B jak Muzeum Bardo – najważniejsze muzeum Tunezji, w którym zgromadzone zostały wszystkie cenne znaleziska z tutejszych wykopalisk. Mieści się w Tunisie, stolicy kraju. Obejrzeć w nim możemy np.: unikatowe kolekcje mozaik powstałych między II a IV w. n.e. Na uwagę zasługuje również sam budynek, będący siedzibą muzeum, czyli dawny Pałac Brado, oficjalna kiedyś siedziba bejów husajnickich.

C jak chaos, który nieustannie panuje na tunezyjskich drogach. Przepisów ruchu nikt tutaj nie przestrzega, a pieszy na drodze to wróg i należy go po prostu wyeliminować. Zanim więc podejmiemy wyzwanie przejścia np. na drugą stronę ulicy, radzę rozejrzeć się dokładnie i … przeskoczyć co sił w nogach, sprytnie przebiec lub przecisnąć się między pojazdami, wszystko to w zależności od natężenia ruchu. Samochody, wielbłądy, osiołki niebezpiecznie ocierają się o siebie, kierowcy nerwowo pokrzykują, i naprawdę trudno się zorientować, czy są to wyzwiska, czy przyjacielska wymiana zdań. Towarzyszy temu wszystkiemu nieustający dźwięk klaksonów. Częstą przyczyną korków są … spotkania towarzyskie na środku skrzyżowania. Nie należy się zbytnio irytować (to nic nie da) tylko spokojnie poczekać, aż kierowcy opowiedzą sobie wszystkie ważne sprawy i rozjadą w dwóch przeciwnych kierunkach.

D jak Duz – brama na Saharę. Mała miejscowość wśród daktylowych palm, za którą rozpościera się odwieczna kraina piasku. Nic tylko wydmy i niemiłosiernie palące słońce. Z tego miejsca rozpoczyna się większość turystycznych wypraw na wielbłądach w głąb pustyni.

E jak El-Dżem – niepozorne miasteczko usytuowane wokół jednego z efektowniejszych zabytków rzymskich w Afryce. To tu, wśród wszechobecnego kurzu, znajduje się wspaniale zachowane Koloseum, które widoczne jest z odległości kilkunastu kilometrów i stanowi niewiele mniejszy odpowiednik znanej na całym świecie budowli z Wiecznego Miasta. Powstałe w latach 230-238 n.e., zaskakuje swym ogromem do dnia dzisiejszego.

F jak fontanny ukryte na małych placykach wśród zielonych powojów. Źródło czystej, zimnej wody oraz miejsce towarzyskich spotkań, sprzyjające wykluwaniu się wszelkich ploteczek, krążących wśród kobiet miejscowej społeczności.

G jak galabija – arabski, szeroki, luźny płaszcz wykonany zazwyczaj z samodziału przędzonego w domowym zaciszu. Bardzo popularny wśród ludności zamieszkującej nie tylko Tunezję, ale też inne kraje arabskie wybrzeża Morza Śródziemnego. Lekki i ciepły – w wersji damskiej zaopatrzony w kaptur, na którego spiczastym końcu dynda śmieszny kutasik.

H jak Hammamet – miasteczko wypoczynkowe nad brzegiem zatoki Hammamet. Piękne, piaszczyste plaże, eleganckie hotele, uliczki wysadzane palmami, kawiarnie, dyskoteki i wszechobecny, zniewalający zapach jaśminu, który jest symbolem tej miejscowości.
Najlepszą porą na spacer po kurorcie jest wieczór, gdy gorące powietrze przenika chłodna bryza od strony morza. Miasto budzi się wówczas do życia. Restauracje i kawiarnie przeżywają prawdziwe oblężenie. Tunezyjczycy całymi rodzinami przystępują do celebrowania kolacji. Przy suto zastawionych stołach siedzą dziadkowie, rodzice, ciotki, wujkowie i dzieci. Wszyscy głośno rozmawiają, śmieją się i biesiadują do samego rana. Medina, czyli stare miasto, jest efektownie podświetlona żółtymi i pomarańczowymi światłami. W jej wnętrzu kryje się labirynt wąskich uliczek, ślepych zaułków, małych placyków z meczetami i łaźniami oraz sklepów, w których ceny są „specjalnie niskie dla Polaków”, gdyby naturalnie dać wiarę temu, co krzyczą handlarze. Życie nocne zamiera wczesnym świtem i wracając z dyskoteki do hotelu zmuszeni jesteśmy stać w korku ulicznym.

I jak inszallah, czyli w imię Allaha – wykrzyknik często używany przez Tunezyjczyków, ale tylko w ciągu dnia. W godzinach wieczornych zastępuje go powiedzenie: „w nocy Allah śpi” – co oznacza, że jego wyznawca może sobie trochę pofolgować, przekraczając co nieco surowe nakazy dotyczące np. picia alkoholu.

J jak jazda terenowymi samochodami po górskich oazach – kamienie wyskakują spod kół, przepaść z prawej strony a skalna ściana z lewej. Szalony kierowca, zachęcony nerwowymi chichotami, jeszcze bardziej dociska pedał gazu. Oazy, góry, pagórki, ruiny miast, które przestały już istnieć. Wszystko to miga przed naszymi oczami, a kierowca popisuje się znajomością języka polskiego, licząc do dziesięciu.

K jak Kartagina – punickie miasto powstałe w XII w. p.n.e. Jak głosi legenda zostało podbite, zrównane z ziemią i symbolicznie posypane solą, aby nic nigdy więcej tu nie urosło. Jednak już w 44 r. p.n.e. Juliusz Cezar wskrzesił to miejsce. W chwili obecnej podziwiać możemy wzgórze Byrsa, ruiny rzymskiego amfiteatru, termy Antoniusza i porty punickie.

L jak laba w eleganckim hotelu, nad brzegiem basenu lub morza – popijając kolorowe drinki z parasolką lub palemką i delektując się tunezyjską kuchnią, relaksujemy się pod ciepłym afrykańskim słońcem.

M jak Matmata – malutka wioska oddalona o 45 km na południowy zachód od Kabisu. To tu można spotkać troglodytów, którzy od wielu wieków mieszkają w wydrążonych w ziemi jamach. Każdy pagórek w tej okolicy to jeden dom, do którego docieramy ciasnym, wydrążonym w ziemi korytarzem, zakończonym czymś w rodzaju głębokiej studni pod gołym niebem. W jej bocznych ścianach wyciosane są bardziej lub mniej przestronne jamy, które pełnią funkcję sypialni, kuchni itd. Tylko dzięki takim pomieszczeniom można przeżyć w tej okolicy, gdzie słońce jest zabójczo gorące.

N jak Nabul – kolejne turystyczne miasteczko. Nowoczesne hotele sąsiadują tutaj z typową arabską architekturą, a kolorowe bazary rozłożone na środku ulicy przyciągają turystów z najbardziej oddalonych zakątków miasta. Stąd można również rozpocząć fascynującą podróż lokalnym autobusem do Kelibi, gdzie znajduje się stary fort, dumnie wznoszący się nad błękitnym morzem. Wybudowany przez Bizantyjczyków w VI w. n.e. do dnia dzisiejszego zachwyca swym majestatem. Najciekawsza w całej wyprawie jest jednak sama jazda miejscowym autobusem, którym podróżują głównie tubylcy, przewożący ze sobą wszystko, co tylko się zmieści. Od środków czystości, materiałów budowlanych, po stary klozet, kury w klatce i kozy na sznurkach.

O jak oaza, skąpana w księżycowym blasku. Palmy, połyskujące gwiazdy „na wyciągnięcie ręki” i migoczące ogniska, przy których na kolorowych dywanach siedzą podróżni w galabijach i turbanach na głowach. Palą, piją, jedzą. Dyskutują zawzięcie, śpiewają i klaszczą, gdy w krąg ogniska, w rytm wybijany na bębenku, wkracza skąpo odziana tancerka. Jej brzuch, dłonie i ramiona poruszają się płynnymi ruchami, hipnotyzując oglądających ją mężczyzn.

P jak palenie fajki wodnej na dachu jednej z licznych w medinach kawiarenek – popijając miętową, słodką herbatę z orzeszkami ziemnymi, zaciągam się tytoniem truskawkowym, bananowym, różanym lub innym. Czas płynie wolno, a my kontemplujemy otaczający nas świat: suszące się na sąsiednim tarasie pranie, bawiące się dzieci, kobiety ukryte pod czadorami.

R jak rachatłukum – kolorowa miękka galaretka, posypana cukrem pudrem lub wiórkami kokosowymi. Iście arabski łakoć.

S jak Sidi Bu Said – białe miasteczko, o błękitnych drzwiach i oknach, tarasowo przyklejone do skalnego zbocza nad brzegiem morza. Tu, pomimo ogromnej liczby turystów, można przycupnąć na kilka minut na jednym z ukwieconych skwerów i obserwować ludzi z całego świata, którzy biegają po tym bajkowym miejscu, zachwycając się pięknem, wynikającym z prostoty.

T jak Tunis – stolica Tunezji, miasto, w którym architektura francuskiego stylu kolonialnego miesza się ze stylem arabskim. To tutaj białe wille, otoczone werandami, wznoszą się obok wiekowych meczetów. Bramą Morską możemy dostać się do mediny. Labirynt wąskich uliczek wciąga nas w głąb starego miasta. Na ulicznych straganach w wysokie kopce usypane są orzeszki, pistacje, rodzynki, morele i daktyle. Na dużych miedzianych tacach bloki chałwy pokryte są kropelkami tłuszczu, a ogromne francuskie naleśniki zawija się w codzienną gazetę. W małych sklepikach ze starociami można dokopać się prawdziwych skarbów: starego sztyletu, srebrnej bransolety czy kunsztownie rzeźbionego czajniczka do parzenia kawy.

Z jak zabawa w nocnych klubach i dyskotekach – tu nawet samotne kobiety znajdą partnerów do tańca. Fordanserzy powracają!

W jak wahhabizm – religijna doktryna, utworzona około 1744 r., głosząca powrót do „pierwotnej czystości” islamu, do prostoty i surowości obyczajów – zdecydowanie niepopularna wśród młodych Tunezyjczyków.
 
Tekst: Agnieszka Budo