Do utraty łączności między maleńkim wiropłatem a łazikiem-laboratorium Perseverance doszło 3 maja. Na łaziku znajduje się stacja przesyłowa odbierająca dane zbierane przez Ingenuity i przekazująca je dalej, poprzez Mars Relay Network, a następnie Deep Space Network, na Ziemię. Było to najlepsze rozwiązanie, ponieważ helikopterek jest niewielki i bardzo lekki. Waży niespełna dwa kilogramy i przy obecnych parametrach ta waga nie powinna być wyższa. Dlatego to ciężki łazik wziął na siebie dodatkowe zadanie.

Ingenuity stracił kontakt z Ziemią, ale udało się go odzyskać

Jednak do zerwania komunikacji nie doszło w wyniku usterki wewnętrznej czy błędu oprogramowania. Winny był sam Mars. W tym okresie roku dochodzi na Czerwonej Planecie do sezonowego wzrostu ilości pyłu w atmosferze. Jest to oznaka zbliżającej się marsjańskiej zimy. To nagromadzenie pyłu uniemożliwiło panelom słonecznym Ingenuity pełne naładowanie akumulatorów. Podczas marsjańskiej nocy jeden z instrumentów śmigłowca wszedł w stan tzw. niskiej mocy i zresetował zegary.

„Gdy następnego dnia wzeszło słońce i zaczęło ładować baterie helikoptera, zegar Ingenuity nie był już zsynchronizowany z tym znajdującym się na pokładzie Perseverance. Dlatego gdy dron próbował skontaktować się ze stacją bazową na łaziku, jego sygnał nie był odbierany” – można przeczytać w oficjalnym oświadczeniu NASA.

Na szczęście utrata komunikacji była krótkotrwała. Gdy inżynierowie NASA zrozumieli, gdzie leży problem, wydali Perseverance komendę nieustannego nasłuchu. Dzięki temu po dwóch dniach łączność powróciła.

Zawsze wiedzieliśmy, że marsjańska zima i sezon burz piaskowych będą poważnym wyzwania dla Ingenuity” – napisał w oświadczeniu Teddy Tzanetos z NASA Jet Propulsion Laboratory. „Naszym najwyższym priorytetem jest utrzymanie komunikacji z Ingenuity w ciągu najbliższych kilku solów” – dodał. Sol to marsjańska doba.

Problem z zasilaniem, którego doświadczył Ingenuity, nie jest nowy

Podobne problemy miały wcześniej łaziki marsjańskie. Słynny Opportunity, który działał na Marsie od 2003 roku i ostatecznie zamilkł w 2019 roku, kilkukrotnie przerywał nadawanie ze względu na burze piaskowe, które zasypywały jego panele słoneczne. Jednak wracał do pracy i naukowcy przez długi czas nie wiedzieli, jak do tego dochodziło. Okazało się, że na Marsie, poza burzami piaskowymi, występują też mikro-trąby powietrzne. Zmiatały one piach z paneli, co pozwalało na ponowne naładowanie akumulatorów.

Jednak w przyszłych misjach helikopterów marsjańskich, a wiemy, że plany ich są już dość zaawansowane, nie można liczyć na łut szczęścia. Problem będzie musiał zostać rozwiązany. Szczególnie, że wiropłaty mają służyć jako zwiadowcy. Mają wlecieć tam, gdzie człowiek lub maszyna naziemna nie zdoła. Również do jaskiń i rozpadlin. A tam będzie panowała ciemność i wyjątkowo niskie temperatury. Przypomnijmy, że średnia temperatura na Marsie wynosi około minus 80 stopni Celsjusza. W rozpadlinach może być znacznie niższa.

Misja Ingenuity to wyjątkowe osiągnięcie NASA

Jednak na razie cieszmy się tym, że dron Ingenuity działa nieprzerwanie od czasu uruchomienia. Warto pamiętać, że w założeniu miał być tylko demonstracją technologii. Wykonałby swoją misję nawet wtedy, gdyby tylko raz wzleciał w powietrze i wylądował. Tymczasem do tej pory wykonał 28 lotów o łącznej długości niemal siedmiu kilometrów.

Niedawno Ingenuity przesłał na Ziemię zdjęcie starożytnego marsjańskiego krateru Jezero. 23 kwietnia, w trakcie 27. lotu drona, udało się uchwycić linię grzbietu Fortuna. Stanowi on granicę między dwiema wulkanicznymi formacjami na dnie krateru. Wcześniej Ingenuity wykonał z powietrza zdjęcie lądownika, dzięki któremu półtora roku temu wylądował na Marsie.