Blisko 35 lat po katastrofie w Czarnobylu pogłębione badanie DNA dzieci urodzonych przez ofiary skażenia radioaktywnego na Ukrainie daje nadzieję na przyszłość. Świat nie zamierza zrezygnować z energii atomowej więc skażenia jak w Czarnobylu, choć rzadkie, nadal mogą się zdarzać. Wystarczy pomyśleć o Fukushimie, gdzie po stopieniu się trzech z czterech reaktorów elektrowni Daiichi spory fragment terytorium Japonii został skażony radioaktywnie. 

O tym, jakie są tego długofalowe konsekwencje myślą (lub powinni myśleć) wszyscy rządzący, którzy mają reaktory „u siebie” lub tuż za granicą, u sąsiadów. Prowadzone przez lata badania ofiar nuklearnych ataków USA na Japonię z 1945 roku nieco pomagają. Gdy bomby spadły na Nagasaki i Hiroszimę, promieniowanie było bardzo silne, ale kontakt z nim relatywnie krótkotrwały. W Czarnobylu, nie licząc bezpośrednich ofiar wybuchu w elektrowni, ludzie mieli kontakt ze słabszą formą promieniowania jonizacyjnego, ale przez dłuższy czas.


Inna natura kontaktu ze skażeniem radioaktywnym czyni informacje pozyskane od ofiar II wojny światowej mało przydatnymi np. dla oceny aktualnej sytuacji w Fukushimie. Dlatego tak ważne wydają się badania opisane niedawno w magazynie „Science”. Ci sami autorzy najpierw zajęli się przenoszeniem mutacji z pokolenia wystawionego na skażenie w 1986 na ich dzieci urodzone po 1987 roku, a potem dokładną analizą przypadków popromiennego raka tarczycy u dorosłych.

W tym tekście skupiam się na badaniu na temat dziedziczenia zmian genetycznych. Nie jest to naturalnie pierwsza analiza dotyczące mutacji po Czarnobylu, ale gwałtowny rozwój genetyki w ostatnich latach czyni te nowe ustalenia dużo bardziej wiarygodnymi. Co ważniejsze, bo są one bardziej optymistyczne niż wyniki badań z 1996 roku, gdzie obawiano się „dziedziczenia mutacji” we fragmencie DNA zwanym minisatelitami.

- Jeżeli pojawią się jakieś szkodliwe mutacje, stanie się to rzadko. Naturalnie nie możemy powiedzieć, że one nigdy nie wystąpią, ale nie traktujemy tego jako kryzysu zdrowia publicznego. Nasze dane są w tym względzie uspokajające – stwierdził główny autor obu analiz, Stephen Chanock, dyrektor Oddziału Epidemiologii i Genetyki Amerykańskiego Narodowego Instytutu Raka.

Według aktualnej wiedzy, informacji z lat 90-tych dotyczące mutacji w minisatelitach nie należy traktować jako powodu do obaw. – Nie ma dziś jasnego dowodu, że te zmiany wywołują jakieś problemy zdrowotne – czytamy w „National Geographic”. Nowe badanie oparto na grupie osób badanych już w 1986 roku oraz ich dzieci. Warunkiem było, by choć jeden rodzic był w chwili katastrofy w promieniu 72 km od elektrowni lub pracował przy jej oczyszczaniu ze skażenia.

Od 2014 do 2018 roku zespół kierowany przez Meredith Yeager ze wspomnianego wyżej instytutu badań nad rakiem, przeprowadził sekwencjonowanie genomu 130 dzieci poczętych po katastrofie w Czarnobylu (urodzonych między 1987 a 2002 rokiem oraz ich rodziców. Skorzystano z archiwalnych pomiarów napromieniowania rodziców rekonstruując dokładną dawkę, którą otrzymała każda osoba. W ten sposób odkryto np., że gonady ojców zaabsorbowały promieniowanie 100 krotnie większe niż przy jednym prześwietleniu miednicy.

Chcąc ocenić na ile dzieci ucierpiały na skutek napromieniowania rodziców naukowcy przeczesali genomy małych pacjentów w poszukiwaniu mutacji de novo, czyli delikatnych różnic w DNA dziecka których nie można znaleźć u żadnego z rodziców. Mutacje takie są absolutnie naturalną konsekwencją działania naszej machinerii komórkowej. Pojawiają się czasem podczas dzielenia się komórek, gdy materiał genetyczny jest kopiowany dalej.


Błędy się zdarzają, ale zwykle mamy takich przypadkowych mutacji między 50 a 100.  Gdyby było więcej, byłby powód do obaw. Zasadniczo, gdyby promieniowanie faktycznie narobiło szkód, badacze spodziewali się znaleźć więcej takich mutacji u dzieci, których rodzice poddani byli silniejszemu skażeniu. Gdy zespół Yeager przyjrzał się genomom tych 130 dzieci okazało się, że wywołanych przez opad radioaktywny skutków nie było. Największym czynnikiem wpływającym na liczbę owych mutacji de novo był wiek ojców.

Opublikowane w “Science” badanie dotyczące mutacji u dzieci jest ważnym sygnałem dla naukowców na całym świecie zajmujących się ryzykiem skażenia promieniotwórczego. Szczególnie ludności cywilnej dotkniętej przez katastrofy jak ta w 2011 roku w Fukushimie. Stephen Chanock jest zdania, że ustalenia jego własne i kolegów powinny uspokoić ewakuowanych z terenów wokół japońskiej elektrowni. Tym bardziej, że podczas groźnego incydentu 10 lat temu uwolniono jedną dziesiątą promieniowania, które przedostało się do środowiska w 1986 roku.