Z Katarzyną Nosowską, Pawłem Krawczykiem i Robertem Ligiewiczem, członkami zespołu HEY, rozmawia Julia Lachowicz. Julia Lachowicz: W zeszłym roku obchodziliście dwudziestolecie istnienia zespołu. Przez ten czas zagraliście razem setki koncertów, przejechaliście tysiące kilometrów po Polsce i Europie, w ciasnym busie. I po tym wszystkim chcieliście wyjechać jeszcze na wspólne wakacje na koniec świata? Brzmi jak koszmar! Czy wy nie mieliście ochoty od siebie wreszcie odpocząć? Robert Ligiewicz: To ja odpowiem pytaniem na pytanie. Czy wyjazd z mężem na 20. rocznicę ślubu byłby dla ciebie koszmarem? Bo nasz zespół trzeba raczej traktować w kategoriach rodzinnych.

J.L.: Wyjechaliście bez swoich drugich połówek. Robert: No właśnie, trzeba było przekonać rodziny, by zostały w domu. Paweł Krawczyk: Uknuliśmy więc pewnego rodzaju intrygę. Każdy miał powiedzieć, że ta wyprawa to rodzaj obozu kondycyjnego przygotowującego do trasy. Jakoś przeszło.

J.L.: Jakieś inne ustalenia? Robert: Na przykład dotyczące bagażu. Zarządziłem, że podróżujemy tylko z podręcznym. Żadnych walizek. Bo to miała być podróż backpackerska. Katarzyna Nosowska: Musiałam pożegnać się z kremem przeciwzmarszczkowym; zawsze sprzedają je w wielkich słoikach. A przecież ja najmłodsza już nie jestem! Ale nie było zmiłuj, kosmetyczka musiała być ograniczona do minimum. Pomyślałam: trudno, najwyżej się przez ten Wietnam zestarzeję. Gdy udało mi się w końcu spakować, poczułam, jakbym zdobyła sprawność w harcerstwie.

J.L.: Dlaczego akurat Wietnam? Robert: Kasia, Paweł i ja już tam byliśmy rok wcześniej, podczas naszej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Wietnam spodobał nam się najbardziej. Chcieliśmy też wrócić do Kambodży. Katarzyna: Po powrocie zamęczaliśmy resztę zespołu opowieściami o tej wyprawie. My w naszych wspomnieniach odlatywaliśmy, oni nie do końca wiedzieli, o czym mówimy. Ale chyba zazdrościli. Paweł: Gdy padło hasło, że znowu we trójkę jedziemy do Azji, Marcin i Jacek stwierdzili, że dołączają, i powstał pomysł jubileuszowego wyjazdu.

J.L.: Nie rozczarowali się Wietnamem? Paweł: Najpierw nieco stresowali się wyjazdem do tak egzotycznego kraju. Katarzyna: My we trójkę byliśmy bardziej wyluzowani. Rok wcześniej jechaliśmy z kilogramem leków na malarię, zaszczepieni na wszystko, co się da. Z pełną paranoją. Powtarzaliśmy sobie, żeby pić tylko butelkowaną wodę. Żadnych kostek lodu z niepewnego źródła. Robert: Do czasu pierwszej kolacji. Katarzyna: Było upalnie, więc odruchowo wypiłam połowę szklanki. No cóż, pomyślałam. Najwyżej umrę. Najważniejsze, że w tak pięknym miejscu. Robert: Wtedy solidarnie przechyliliśmy swoje szklanki i wypiliśmy wodę do dna.



J.L.: Czy taka solidarność panowała też przy wybieraniu trasy? Robert: W czasie tras koncertowych odkryliśmy, że pełna demokracja w podróży się nie sprawdza. Naszym kierownikiem i kaowcem został więc Paweł. To on starał się pogodzić potrzeby wszystkich. Tak, by każdy był zadowolony. Ale też by było sensownie. Na przykład kilka osób chciało pojechać na północ. Ale to było bez sensu, bo leżał tam śnieg. Katarzyna: Nie mieliśmy nawet ciepłych ubrań. Dokupić na miejscu nie sposób, bo w Wietnamie ludzie są malutcy. Nie ma naszych rozmiarów. Paweł: O tym, co chcemy zobaczyć, rozmawialiśmy codziennie przy kolacji. Ogromnej! Strasznie dużo jedliśmy. Raz w Kambodży zamówiliśmy tyle, że wszystkie potrawy nie zmieściły się na stole.

J.L.: Rozmawialiście o nowej płycie Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan, nad którą przed wyjazdem pracowaliście? Paweł: Fajnie by to wyglądało w gazecie, co? Że pojechaliśmy po muzyczne inspiracje... Ale nie, to były nasze wakacje. Katarzyna: Ale przecież parę razy zdarzało się, że wymyślaliśmy jakieś linie melodyczne i dyskutowaliśmy o płycie. Poza tym taka podróż zawsze coś zmienia, też w nas jako muzykach. Na przykład mi bardzo pomogła przy tekstach. Coś po tych podróżach zmieniło mi się w głowie.

J.L.: Piszesz bardziej pozytywnie? Katarzyna: Coś się we mnie odblokowało. Mam większy spokój. W Azji podoba mi się, że ludzie mają własny rytm. Że na wszystko jest czas. Jak jedzą, to w skupieniu. Jak się modlą, to prawie w transie. Co będzie, to będzie. Wiadomo, że trudno mi żyć tak w Polsce. Ale próbuję choć trochę czerpać z tej filozofii.

J.L.: Buddyzmu? Katarzyna: Nie wyznaję żadnej religii, ale buddyzm w jakiś sposób stabilizuje mój mental. Mam odjazd na te wszystkie ichnie dewocjonalia. Cały czas robiłam zdjęcia posążków Buddy. Brałam udział w nabożeństwie, choć niewiele z niego rozumiałam. Jakieś sukno, jakieś śpiewy. Poddałam się tłumowi.


J.L.: Mieliście kryzysy? Katarzyna: Każdy miał jakieś chwilowe załamania. Ja na przykład od razu po wylądowaniu w Ho Chi Minh. Przez pierwsze dwa dni płakałam non stop. Wyłam po prostu. Nie wiem, czy to hormony, czy zmęczenie podróżą. Chłopcy wiedzieli, że mi przejdzie, choć oczywiście nie rozumieją takich babskich jazd. W końcu się ogarnęłam. Paweł: Ja nie miałem kryzysu. Katarzyna: To dlaczego kilka razy mówiłeś, że masz już dość całej tej podróży? Paweł: Jak wszyscy stroili focha, że tego nie, tamtego nie, to faktycznie się wkurzałem. Ale to nie było załamanie.

J.L.: A wszechogarniająca bieda? Jak na nią reagowaliście? Katarzyna: Niektórzy z nas mocno przeżyli wizytę w Kambodży. Ja jak głupia rozdawałam kasę dzieciakom na ulicy. Wiem, że to nie jest dobre. Ale dla mnie, jako matki, widok głodnych, zaniedbanych dzieci był zbyt trudnym przeżyciem. Tak sobie z nim radziłam. Paweł: Mnie szokowało, że parę ulic od przyjemnego hoteliku ciągną się slumsy, w których ludzie żyją prawie na ulicy.

J.L.: Odechciewa się typowych turystycznych atrakcji? Paweł: Od początku staraliśmy się schodzić z turystycznego szlaku. Na ile się dało. Przed wyjazdem sporo czytaliśmy – jakich miejsc unikać, a gdzie jechać. Katarzyna: Na przykład podróżnicze blogi.

J.L.: Jakie miejsce okazało się największym zaskoczeniem? Paweł: Wyspy Con Dao i Phu Quoc. Do pierwszej z jakiegoś powodu nie dotarła masowa turystyka. Piękna przyroda. Spokój. Raj na ziemi. Na Phu Quoc muzyka. Gdzieś w środku dżungli stała opuszczona stołówka. Nagle zaczęły z niej dochodzić jakieś niesamowite dźwięki. W tej dziczy rozbrzmiewała muzyka, jakiej my w ogóle nie znamy. To było niemal mistyczne doznanie! J.L.: Podzielicie się wrażeniami z podróży z waszymi fanami? Paweł: Był z nami Grzegorz Lipiec, reżyser, który nakręcił już o nas kilka filmów. I on całą tę naszą podróż filmował. Katarzyna: Premiera teledysku zmontowanego z tego materiału do utworu Podobno oraz film z podróży już w maju. Robert: Nakręcił tyle materiału, że można zrobić serial. Paweł: Pewne jest, że to będzie bardzo prawdziwy film o Hey.

J.L.: Czyli jaki? Katarzyna: Bez pozowania. Bez mówienia, co kręcić, czego nie. Będzie widać, jak ze sobą żyjemy. Jak podróżujemy, co jemy, o czym gadamy. Że się szanujemy. I przez te 20 lat dotarliśmy się na dobre. Ja już na przykład wiem, że chłopaków wkurza, gdy wchodzę do jakiegoś sklepu „na minutę”, a nie ma mnie przez godzinę. I wszyscy czekają. Teraz po prostu mówię, że ich dogonię.


J.L.: No właśnie, a co przywieźliście z tej podróży? Katarzyna: Chciałam kupić instrumenty. Paweł: Ale wszystkie, jakie widzieliśmy, były dziadowe. Poza tym nie mieliśmy jak ich zabrać w naszych mikrobagażach. Robert: Przywieźliśmy tylko po wietnamskim kapeluszu. I kilka tysięcy zdjęć. Katarzyna: Ja chciałam chłonąć to, co mnie otaczało, wszystkimi zmysłami. Skupić się na doświadczaniu. Mały bagaż uczy, że można żyć bez wszystkich tych rzeczy. Niestety po powrocie, po mniej więcej miesiącu, przeszło mi nieco. Już zaczynam myśleć, że ten pantofelek jest fajny, a tamtą bluzę koniecznie muszę jednak mieć.

J.L.: To może znak, że trzeba planować kolejną podróż? Robert: Planujemy cały czas. Złapaliśmy bakcyla podróżniczego na dobre. Paweł: Ja z Kasią chcemy we wrześniu przejechać koleją transmongolską do Pekinu. Namawiamy Roberta, żeby pojechał z nami. Robert: Ale tydzień spędzić w pociągu? Katarzyna: Dasz radę. No i północ Wietnamu. Musimy dokończyć naszą historię z tym krajem.

J.L.: Zabierzecie resztę zespołu? Katarzyna: Niewykluczone, że gdy im powiemy o naszych planach, nie odpuszczą i dołączą. Robert: Musimy tylko zebrać kasę, bo wbrew pozorom nie mamy jej dużo. A także znaleźć dobry termin dla wszystkich. Wiadomo. Zwyczajne problemy prawdziwych back­packerów.

Więcej zdjęć z tej podróży można znaleźć na stronie www.hey.pl, Facebooku i Instagramie Hey. (Fot. Robert Ligiewicz) Warto wiedzieć: Zespół Hey Jeden z najbardziej znanych polskich zespołów rockowych. Powstał w 1992 r. w Szczecinie. Od samego początku liderką i wokalistką grupy jest Katarzyna Nosowska. Obecnie w składzie, oprócz niej, grają Paweł Krawczyk (gitara), Marcin Żabiełowicz (gitara), Robert Ligiewicz (perkusja), Jacek Chrzanowski (gitara basowa). W listopadzie 2012 r. ukazał się ich 10. studyjny album Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan, który w Polsce uzyskał status platynowej płyty. W maju ma zostać zaprezentowany film o podróży Hey do Wietnamu.