Latający fotograf, podniebny fotograf, szybujący fotograf – to określenia, jakie najczęściej pojawiają się przy Twoim nazwisku. W końcu wybrałeś dość nietypową drogę fotografa lotniczego, ale zaczynałeś na lądzie. Grand Prix Wielkiego Konkursu Fotograficznego NG zdobyłeś za fotoreportaż „Słoń, niewolnik własnej potęgi”. Fotografujesz jeszcze czasem „na dole”? 

W trudnym momencie życia podjąłem decyzję, że z wieloletniej pasji fotograficznej uczynię zawód. Ponieważ byłem już pilotem paralotniowym uznałem, że mało popularna fotografia lotnicza (mówimy o roku 2005) jest ciekawą przestrzenią do zagospodarowania. Po kilkunastu latach spędzonych na podniebnych wycieczkach fotograficznych, rzeczywiście zapracowałem sobie na „łatkę” latającego fotografa. Oczywiście fotografuję też chodząc po ziemi. Coraz częściej jednak, chcąc skoncentrować się na przeżywaniu chwili, zamiast na jej uwiecznianiu, posługuję się telefonem lub niezobowiązującym aparatem kompaktowym.

"Słoń, niewolnik własnej potęgi". Fotoreportaż, który zdobył GPX WKF 2008 / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Skąd wzięła się Twoja miłość do latania? 

Myślę, że większość z nas zna uczucie zazdrości towarzyszące obserwacji ptaków swobodnie przemieszczających się w przestworzach. Moim pierwszym, dłuższym niż skok z drzewa, doświadczeniem lotniczym był swobodny (bez silnika) lot na paralotni. Ku własnemu zaskoczeniu uniosłem się już podczas pierwszej próby.  Kontakt z ziemią po kilkudziesięciu sekundach lotu na szczęście nie przysporzył mi poważnych obrażeń ciała, a hormony szczęścia poszybowały w górę. Zakochałem się w lataniu.

Paralotniarz nad porannymi mgłami / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Teraz fotografia lotnicza często kojarzy się z fotografowaniem z drona. Fotograf pozostaje na ziemi, a unosi się sam sprzęt. Opcja zapewne bezpieczniejsza i wygodniejsza. Próbowałeś kiedyś fotografować z drona? Co myślisz o tego typu fotografii?

Z czysto technicznego punktu widzenia dron jest doskonalszym narzędziem do fotografowania i filmowania z powietrza niż paralotnia. Właściwie jego przewaga jest oczywista. Są jednak dwa dosyć istotne aspekty przemawiające za paralotnią. Pierwszy to zasięg. Podczas jednego lotu mogę spędzić w powietrzu około 3-4 godzin i pokonać dystans około 100-150 km. W tym czasie jestem w stanie zobaczyć całkiem spory kawałek ziemi. Drugą ważną cechą paralotni jest to, że zabiera mnie w górę. Daje możliwość zbliżenia się do świata ptaków, bezpośredniego doświadczenia przestrzeni.

Nasuwa mi się porównanie fotografii z malarstwem, lub druku 3D z rzeźbiarstwem. Mimo że fotografia i druk 3D dają szybsze i doskonalsze efekty, malarstwo i rzeźbiarstwo mają się całkiem nieźle.

Fotografia z cyklu "Pola z duszą" / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Jakie emocje towarzyszą Ci, kiedy jesteś w górze? Powiedziałbyś, że dominują te pozytywne, czy to jednak mieszanka różnych wrażeń? 

Latanie wiąże się z ryzykiem, jego świadomość jest mniej lub bardziej stresująca. W powietrzu bywa turbulentnie. Wtedy napięcie rośnie. Jednak widoki i możliwość swobodnego poruszania się w trzech wymiarach rekompensują wiele. Latanie uzależnia.

W górze sam sobie jesteś sterem i żeglarzem, ale jesteś też w pewnym sensie bezbronny. Czy masz na swoim koncie jakąś niebezpieczną przygodę, po której pomyślałeś, że warto zrobić przerwę od latania? 

Mam za sobą doświadczenie dwóch poważnych wypadków. Pierwszy skończył się zniszczeniem sprzętu, w drugim dodatkowo złamałem kręgosłup. W obu sytuacjach zbagatelizowałem sygnały, które jasno wskazywały, że lepiej pozostać na ziemi. Jak do tego doszło? W moje myślenie wkradła się rutyna i zbytnia pewność siebie. Jednak po wypadkach możliwie szybko wracałem w powietrze. To chyba jedyna możliwość, żeby nie utrwalić w sobie paraliżującego strachu. Jako mąż i ojciec mam świadomość, że stres związany z lataniem towarzyszy też mojej rodzinie i to jest mocno obciążające. Wielokrotnie rozważałem możliwość rezygnacji z latania. Kilka dni temu wykonałem pierwszy lot po ponad rocznej przerwie. Właściwie myślałem, że już nie będę latał…

Z cyklu "Estetyka destrukcji" - ptaki nad zbiornikiem odpadów z zakładów produkujących sodę, okolice Inowrocławia / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Mówi się, że z góry widać lepiej, a Ty obserwujesz świat z góry od kilkunastu lat. Powiedz – czy rzeczywiście taka perspektywa pozwala zobaczyć coś więcej, czego z poziomu lądu nie jesteśmy w stanie dostrzec? 

Więcej, ale też mniej. Na pewno inaczej. Każdy, kto choć trochę poważniej podchodzi do fotografowania wie, że czasami wystarczy przemieścić się o krok lub dwa, przykucnąć lub podnieść aparat nieco nad głowę żeby diametralnie zmienić to, co finalnie zobaczymy na zdjęciu. Perspektywa ma znaczenie. Konkretne obiekty: droga, pole, rzeka, budynek, widziane z powietrza stają się elementami abstrakcyjnej układanki. Kiedy na nie patrzę, koncentruję się na kompozycji obrazu, relacjach między poszczególnymi obiektami, harmonii i rytmie. Wartość dokumentalna schodzi na drugi plan.

Z cyklu "Estetyka destrukcji": zbiornik odpadów elektrociepłowni w Turku / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Często odkrywasz w pozornie znanych krajobrazach niewidoczne wcześniej wzory czy obrazy. Ale czy na przestrzeni lat dostrzegasz też, jak zmienia się nasze naturalne środowisko?

Świat się zmienia. Zmiany są mniej lub bardziej dynamiczne, trwałe lub czasowe. Zdarza się, że wracam w to samo miejsce po kilku latach i widzę, że wygląda inaczej. Jednak sensowne wnioski dotyczące przyczyn, dynamiki i kierunku zmian w naszym środowisku można wyciągnąć w oparciu o metodyczne badania. Ja takich nie prowadzę. 

W cyklu "Pola z duszą" czasami wracam w to samo miejsce, żeby zobaczyć jak wygląda o innej porze roku lub jak zmieniło się w ciągu kilku lat. / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Z tematem zmian klimatu i ochrony przyrody związana jest też po części Twoja nowa książka „Woda”. W końcu coraz więcej mówi się o tym, że woda pitna staje się towarem deficytowym na świecie. Czy w momencie, kiedy powstawały fotografie do tej książki, myślałeś że zostanie tak odebrana? 

Fotografie, które prezentuję w książce „WODA” powstawały na przestrzeni kilkunastu lat. Woda - nośnik życia - powszechnie występuje na ziemi. Ma wpływ na procesy erozyjne, szatę roślinną, jest ważną częścią krajobrazu. Jej dostępność uważamy za coś oczywistego. Wystarczy przekręcić kurek i jest. Korzystamy z niej często bezrefleksyjnie. Przykład: na początku pandemii pojawiły się w mediach filmy, na których celebryci i politycy zachęcają do mycia rąk. Odkręcamy kurek z wodą, nawilżamy ręce, aplikujemy mydło, woda cały czas płynie z kranu, następnie 30 sekund dokładnie wcieramy mydło, woda płynie, płuczemy ręce, zakręcamy kurek. Zależy mi, abyśmy byli wrażliwi na świat, który nas otacza. Chcę pokazywać różnorodność i piękno ziemi żeby wzbudzić refleksję na temat środowiska, w którym żyjemy. Gdyby dobre nawyki rozprzestrzeniały się tak szybko, jak koronawirus, świat byłby zupełnie inny.

Z cyklu "Estetyka destrukcji": zakwitnięte wody zalewu Turawskiego / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Jak długo trwały prace nad książką? Kiedy powstały pierwsze fotografie i narodził się sam pomysł? 

Pomysł narodził się w redakcji NG w roku 2015. Zaproponowano mi wydanie albumu we współpracy z Hydropolis  - wrocławskim muzeum wody - którego odwiedzenie serdecznie polecam. Temat jednak umarł śmiercią naturalną. Niespełna rok później znajomi założyli Fundację Wspierania Sztuki DIFA i zaproponowali mi wydanie autorskiego albumu. Od razu pomyślałem o WODZIE. Pracowaliśmy wspólnie przez kilka miesięcy angażując wiele czasu i emocji. Zbyt wiele emocji. Praktycznie gotowy projekt trafił na półkę na kolejne 4 lata. W 2020 roku, w tym samym gronie, postanowiliśmy raz jeszcze wejść do tej rzeki. Tym razem z sukcesem, który zawdzięczam wielu wrażliwym i mądrym ludziom. Z perspektywy czasu cieszę się, że w 2016 roku nie wyszło. To była dla mnie bardzo trudna i ważna lekcja. 

Z cyklu "Pola z duszą": Oczy zieloności. Fotografia znalazła się na okładce Travelera  / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)

Twoje prace pokazują, że fotografia krajobrazowa może być swoistym narzędziem ochrony środowiska. W końcu pokazujesz ludziom, co mogą stracić, jeśli nie zmienią swoich nawyków i nie zawalczą o naturę. Myślisz, że taka zmiana jest możliwa, że jeszcze możemy ten negatywny trend odwrócić albo zatrzymać?  

Bardzo bym chciał, żeby kolejne pokolenia odziedziczyły po nas czystą ziemię, bez głodu, wojen i chorób. Jest w nas jednak głęboko zakorzeniona potrzeba podporządkowywania sobie świata i konsumpcji. Ta potrzeba sprawiła, że żyje się nam wygodnie. Ceną, którą płacimy, jest zanieczyszczone powietrze i woda, masowe wymieranie gatunków, przyspieszenie zmian klimatycznych, choroby cywilizacyjne. Przyroda od milionów lat pięknie się reguluje. Poradzi sobie również z nami. Wydaje mi się, że powszechna zmiana myślenia z „mieć” na „być” będzie możliwa jedynie na skutek czegoś znacznie mocniejszego niż obecna pandemia. Od dawna uważam, że nie trzeba lecieć na drugi koniec świata, żeby się zachwycić, zrelaksować i wypocząć. Kilka godzin spędzonych lesie, wśród śpiewu ptaków, czyni cuda.

 

Z cyklu "Estetyka destrukcji": Żelazny Most - składowisko odpadów poflotacyjnych KGHM / (fot. Paweł Młodkowski/pawelmlodkowski.pl)


Paweł Młodkowski jest fotografem polskiej edycji National Geographic, a także laureatem wielu prestiżowych nagród. Jego prace były nagradzane i wyróżniane między innymi w konkursach: National Geographic, Sony World Photography Awards, International Photography Awards, Pilsner Urquell International Photography Awards, Pix de la Photographie, Moscow International Photography Awards.

Paweł Młodkowski - fotograf miesiąca National Geographic Polska. / Fot.: Małgorzata Telega

Więcej: 
https://www.instagram.com/pawel_mlodkowski/
http://pawelmlodkowski.pl
https://www.facebook.com/locolot