowisko i sfotografować coś wisząc na linie, mam patent jachtowego i motorowodnego sternika morskiego, więc mogę gdzieś popłynąć Zodiakiem i sfotografować temat z pontonu. 

Miejscem bardzo wymagającym, jeśli chodzi o dodatkowe umiejętności, jest Svalbard. Trzeba mieć broń do ochrony przed niedźwiedziem, a więc trzeba umieć się nią posługiwać, tu znów pozwolenie i własna broń, z którą się trenuje jest wielkim ułatwieniem. Zimą schodzą lawiny, więc trzeba mieć pojęcie o ratownictwie i poruszaniu się w trudnym terenie, jeśli środkiem transportu jest skuter śnieżny, trzeba umieć bezpiecznie na nim jeździć. Im więcej umiemy i potrafimy zrobić, tym większe szanse, że sfotografujemy coś w niedostępnym miejscu, zrobimy to bezpiecznie oraz bez niepotrzebnego narażania się. Moim zdaniem to zwiększa znacząco „wartość fotografa”, bo można go wysłać w bardzo dziwne miejsca. Nawet jeśli trzeba będzie to zjedzie na linie ze śmigłowca.

Zjazd ze sprzętem fotograficznym ze śmigłowca LPR podczas wykonywania zdjęć dla GOPR. Olympus OM-D EM-1 + mZD 75-300 Fot Mateusz Dejnarowicz

W fotografowaniu zwierząt pewnie przydaje się też cierpliwość? Zdarzało ci się godzinami czekać na dobre ujęcie? 

Oj niejednokrotnie. Mało tego, zdarzało mi się czekać tygodniami bez żadnego efektu. Osobiście jestem z natury dość niecierpliwym człowiekiem i tego typu oczekiwanie na to, aby można było wcisnąć spust migawki, nie jest moją ulubiona formą fotografowania, ale czasami nie ma wyjścia. W zeszłym roku próbowałem sfotografować rysia. Przez ponad tydzień nie było takiej możliwości.

Każdy wiedział o swej obecności. Ja wiedziałem, że gdzieś niedaleko jest ryś, ryś z całą pewnością wiedział, że jestem nieopodal i nie miał ochoty dać się zobaczyć. Po ponad tygodniu, gdy było już ciemno i pakowałem sprzęt, kot nagle się pojawił i zaczął obwąchiwać cały mój sprzęt. Próbował gryźć statyw, wygryzł mi dziurę w plecaku fotograficznym. Zasada jest prosta – im więcej czasu na coś poświęcimy, tym większe szanse na sukces. Tylko tak jak mówisz – trzeba być cierpliwym, a wiem, że to akurat nie jest moja mocna strona. Z drugiej strony plus jest taki, że jeśli siedzisz tydzień w terenie można nadrobić zaległości w czytaniu książek. 

W terenie. Fot Łukasz Bożycki / bozycki.pl