W ostatnich setkach lat człowiek dramatycznie przyśpieszył proces transformowania powierzchni Ziemi według własnych, nie zawsze mądrych potrzeb. Za efekt w postaci zniszczonego środowiska i klimatu odpowiadają często idee sięgające 2000 lat wstecz ekonomiczno-religijne każące człowiekowi „czynić Ziemię sobie poddaną”. Naprzeciw nim stają koncepcje posthumanizmu, zrównujące nas z innymi gatunkami, odbierając wraz z antropocentryzmem rzekomo inherentne prawo do wykorzystywania przyrody bez zahamowań.
 
Nowe, multidyscyplinarne badanie z Uniwersytetu stanu Maryland wzmacnia ten pogląd pokazując, jak człowiek zmienia ekologię Ziemi od 12 tys. lat, niekoniecznie niszcząc planetę czy brutalnie ją wykorzystując. Przed nadejściem judeochrześcijańskiego systemu wartości dominowały te, gdzie wielość bogów łączyła się silnie z ich naturalnym pochodzeniem. Ludzkość powiązana silnie z takimi bóstwami w naturalny sposób żyła w symbiozie z naturą.

Choć przez większą część istnienia homo sapiens żyli w zgodzie z otaczającym światem, nadal formowaliśmy go. I zaczęliśmy dużo wcześniej, twierdzą autorzy badania opisanego w „Proceedings of the National Academy of Sciences” (PNAS), niż dotąd sądzono. - Społeczeństwa wykorzystywały swoje otoczenie w sposób zrównoważony, utrzymujący bioróżnorodność w relatywnie niezmienionym stanie. Czasem wręcz zwiększając ją na równi z własną produktywnością – tłumaczy w informacji prasowej Erle Ellis, zajmujący się na Uniwersytecie w Maryland systemami środowiskowymi.

Za badaniem stoi zespół geografów, archeologów, antropologów, ekologów i naukowców zajmujących się ochroną przyrody. Reprezentują oni Australię, Argentynę, Chiny, Holandię, Niemcy oraz Stany Zjednoczone.  Po przeanalizowaniu naszego „władania nad Ziemią” i zestawieniu z globalnymi zmianami w bioróżnorodności, uczeni zauważyli, że w okresie 10 tys. lat p.n.e. ludzie dokonali transformacji niemal 75 proc. powierzchni lądów (przebieg tych zmian można zobaczyć tutaj). 
Fabian Lambeck/CC ASA 4.0
Nowe odkrycie dokonane przez pracowników ponad tuzina instytucji i ośrodków naukowych z całego świata stoi w sprzeczności z wynikami części analiz sugerujących, że do 1500 roku n.e. większość lądów była nadal niezamieszkała. Autorzy sugerują, że obecny kryzys dotykający bioróżnorodności nie jest skutkiem niszczenia dzikich terenów, ale raczej zmiany sposobu zarządzania obszarami znajdującymi się już pod stabilną kontrolą, czytamy.

- Obszary Ziemi określane dziś jako „naturalne” czy „dzikie” zdradzają ślady wieloletniego użytkowania przez ludzi. Nawet 12 tys. lat temu ludzie kształtowali planetę, w tym 95 proc. lądów na szerokościach umiarkowanych i 90 proc. lasów tropikalnych – wyjaśnia James Watson, współautor badania z University of Queensland.

Publikacja z PNAS sugeruje też, że naprawić obecny kryzys mogłoby globalne wspieranie czy wręcz przekazywanie sterów zarządzania zagrożonymi obszarami w ręce lokalnej, często rdzennej ludności, najlepiej rozumiejącej warunki utrzymania równowagi w danym zakątku świata. Posługują się oni strategiami sadzenia, udomawiania zwierząt i zarządzania ekosystemami w sposób czyniący ich środowisko bardziej produktywnym, ale też zwiększającym bioróżnorodność.
Fabian Lambeck/CC ASA 4.0
 – Nasze badanie pokazało silną korelację pomiędzy obszarami bogatymi przyrodniczo i terenami zajmowanymi od pokoleń przez ludność tubylczą czy inaczej rdzenną dla danego obszaru - wyjaśnia prof. Nicole Boivin z wydziału historii człowieka Instytutu im. Maxa Plancka w Jenie. Praktyki rdzennych mieszkańców nawet i kilka tysięcy lat temu przekładały się czasem na ginięcie gatunków. Ale w skali makro sposób wykorzystywania lądów przez tradycyjne lokalne wspólnoty pozwolił na utrzymanie bioróżnorodności w niezmienionym stanie przez setki lat.

- Dzisiejszym problemem nie są ludzie, jako tacy. Chodzi raczej o sposób wykorzystywania ziemi przez uprzemysłowione społeczeństwa. Charakteryzują go niezrównoważone (nie dające się utrzymać przez długi okres) techniki rolne i nielimitowane pozyskiwanie zasobów – dodaje prof. Boivin.