Denga to choroba wirusowa przenoszona przez komary. Uznawana jest za chorobę tropikalną, chociaż coraz częściej pojawia się również w strefie klimatu umiarkowanego – np. na południu Europy. Wywołuje gorączkę, bóle mięśni i charakterystyczną wysypkę. Niekiedy, gdy denga przybiera ostrą postać, może prowadzić do krwotoków i do śmierci. Szacuje się, że rocznie dengą zaraża się na całym świecie 50 mln ludzi, z czego 20 tys. umiera.

Zakażenie wirusem Zika – występującym w Afryce, ale też w Ameryce Południowej, Azji czy Europie – u dorosłych najczęściej przebiega bezobjawowo. Choroba zagraża jednak ciężarnym kobietom. Wirus Zika powoduje wady rozwojowe płodu, np. małogłowie. Podobnie jak w przypadku dengi, nie istnieje lek skierowany bezpośrednio przeciwko wywołującemu chorobę patogenowi. Lekarze stosują leczenie objawowe.

Do tej samej grupy wirusów – wywołujących gorączki krwotoczne – należą również wirusy Gorączki Zachodniego Nilu i żółtej febry. Wszystkie łączy sposób rozprzestrzeniania się. Ich rezerwuarami są zwierzęta – np. myszy – a patogeny roznoszone są przez różne gatunki komarów.

Czy wirusy zmieniają zapach człowieka?

By zarazić kolejną osobę, wirus nie potrzebuje wiele. Wystarczy jedno ugryzienie komara. Jak zwiększyć szansę, że do niego dojdzie? Zdaniem naukowców, w toku ewolucji wirusy dengi i Zika „znalazły” na to bardzo sprytny sposób.

Malaria i ogólnie stan zapalny zmieniają zapach człowieka. Wiedząc o tym, badacze założyli, że wirusy dengi i Zika robią coś podobnego. By przetestować tę hipotezę, przeprowadzili serię eksperymentów.

Czym pachnie denga?

Najpierw zarazili część myszy laboratoryjnych dengą. Okazało się, że mając do wyboru myszy zdrowe i myszy chore, komary chętniej gryzły te drugie. Następnie naukowcy zbadali, jakie zapachowe molekuły znajdowały się na skórze zdrowych i chorych myszy. Potem wyselekcjonowali te związki organiczne odpowiedzialne za zapach, które występowały częściej na myszach zarażonych dengą.

Na koniec badacze przeanalizowali każdy związek oddzielnie. Nakładali go zarówno na zdrowe myszy, jak i na dłonie ochotników. Okazało się, że komary szczególnie przyciągał acetofen. Duże ilości tego związku chemicznego znaleziono również na skórze ludzi chorych na dengę.

Komary wabi zapach suszonych róż

Co ciekawe, to właśnie acetofen odpowiada za przyjemny aromat suszonych róż. Wytwarzają go bakterie Bacillus, które żyją na skórze ludzi i myszy. Zdrowa skóra wytwarza antybakteryjny peptyd, który ogranicza namnażanie się bakterii. Jak się okazało, zakażenie dengą lub wirusem Zika hamuje produkcję tego peptydu. A tym samym powoduje, że na skórze rozwija się więcej bakterii Bacillus, które produkują więcej przyciągającego komary acetofenu.

Wirus może manipulować mikrobiomem skóry gospodarza, by przyciągać więcej komarów i roznosić się szybciej – zauważa immunolog Penghua Wang, jeden z autorów badania. Jego wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym „Cell”.

Naukowcy chcą teraz sprawdzić, czy zależność, którą odkryli, utrzymuje się również poza warunkami laboratoryjnymi. Jeśliby okazało się, że tak jest, możliwe byłoby poszukanie środków zapobiegawczych. Na razie badacze przetestowali na myszach pochodną witaminy A, izotretynoinę, która stosowana jest do leczenia trądziku.

Izotretynoina hamuje namnażanie się bakterii żyjących na skórze. Naukowcy odkryli, że myszy, które zostały nią posmarowane, produkowały mniej acetofenu. Przez to przyciągały mniej komarów, co potencjalnie zmniejszało ryzyko roznoszenia chorób.


Źródło: EurekAlert.