Charlie Clarke, właściciel kawiarni w Birmingham, przeszukiwał pole w Warwickshire z wykorzystaniem wykrywacza metalu. Nie spodziewał się, że za chwilę stanie się autorem być może jednego z bardziej przełomowych odkryć w historii Anglii.

Biżuteria mogła należeć do założyciela Kościoła anglikańskiego

Poszukiwacz skarbów w pewnym momencie wykrył sygnał i zaczął kopać. Po chwili nie mógł uwierzyć w to, co odnalazł. Była to złota, emaliowana biżuteria z inicjałami XVI-wiecznego angielskiego króla. Tego samego, który doprowadził do rozłamu w Kościele katolickim, stworzył Kościół anglikański i podporządkował władze duchową królowi Anglii.

Medalik w kształcie serca jest częścią łańcucha wykonanego z 24-karatowego złota. Widać na nim atrybuty z herbu Tudorów oraz owoc granatu, który był symbolem Katarzyny Aragońskiej, pierwszej żony Henryka VIII. Roślina ta była dawniej symbolem płodności i odrodzenia, a w tradycji chrześcijańskiej – szlakiem zmartwychwstania Chrystusa. To również zapowiedź, że małżeństwo będzie miało potomstwo. Na odwrocie zawieszki widoczne są inicjały H oraz K.

Medalik mógł zostać podarowany królowi na pamiątkę narodzin dziedzica

Historycy i eksperci nie są jeszcze przekonani, czy biżuteria mogła należeć do króla albo jego żony. Jeśli tak, bardzo możliwe, że był to podarunek, który otrzymał Henryk od Katarzyny w trakcie turnieju rycerskiego, który odbywał się w Westminsterze w 1511 roku. Konkurs został zorganizowany na cześć nowonarodzonego syna angielskiego władcy. Legenda głosi, że naszyjnik miał zawisnąć na szyi konia Henryka VIII, który brał w nim udział na oczach swojej ukochanej.

Medalik ze złotym łańcuchem był badany przez naukowców z British Museum / fot. Dan Kitwood/Getty Images

Według kronik i legendy monarcha miał walczyć pod pseudonimem „Sir Cuer Loyall” (tłum. red. Sir Oddane Serce). Miał być to wyraz miłości i lojalności wobec Katarzyny Aragońskiej, która urodziła Henrykowi dziecko. Badacze dziejów Anglii twierdzą, że biżuteria w kształcie serca była bardzo rzadka w czasach w okresie panowania Tudorów. Historycy sugerują, że jeśli rzeczywiście należał do władcy, może to pokazywać, jak bardzo królowi zależało na posiadaniu męskiego potomka.

Naszyjnik był tylko pretekstem do zademonstrowania siły dynastii Tudorów

Jak wskazuje brytyjski dziennik „Independent”, bardzo istotną kwestią dla Henryka było zachowanie swojego rodu i posiadanie dziedzica. Niewiele wcześniej zakończył się konflikt zwany Wojną Dwóch Róż. W latach 1455–1485 toczyła się krwawa wojna domowa pomiędzy dwoma rodami: Lancasterów oraz Yorków (obydwie rodziny miały w herbie różę).

Wszystko zaczęło się od tego, gdy królowi Henrykowi VI Lancaster niespodziewanie urodził się syn. Władca cierpiał na chorobę umysłową, którą odziedziczył po dziadku, dlatego prawie wszyscy wątpliwi, że to jego dziecko. W dodatku na dworze nieustannie plotkowano o romansie królowej Małgorzaty Andegaweńskiej.

Yorkowie, którzy liczyli na przejęcie tronu, tuż po narodzinach dziecka wszczęli bunt, który stał się początkiem 30-letniego konfliktu. Ostatecznie nowym władcą Anglii został Henryk Tudor, spokrewniony z Lancasterami ze strony matki. Wojna zakończyła się po śmierci ostatniego pretendenta do tronu Perkina Warbecka, Flamandczyka z Tournai, który podawał się za Ryszarda, księcia Yorku. Tak rozpoczęła się nowa era panowania Tudorów.

Co stało się z medalionem?

Historycy zastanawiają się jednak, co medalik robił na polu, na którym kilkaset lat temu był las. Wiarygodne mogą być dwie hipotezy. Po pierwsze, nowonarodzony syn Henryka VIII zmarł niedługo po narodzeniu. Król Anglii z żalu mógł oddać medalik jednemu z dworzan, który następnie zgubił go podczas jazdy konno w Warwickshire. Inna zakłada, że biżuteria została wykradziona z dworu, a złodziej ukrył ją tam podczas ucieczki przed strażnikami.

Naukowcy zapowiadają, że przeprowadzą w przyszłości kolejne badania, które mają na celu ustalić, kto był posiadaczem amuletu. Pewne są dwie rzeczy. Biżuteria z pewnością jest autentyczna i wykonana z najwyższą starannością. Oznacza to, że musiała być zlecona przez niezwykle zamożną osobę np. wyższą szlachtę.

Po drugie, medalion nie został jeszcze wyceniony, ale już wiadomo, że Charlie Clarke zarobi na nim bardzo duże pieniądze, którymi podzieli się z właścicielem działki. W Wielkiej Brytanii bowiem, inaczej niż w Polsce, taki skarb nie jest własnością państwa. 50% ceny trafia do znalazcy, a 50% do właściciela ziemi. Tak było np. w przypadku skarbu wartego prawie półtora miliona złotych, odnalezionego w trakcie remontu domu.

Źródło: Independent, The Guardian