Wszelka wiara ma swoje korzenie w strachu. Ludzie od najdawniejszych czasów obawiali się nie tylko samej śmierci i kresu życia, ale również żywota teraźniejszego i tego, co ich otacza. To między innymi ekstremalne zjawiska naturalne, które trudno było wówczas w logiczny sposób wyjaśnić. Ale ludzie bali się również czegoś bardziej prozaicznego, czegoś, co jest nieodłącznym elementem nocy – ciemności.

Strach przed ciemnością

Wyobraźmy sobie czasy, w których jedynym źródłem światła jest Słońce, a mrok oświetlać można było jedynie pochodnią lub ogniskiem. Nocą do życia budziły się stworzenia, które za dnia spały, a niektóre drapieżniki dopiero po zachodzie słońca wychodziły na żer. W ciemności widzimy lub wydaje nam się, że widzimy najstraszniejsze rzeczy, jakie tylko możemy sobie wyobrazić. „Ciągle się boję, że coś jest w pobliżu” – śpiewał Bruce Dickinson, wokalista Iron Maiden w piosence „Fear of the Dark”.

Wiara w monstra, potwory i duchy była najprawdopodobniej konsekwencją strachu przed ciemnością. Ku pokrzepieniu duszy, społeczeństwa niemal każdej cywilizacji tworzyły bogów i religie, które były swoistą tarczą przed złem tego świata. Wiara pomagała w szukaniu odpowiedzi na trudne pytania i nadawała sens życiu. Bogowie często związani byli z porami roku i kalendarzem słonecznym. Tak było na przykład w wierzeniach Majów.

Obserwacje nieba według Majów

W trudnym do przewidzenia życiu jedna rzecz była niemal niezmienna. Słońce codziennie pojawiało się na niebie, żeby po kilku-kilkunastu godzinach zniknąć za horyzontem. Majowie przywiązywali bardzo dużą uwagę do obserwacji gwiazd. Lud ten wierzył, że widoczne ciała niebieskie były istotami boskimi, a ich ruchy były interpretowane jako podróże bogów między Ziemią, podziemnym światem a innymi niebiańskimi miejscami.

– Starożytni Majowie byli prawdopodobnie jednymi z najwspanialszych obserwatorów nieba. Prowadzili systematyczne obserwacje ruchu Słońca, planet i gwiazd. Na podstawie tych obserwacji stworzyli złożony system kalendarza, który regulował ich świat. Był jednym z najdokładniejszych kalendarzy czasów przednowożytnych – wyjaśnia Kimberly H. Breuer, badaczka cywilizacji Majów na University of Texas w Arlington.

8 kwietnia 2024 nad Pacyfikiem można było ok. 19 naszego czasu podziwiać jedyne w tym roku całkowite zaćmienie Słońca. Współcześnie jest to bardzo interesujące i spektakularne zjawisko, ale niemal każdy potrafi wyjaśnić, dlaczego do niego dochodzi. Tysiące lat temu, w czasach Majów nie byłoby to tak oczywiste i wywołałoby niemałe poruszenie.

Czym dla Majów było zaćmienie Słońca?

Majowie kojarzyli zachody słońca ze śmiercią i rozpadem. Każdego wieczoru bóg słońca Kinich Ahau odbywał niebezpieczną podróż przez Xibalbę, czyli majańskie zaświaty, aby narodzić się na nowo o wschodzie słońca. Według mitologii Majów, zaćmienie Słońca było niczym fatum. To omen, który zwiastował przyszły kataklizm.

Kinich Ahau był uosobieniem dobrobytu i porządku. Jego brat Chak Ek – Gwiazda Poranna, czyli planeta Wenus – kojarzony był z wojną i niezgodą. Mieli wrogie relacje i walczyli o dominację. Majowie wierzyli zatem, że ich potyczkę można było oglądać w niebiosach. Podczas zaćmień Słońca w całości można zobaczyć planety, gwiazdy, a czasem nawet komety.

Gdy Kinich Ahau (czyli Słońce) był ukryty za Księżycem, Majowie wierzyli, że ich bóg umiera. Aby przywrócić równowagę światu i skierować go na właściwy kurs, konieczne były rytuały. A te wymagały często brutalnych ofiar.

W rytuałach brała udział elita Majów, a przede wszystkim król. Przebijali sobie ciała, a następnie upuszczali krew, którą palili ku czci boga słońca. Majowie uważali, że „krew królów” była najwyższą formą ofiary, która miała wzmocnić boga Kinich Ahau. Według mitologii, bogowie stwórcy również oddali swoją krew i zmieszali ją z kukurydzą (świętą rośliną Majów), aby stworzyć pierwszych ludzi.

Po krótkim czasie Słońce zaczyna wyłaniać się zza Księżyca. To oznacza, że Kinich Ahau został uratowany, a ofiara miała sens. Majowie mogli zatem znowu cieszyć się dostatkiem i wierzyć, że pomogli swojemu bogu. Przynajmniej na kilkanaście miesięcy. 

Źródło: The Conversation.