– Każde przebudzenie było niespodzianką, że ciągle żyję. Zastanawiałem się, ile człowiek może znieść, zanim umrze. Ale wierzę w karmę. Widać tak musiało być – opowiadał Ricky Megee w jednym z telewizyjnych wywiadów. – Każdego roku w tej części Australii ginie około 300 osób. Być może ja przeżyłem po to, aby ostrzec innych. Powiedzieć im, co tu się zdarza. Choć to nie zabrzmi dobrze, mówiłem ludziom: nie pomagajcie innym w tej części Australii, to może być niebezpieczne. Czasami traciłem nadzieję, żegnałem się w myślach z bliskimi, płakałem i czekałem na śmierć. Poddawałem się. Każdego dnia, kiedy przed zapadnięciem zmroku wyruszałem na poszukiwanie jedzenia, słyszałem, jak porywy wiatru do złudzenia przypominają dźwięk nadjeżdżającego samochodu, ale ten się nie pojawiał.

Ricky zbudował sobie kryjówkę, rodzaj szałasu z gałęzi i kijków. Podczas ostatnich tygodni znalazł schronienie pod skrzydłami starego, przewróconego wiatraka i w jamie, którą sam wykopał. Na dodatek stało się również dokładnie to, co Ricky mógł widzieć w filmie Cast Away z Tomem Hanksem. Rzucony na bezludną wyspę bohater sam musi pozbyć się chorego zęba. Bez znieczulenia. Jeden z poranków również przyniósł Australijczykowi przykrą niespodziankę. Ricky poczuł, że na dziąśle ma ogromną, bolącą zgorzel. Jedna część twarzy była sparaliżowana. Megee przypuszczał, że mógł ukąsić go pająk, i uznał, że umrze, jeżeli nie pozbędzie się zęba. Na kamieniu naostrzył kluczyki do samochodu i dwukrotnie mdlejąc z bólu, przeprowadził operację resekcji bolącego zęba. Jej szczegóły, które wraz z Gregiem McLeanem opisał w książce Pozostawiony na śmierć, mogą przyprawić o torsje. Nikt, kto kiedykolwiek siedział na fotelu dentystycznym, nie chce sobie wyobrazić, co oznacza usuwanie zainfekowanego zęba bez znieczulenia. Już za to Ricky’emu należy się medal.  


Każdy dzień się liczy

– W dniu, kiedy zostałem uratowany, usłyszałem odgłos jakby podobny do wiatru – opowiada Ricky. – Ale ten dźwięk był inny, zmieniał się gwałtownie. Wtedy dotarło do mnie, że to nie może być wiatr. Wydostałem się z dziury, w której mieszkałem, byłem jednak tak słaby, że upadłem. I wtedy ujrzałem samochód, który zatrzymał się sto metrów przede mną. Jadący nim ludzie myśleli, że jestem duchem.
Tak po 71 dniach Ricky Megee powrócił do świata żywych. Do świata, w którym nikt nie chciał uwierzyć w jego opowieść. Po pierwsze nikomu nie wydawało się możliwe, żeby przeżyć tak długo na australijskiej pustyni. Po drugie nikt nie wierzył w to, że można stracić 60 kg masy ciała i nadal żyć.

– Po tygodniach głodowania jadłem niemal przez 24 godziny na dobę. Nie mogłem się powstrzymać. Sprawiło to, że szybko przybrałem na wadze, ale nie spowodowało to regeneracji tkanki mięśniowej, więc wyglądałem jak balon. Uratowała mnie dopiero ścisła dieta, która jednak nie wpływała pozytywnie na moje samopoczucie. Powrót do normalnego stanu, kiedy mogłem samodzielnie chodzić po mieście czy podnosić cięższe przedmioty, zajął mi ponad sześć miesięcy – wspomina nasz bohater. Wraz z nową partnerką osiadł w Dubaju, marząc o wyjeździe do Afryki i pomocy potrzebującym. Swoją historię sprzedał telewizji, napisał też książkę.

– Od chwili powrotu mniej oglądam się na potrzeby materialne – mówi. – Nie zależy mi na zdobywaniu pieniędzy, jak kiedyś. Dotąd chciałem tylko korzystać z otaczającego świata, teraz odczuwam potrzebę dawania czegoś od siebie innym. Cieszę się każdym dniem.