Hotele kapsułowe – śpią w nich nie tylko turyści. Klientami najczęściej są sami Japończycy, którym po długim dniu pracy (lub imprezowaniu do późna) nie opłaca się wracać do domu. Albo z innych przyczyn – ostatnio głównie przez kryzys gospodarczy i finansowy związany z pandemią koronawirusa. Niektórzy stracili dach nad głową i wynajmują kapsuły nawet przez kilka miesięcy.

Michał Cessanis w Tokio. Tak wyglądają japońskie hotele kapsułowe

Podczas pobytu w Tokio spędziłem jedną noc w hotelu Nine Hours Otemachi, zaledwie kilka minut spacerem od Pałacu Cesarskiego. Jego nazwa – 9 godzin – nawiązuje do hasła reklamowego tej sieci „Przez godzinę zmywaj z siebie pot z całego dnia, przez 7 godzin śpij, a rano przez godzinę możesz szykować się do wyjścia”. W hotelu można jednak przebywać dłużej niż dziewięć godzin. Za noc w kapsule zapłaciłem 180 zł. Oto moje spostrzeżenia.

W hotelu mogłem zameldować się o godzinie 14:00, doba zaś kończyła się o godzinie 10.00. Warto wiedzieć, że nawet przy dłuższym pobycie w takim miejscu goście i tak każdego dnia muszą się wymeldować i ponownie zameldować popołudniu. Kapsułę można również wynająć tylko na popołudniową drzemkę (od godz. 14 do 21). Płaci się wówczas 1000 jenów (ok. 30 zł) za pierwszą godzinę i po 500 jenów za każdą następną.

Hotel kapsułowy Nine Hours Otemachi w Tokio. / fot. Michał Cessanis

Meldując się, otrzymałem specjalny zestaw dla hotelowego gościa. W siateczkowej torbie była szczoteczka do zębów i pasta, dwa ręczniki – duży i mały, dywanik pod prysznic oraz piżama w uniwersalnym rozmiarze, w którą ledwo się zmieściłem. Była także instrukcja z zasadami przebywania w hotelu. Najważniejszy był zakaz głośnych rozmów i obowiązkowe wyciszenie telefonu.

Noc w „kokonie” nie dla wysokich?

W tym hotelu cztery pierwsze piętra były dla mężczyzn, a kolejne trzy dla kobiet. Na każdym piętrze było 18 kapsuł. Moja kapsuła na drugim piętrze miała numer 217 i wchodziło się do niej po drabince. Była na końcu korytarza, z dala od wspólnej przestrzeni z szafkami na bagaż i toaletami, dzięki temu miałem więcej spokoju.

Przy wzroście 188 cm obawiałem się, że nie zmieszczę się w moim „kokonie”. Jednak okazało się, że miałem dla siebie wystarczająco dużo miejsca. W kapsule była pościel, a także gniazdko USB do ładowania np. telefonu oraz lampka do czytania. Prywatność dawała spuszczana ręcznie żaluzja, przez którą jednak przebijało światło z korytarza, co utrudniało mi zaśnięcie.

Kapsuła do spania w hotelu Nine Hours Otemachi. / fot. Michał Cessanis

W przechowalni bagażu połączonej z łazienką były szafki na walizki i plecaki z numerami odpowiadającymi kapsułom. Otwierało się je kodem QR wydrukowanym w recepcji.

W hotelu nie było restauracji, baru, ani automatu z napojami – choć nie jest to regułą w tego typu hotelach. Poza tym, w kapsułach był zakaz jedzenia. Jeść i pić – to, co kupiło się na mieście – można było na parterze, przy stolikach i blacie do pracy tuż obok recepcji. Tutaj także były miejsca do ładowania telefonów i komputerów. W całym hotelu bardzo dobrze działał bezpłatny internet.

Planujesz nocleg w hotelu kapsułowym? To warto wiedzieć

Co najbardziej mnie zaskoczyło? Pozytywnie – na pewno wielkość kabiny. Spodziewałem się miejsca klaustrofobicznego, tymczasem w kapsule miałem naprawdę sporo przestrzeni. Bardzo wygodny był także materac. Na każdym piętrze była duża łazienka – z trzema umywalkami, trzema prysznicami oraz trzema toaletami. Nie było więc problemu, by z nich korzystać. Miłym zaskoczeniem było również śniadanie podawane w kawiarni za rogiem (kawa i bananowe ciasto), wliczone w cenę rezerwacji.

Największym minusem były odgłosy chrapania innych mieszkańców hotelu. Niosły się po całym piętrze, być może także moje chrapanie (tak, zdarza mi się) przeszkadzało innym. W każdym razie wybudzałem się kilka razy i wstałem niewyspany.

Poza tym, będąc w Japonii, przez cały pobyt miałem problem ze snem. Zapewne miała na to wpływ różnica czasu (plus 8 godzin). Tak więc moje niewyspanie w hotelu kapsułowym nie musiało być wynikiem chrapania innych gości, a raczej jetlagu i rozregulowania zegara biologicznego. No ale cóż, bezsenność w Tokio też jest podróżniczym doświadczeniem.