Król Mswati III żyje w świecie jak z innej epoki. Tak opisał jego urodzinowe przyjęcie reportażysta Wojciech Jagielski w książce „Nocni wędrowcy”: „Gospodarz był władcą całą gębą, ostatnim prawdziwym królem w Afryce, który nie tylko panował, ale rządził, nie tylko przewodził swoim poddanym, ale uważał się za ich opiekuna i właściciela. Przyjęcie urządzono na piłkarskim stadionie; już od świtu ściągali tam z gór wojownicy w lamparcich i bawolich skórach, pióropuszach, z włóczniami i tarczami. Na boisku wojskowe i szkolne orkiestry grały marsze i standardy jazzowe, a kobiety w kolorowych perkalowych sukniach wirowały w plemiennych tańcach. Najznamienitszych gości zwożono limuzynami przed trybunę honorową, na której obok jubilata zasiadła królowa matka”.

Król Mswati III to władca przyzwyczajony do luksusów

Mswati III może wszystko. W 2018 roku postanowił – z okazji swoich 50. urodzin – zmienić nazwę kraju. Dotychczas znany był jako Suazi lub Swaziland, odtąd miał funkcjonować jako Eswatini. Powód zmiany? Podobno stary termin – choć odwoływał się do nazwy miejscowego ludu – za bardzo kojarzył się z czasami kolonialnymi. Ponadto mógł rzekomo wprowadzać w błąd, bo po angielsku Swaziland łatwo myli się ze Switzerland, czyli Szwajcarią.

Nie byłoby to jednak skojarzenie absurdalne, gdyby wziąć pod uwagę luksusy, w jakie opływa Mswati III. W 2019 roku podano do wiadomości, że kupił 120 samochodów BMW na użytek rodziny królewskiej. Oraz 19 luksusowych Rolls-Royce’ów – z myślą głównie o matce i swoich piętnastu żonach.

Bo monarcha z Eswatini jest władcą absolutnym. Nie tylko może sobie zmienić nazwę kraju. I nie tylko może wydawać, ile chce, podczas gdy ponad połowa z 1,2 miliona mieszkańców jego państwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Przysługuje mu także prawo do wyboru żon podczas corocznego tzw. Tańca Trzcin (Umhlanga).

Taniec Trzcin, czyli tradycja i gwałt

Ceremonia jest tak sławna, że do Eswatini przyjeżdżają na nią turyści z całego świata. O jej kulisach opowiada też film dokumentalny Andrzeja Fidyka „Taniec Trzcin” (2000).

To kilkudniowe święto odbywa się w sierpniu lub wrześniu. Z całego kraju do królewskiej rezydencji przybywają tysiące dziewcząt, które następnie wyruszają na pola trzciny. Ścinają ją i przynoszą w hołdzie panującemu i jego matce. Śpiewają przy tym, tańczą, stroją włosy, w znacznym stopniu pozostając jednak roznegliżowane. Jeśli król zawiesi oko na którejś z uczestniczek, może pojąć ją za żonę. Wiele dziewcząt, wychowanych w biedzie, z pewnością o tym marzy. Jednak podczas święta narażone są także na molestowanie i gwałty ze strony strażników.

Przy tym Eswatini to kraj potężnie zagrożony przez AIDS. Zarażona może być nawet jedna trzecia dorosłych mieszkańców. W miejscowej tradycji używanie prezerwatyw i monogamia nie są szczególnie poważane. Inicjacja seksualna odbywa się przedwcześnie. Dopiero w ostatnich latach władze zaczęły ostrzej przeciwdziałać AIDS.

Jednak – zdaniem publicystów – to właśnie król Mswati III powinien dać przykład. Tymczasem on podrzucił pomysł (niezrealizowany), by chorych sterylizować i oznaczać! Potem złamał celibat, narzucony młodym Suazyjczykom i Suazyjkom w latach 2001–2005, gdy sam zapałał żądzą do nastolatki. Oskarżano go nawet o porywanie dziewcząt.

Można odnieść wrażenie, że władze kraju przez lata chętniej walczyły z minispódniczkami niż z powszechnym przyzwoleniem na gwałty. Obok chorób, bezrobocia, biedy, zmuszania dzieci do pracy oraz represji wobec mniejszości LGBT, przedmiotowe traktowanie kobiet to jeden z głównych problemów Eswatini.

Plotki i protesty

A jakie problemy ma król? Pechowy był dla niego rok 2011. Najpierw 23-letnia żona zdradziła go z przyjacielem – ministrem sprawiedliwości, przez co musiało dojść do skandalicznego rozwodu. Potem pojawiły się jeszcze bardziej zadziwiające plotki.

„W grudniu 2011 zaczęły krążyć pogłoski, że król Mswati bierze udział w jakichś przedziwnych zwierzęcych rytuałach. Corocznie w Suazi organizowany jest festiwal Incwala. (…) Świętuje się powrót króla do życia publicznego po okresie, w którym oddaje się on duchowej kontemplacji. Obchody służą też wzmocnieniu władzy królewskiej. Z festiwalem zawsze wiąże się mistyka, a od tajemnic aż się roi, ale jeden ze świadków postanowił przemówić. Sithembiso Simelane był przez dziesięć lat członkiem królewskiego pułku Intyatsi i uczestniczył w święcie Incwala. Na swoim koncie na Facebooku opublikował to, co widział podczas festiwalu. Opowiedział między innymi o tym, że król doznaje duchowego oczyszczenia za pomocą magicznego węża. (…) W prawdziwe zdumienie wprawiają jednak słowa, że król uprawiał rytualny seks z wołem” – pisze norweski dziennikarz Mikal Hem w książce „Jak zostać dyktatorem. Podręcznik dla nowicjuszy”. Opis tego rytuału może przyprawić o mdłości i aż trudno uwierzyć, by rzeczywiście miał miejsce.

Jednakże plotki, psujące królowi opinię, to nie wszystko. Narasta opór polityczny w kraju. Jego ojciec w latach 70. zawiesił konstytucję i rozwiązał parlament. Syn niespiesznie przywracał demokratyczne zasady. Zaczął od wznowienia prac parlamentu. Zagwarantował, przynajmniej teoretycznie, wolność wypowiedzi.

Jednak to król mianuje premiera i innych najważniejszych urzędników, może zawetować każdą ustawę parlamentu. A w kraju nie funkcjonują żadne partie polityczne, ponieważ zostały zdelegalizowane. Na przykład partia komunistyczna – aktywna podczas prodemokratycznych protestów w Eswatini w 2021 roku, w trakcie których wojsko zabiło przynajmniej 27 osób – działa w podziemiu, z terenów sąsiedniego RPA lub Mozambiku.

Anachroniczny system, który nie może przetrwać

Wygląda na to, że Mswati III był zaskoczony skalą ubiegłorocznych protestów. Przez lata przyzwyczaił się głównie do hołdów. „Szambelan dworu miłościwie panującego Mswatiego III uprzedził mnie, bym na sam widok władcy przykucał i przypadkiem albo przez zapomnienie nie doprowadził do przykrej, kłopotliwej dla wszystkich sytuacji, w której spoglądałbym monarsze prosto w twarz. Ktoś mógłby pomyśleć – jak równy równemu” – pisał Jagielski w swej książce z 2009 roku.

Król Mswati zwołał akurat ważną naradę w sprawie konstytucji i zgodnie ze zwyczajem wezwał wszystkich do swojego kraalu w wiosce Eludzidzini. Tego dnia pasterze wypędzili królewskie stada bydła na górskie pastwiska, by w pustej zagrodzie, na trawie usianej krowim łajnem znalazło się miejsce dla poddanych, a także zagranicznych ambasadorów i korespondentów, których władca zaprosił, by dać dowód swojej postępowości. Ponieważ miejsc siedzących nie przewidziano, a dworska etykieta zakazywała stać wyprostowanym w obecności króla, dwudniową naradę wszyscy cudzoziemcy spędzili w niewygodnym przysiadzie” – to kolejny cytat z tej książki.

Cudzoziemcy, spragnieni egzotyki, pewnie chętnie posiedzą w przysiadzie. Niewykluczone jednak, że mieszkańcy Eswatini długo już nie wytrzymają życia w anachronicznym systemie, pod dyktatem monarchy absolutnego. Ojciec Mswatiego III panował do śmierci w wieku 82 lat. Trudno uwierzyć, że obecny monarcha pójdzie w jego ślady i przetrwa na tronie do roku 2050.