W maju stężenie dwutlenku węgla w atmosferze wzrosło do około 418 cząsteczek na milion. Był on najwyższy w historii ludzkości i prawdopodobnie wyższy niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich trzech milionów lat.

Rekord ten został pobity w samym środku pandemii koronawirusa, mimo że kryzys zdrowotny spowodował jeden z największych i najbardziej gwałtownych spadków emisji CO2, jakie kiedykolwiek odnotowano. Według badań opublikowanych w czasopiśmie Nature Climate Change, w pierwszym kwartale roku dzienna emisja dwutlenku węgla była o 17 procent niższa niż rok wcześniej.

Ale nawet tak duże spadki emisji dwutlenku węgla będą miały niewielki wpływ na ogólne stężenie CO2 w atmosferze i to właśnie jest najważniejsze dla zmian klimatycznych. Tak twierdzi Richard Betts, naukowiec z brytyjskiego Met Office (narodowego serwisu meteorologicznego).

Wykres: zmiana procentowa dziennych globalnych emisji CO2 z paliw kopalnych od 4 stycznia 2020 r.

Pandemia zakłóciła życie na całym świecie, a nakazy pozostawania w domach utrzymywały w nich dużą część świata przez kilka miesięcy. Jednak zakłócenie to skutkuje jedynie niewielkim spadkiem ogólnego stężenia CO2 w atmosferze z uwagi na to, jak długo gaz faktycznie się w niej utrzymuje.

A co z tą rekordową koncentracją 418 cząstek na milion? Według analizy zamieszczonej w maju na stronie internetowej CarbonBrief, poświęconej nauce i polityce klimatycznej, bez spadku emisji spowodowanych wirusem wskaźnik ten byłby tylko o 0,4 cząstek na milion wyższy.

Jednak dla eksperta ds. energii i klimatu, Constantine'a Samarasa, przesłanie jest jasne: to, że ta niszczycielska pandemia ma niewielki wpływ na dzisiejszy poziom CO2 nie oznacza, że kryzys klimatyczny jest stracony.

"Pandemia to najgorszy możliwy sposób na zmniejszenie emisji. Nie ma tu czego świętować", mówi Samaras z Carnegie Mellon University. "Musimy zdać sobie z tego sprawę i uznać, że zmiany technologiczne, behawioralne i strukturalne są najlepszym i jedynym sposobem na redukcję emisji".

 

Co zaobserwowaliśmy porównując emisję CO2 z jego stężeniem?

Podczas tego bezprecedensowego, zabójczego globalnego zdarzenia miliony ludzi, którzy mogli pozostać w domach, zrobiły to. Samochody stały na podjazdach. Podróże lotnicze zostały wstrzymane. Zakłady produkcyjne spowolniły lub wstrzymały pracę. Budynki publiczne zamknęły swoje drzwi. Nawet budownictwo wyhamowało. Prawie każdy sektor gospodarki wykorzystujący energię zareagował na ten wstrząs w taki czy inny sposób.

Efektem tego był jeden z największych pojedynczych spadków ilości dwutlenku węgla emitowanego przez człowieka we współczesnej historii.

W pierwszych miesiącach 2020 roku światowa dzienna emisja CO2 była średnio o 17 procent niższa niż w 2019 roku. W momentach najbardziej restrykcyjnych i rozległych ograniczeń, emisja w niektórych krajach była o prawie 30 procent niższa od ubiegłorocznych średnich - twierdzi Glen Peters, jeden z autorów analizy Nature Climate Change i klimatolog z centrum badań Norway's Center for International Climate Research.

Emisja w Chinach zmniejszyła się w lutym o około jedną czwartą. W innych krajach odnotowano kilkuprocentowe spadki w marcu i kwietniu, co zostało wykazane w osobnej analizie opracowanej przez zespół kierowany przez Zhu Liu z Uniwersytetu Tsinghua. Jego zdaniem efekty są pod pewnymi względami duże, ale pod innymi nie wystarczająco duże.

"Tylko wtedy, gdy jeszcze bardziej ograniczymy poziom emisji dwutlenku węgla przez dłuższy czas, będziemy mogli zaobserwować spadek jego stężenia w atmosferze. Prawdopodobnie potrzebowalibyśmy, około 20% redukcji przez cały rok, więc każdy miesiąc na całym świecie powinien być jak kwiecień. Ale świat nie może tak długo pozostawać w zamknięciu", twierdzi Zhu Liu. 

Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że do końca 2020 r. światowa emisja CO2 zmniejszy się o około 8 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym. Wynikałoby z tego, że do atmosfery nie trafiłoby około 2,6 miliarda ton dwutlenku węgla. Zespół Nature Climate Change szacuje, że spadek ten wyniesie od 4 do 7 procent, w zależności od tego, jak będzie wyglądała kwarantanna przez resztę roku. Jeśli ludzie zostaną wpędzeni z powrotem do swoich domów przez rosnące wskaźniki zakażeń COVID-19, emisja CO2 może spaść jeszcze bardziej.

Nie oznacza to jednak, że problem związany z dwutlenkiem węgla zostanie rozwiązany, a nawet, że będzie to miało pozytywny wpływ na przepełnione nim niebo.

Jak twierdzi Peters: "Zmiany klimatu to skumulowany problem. To nie jest tak, jak w przypadku innych zanieczyszczeń, kiedy ktoś wrzuca coś do rzeki, a potem przestaje to wrzucać i problem jest rozwiązany. Liczą się wszystkie nasze emisje z przeszłości."

Pomyślmy o atmosferze jak o wannie. Emisja CO2 powodowana przez człowieka jest jak woda wypływająca z kranu. Ocean i ląd, które pochłaniają lub zużywają część tego CO2, są odpływem, ale nawet z wyjętym korkiem, mogą wypuścić tylko połowę wody, która wchodzi do środka.

Kiedy tak znaczące wydarzenie jak obecna pandemia powoduje spadek emisji CO2, to tak, jakby kran w wannie został zamknięty o 17 procent. Ale ponad 80 procent wody nadal tryska do wanny, więc jej poziom ciągle będzie wzrastał. Może wanna nie wypełnia się tak szybko, jak wcześniej, ale na pewno nie opróżnia się całkowicie.

Krótko mówiąc, pomimo spadku emisji, CO2 nadal przedostaje się do atmosfery i nadal będzie się tam gromadził, tak jak ma to miejsce, odkąd ludzie zaczęli spalać ogromne ilości paliw kopalnych.

"Traktujemy atmosferę jak wielkie wysypisko śmieci. Ale kiedy wrzucasz coś do kosza, to wciąż jest na wysypisku. Cały czas tam jest. Nie możemy się tego tak po prostu pozbyć" - stwierdza Ralph Keeling, naukowiec z Instytutu Oceanografii Scripps, którego laboratorium prowadzi długoterminowy projekt monitorowania atmosferycznego CO2 w Mauna Loa.