Co robić, gdy zachowania władcy odbiegały od normalności? Najbardziej oczywista odpowiedź to odwołać go i przekazać koronę następcy. Problem w tym, że dla wielu dygnitarzy i polityków umysłowa choroba władcy jest bardzo użyteczna. Wykorzystując jego szaleństwo, sami przejmują rządy i nie dopuszczają do abdykacji. Poddanych o tym nie informują, więc lud trwa w przeświadczeniu, że panuje nad nimi mądry i dobry król z Bożej łaski…

Szaleństwo króla Jerzego III

Jerzy III zasiadał na tronie Wielkiej Brytanii przez 60 lat! Dłużej panowała tylko Elżbieta II. Nie rządził w spokojnych czasach. Buntowały się podległe mu kolonie w Ameryce, powstały Stany Zjednoczone, Europą wstrząsały rewolucja francuska i wojny napoleońskie. W każdy z tych konfliktów musiała angażować się Anglia. Najważniejsze decyzje podejmował rząd. Lecz nie mógł tego zrobić bez przyzwolenia króla Anglii

Krótko po swoich pięćdziesiątych urodzinach Jerzy III zjadł śniadanie, przespacerował się po ogrodzie i nagle zaczął przemawiać. W pobliżu nie było nikogo poza służbą i ochroną. Ale król mówił i mówił, bez przerwy przez 16 godzin. Potem zasnął. Obudził się po trzech dniach.

Wyszedł na pałacowe korytarze z poszwą z poduszki na głowie. Wręczał najwyższe odznaczenia państwowe służącym i lokajom. Pisał listy do innych europejskich władców. Z cesarzem, carem i królami dzielił się swymi fantastycznymi wizjami albo obrzucał ich obelgami. Gdyby korespondencja dotarła do adresatów, skutki byłyby fatalne. Dworscy dostojnicy pilnowali jednak, by nic nie wyszło poza mury pałacu. 

Pewnego dnia Jerzy III zaszedł do żony i oświadczył, że z powodu jej choroby psychicznej uznaje ich małżeństwo za rozwiązane. A ponieważ dobro kraju wymaga, by król miał zdrową żonę, która urodzi następcę tronu, zamierza wziąć ślub z jedną z dam z dworu. – Już go wziąłem – doprecyzował po kilku godzinach monologowania. 

Portret Króla Jerzego III, fot: Getty ImagesPortret Króla Jerzego III, fot: Getty Images

Pół roku później, tak samo nagle jak się pojawiły, objawy choroby zniknęły. Król niczego nie pamiętał. Ze zdziwieniem studiował dokumentację opisującą jego stan. Znów rządził mądrze i sprawnie

Dwa lata później nastąpił kolejny atak. Objawy były bardziej niebezpieczne. W przebłyskach świadomości władca rozumiał, co się z nim dzieje i podejmował próby samobójcze. Służba nie mogła spuścić go z oka nawet na moment. 

Porfiria czy choroba dwubiegunowa?

Dalsze panowanie to przeplatające się okresy jasności i całkowitego zaćmienia umysłu. W 1810 roku, a więc w apogeum wojen napoleońskich, król kazał nagle zatrzymywać karetę. Wysiadł, rozłożył ramiona, podszedł do potężnego dębu. Uścisnął gałąź w geście powitania i wdał się w rozmowę.

– Czy wasza Królewska Mość dobrze się czuje? – zapytał towarzyszący mu dworzanin. – Oczywiście – odparł władca najpotężniejszego wówczas imperium świata. – Odejdź, bo rozmawiam o sprawach wagi państwowej z królem Prus. 

„Rozmowa” trwała do zmierzchu. Po powrocie do pałacu lekarze zrobili Jerzemu III lewatywę, puścili krew, podali jakieś zioła. To wszystko, co mogli i potrafili zaordynować. Postawienie prawidłowej diagnozy przekraczało możliwości ówczesnej medycyny, a taka terapia w żaden sposób nie mogła pomóc koronowanemu pacjentowi.

Jego stan systematycznie się pogarszał. Król spędzał całe dnie na dyskusjach z aniołami. W końcu zamknięto go w zamku Windsor, którego nie opuścił do śmierci. Nie odebrano mu korony, ale w 1811 roku parlament powołał regenta, przyszłego Jerzego IV.

Według wielu uczonych władca chorował na porfirię, czyli wrodzone schorzenie metaboliczne. Takie wyjaśnienie miało zdjąć z rodziny królewskiej piętno choroby psychicznej. Jednak najnowsze badania wskazują, że Jerzy III cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową.

Karol VI uważał się za człowieka ze szkła

Podczas wojny stuletniej (XIV–XV w.) na tronie Francji zasiadał Karol VI. Nic nie wskazywało na to, że dzieje się z nim coś dziwnego, rządził spokojnie i rozważnie. Nazywano go Karolem Umiłowanym. W dwunastym roku panowania prowadził armię do krnąbrnej Bretanii.

Nagle zatrzymał się, rozejrzał, uniósł miecz, zerwał konia i z okrzykiem „Zdrada!” rzucił się na towarzyszący mu orszak. Zabił czterech członków własnej świty, kilkunastu poranił. Gdy go obezwładniono, popadł w katatonię. Przez trzy dni niemożliwe było nawiązanie z nim jakiegokolwiek kontaktu. Zastygł w dziwacznej pozie, nie ruszał się, nie mówił, nie reagował na żadne bodźce. 

Potem odzyskał świadomość, ale choroba szybko wróciła. Uroił sobie, że jest kruchy jak szkło i nie dawał się nikomu dotknąć. Własnoręcznie skonstruował stelaż, zamontował go na ramionach i dopiero na niego pozwalał nakładać odzież.

– Jestem ze szkła, rozbijecie mnie – krzyczał przerażony do służących, próbujących go ubrać. Z czasem obsesja tak się pogłębiła, że nie zgadzał się na zmianę odzieży, miesiącami nie pozwalał się umyć. Zyskał nowy, ponury przydomek – Karol Szalony.

Chodził w brudnych, rojących się od wszy łachmanach, całe ciało pokryły mu ropiejące strupy. Gdy fetor w królewskiej komnacie stał się niemożliwy do wytrzymania, zastosowano terapię szokową. Dwunastu mężczyzn usmarowano sadzą, ubrano na czarno, doprawiono im rogi i ogony. Zgodnie z zaleceniami lekarzy wpadli nagle do królewskiego pokoju, a obecny tam urzędnik szeptał królowi do ucha, że to diabły, które porwą go do piekła, jeśli nie weźmie kąpieli. 

Przerażony dał się przekonać i wszedł do balii. Wykąpany odkrył, że nie jest już człowiekiem ze szkła, lecz wilkiem. Odtąd włóczył się nocami po pałacu i przeraźliwie wył. Medycy zastosowali drakońską terapię dla ,,zmniejszenia ciśnienia w głowie”. Wykonali trepanację czaszki. Ale król z dziurą w głowie nadal wył. Zamiast lekarzy sprowadzono więc egzorcystów, lecz i oni okazali się bezradni.

Joanna Szalona, czyli przekleństwo natręctw

Najwięcej niedomagających na umyśle monarchów miała Hiszpania. Ich listę otwiera Joanna Szalona, córka Izabeli Katolickiej i Ferdynanda. Czyli władców, którzy sfinansowali ekspedycję Kolumba i stworzyli podwaliny hiszpańskiego imperium kolonialnego

Po śmierci matki Joanna została koronowana na królową i natychmiast zaczęła budzić niepokój lekarzy. Dziś powiedzielibyśmy, że cierpiała na nerwicę natręctw (zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne), co objawiało się nieustannym myciem dłoni i rozczesywaniem włosów. Dla XVI–wiecznej medycyny zachowanie władczyni stanowiło zatrważającą zagadkę.

Natręctwa nie były jeszcze groźne, ale stan królowej gwałtownie się pogorszył po śmierci zmarłego na ospę męża. Wpadła w skrajną depresję i apatię. Pięć tygodni później nagle odzyskała wigor. Chorobliwie pobudzona, kazała ekshumować zwłoki małżonka. Po otwarciu trumny rzuciła się na nie, całowała rozkładające się już dłonie i stopy.

– Chcę, żeby mój mąż został pochowany jak król w godnym go miejscu, w klasztorze świętej Klary w Tordesillas – oświadczyła. Z wolą królowej nikt nie odważył się polemizować.

Z Madrytu wyruszył kondukt żałobny. Joanna żądała, by szedł wyłącznie w nocy. Pytana dlaczego, odpowiedziała: „Słońce mojego życia zgasło, a żadnego innego nie chce oglądać”. Za dnia trumnę wznoszono do kościołów, otwierano i odprawiano przy niej wielogodzinne nabożeństwa żałobne. Po pogrzebie objawy choroby nie ustąpiły, więc królową zamknięto w klasztorze, w pobliżu miejsca spoczynku jej męża. 

Było oczywiste, że powinna abdykować, ale skłóceni politycy nie dopuścili do tego. Joanna całkowicie pogrążyła się w świecie urojeń. Oskarżała opiekujące się nią zakonnice, że plują na święte obrazy i sikają do kropielnicy w kościele. W każdym widziała wroga dybiącego na jej życie.

Zagrażać jej mieli nie tylko w ludzie. Wykrzykiwała, że jej rodziców pożarł czarny kot z Afryki, który teraz poluje na nią. Przerażona odmówiła wyjścia z klasztornej celi, w późniejszym okresie nawet z łóżka. Brudna, pokryta wrzodami, obolała od odleżyn czekała na śmierć. 

Ta jednak nie nadchodziła. Zgon przyspieszyły dopiero służące, które przez nieuwagę przygotowały zbyt gorącą kąpiel. Królowa doznała poparzeń, rany na nogach już się nie zagoiły. Zmarła po 46 latach spędzonych w całkowitej izolacji. 

Don Carlos z bulimią i zaczarowany Karol II

Prawnukiem Joanny był ulubiony bohater romantycznych poetów i kompozytorów – Don Carlos. Opiewali go jako ofiarę hiszpańskiego despotyzmu i religijnego fanatyzmu. W rzeczywistości urodził się z ciężkimi wadami rozwojowymi, miał jedno ramię i jedną nogę krótszą, niedowidział, niedosłyszał.

Podczas ataków bulimii połykał wszystko, co znajdowało się w jego zasięgu, nie tylko ogromne ilości pożywienia, także pierścienie i inne przedmioty. Z lubością pastwił się nad zwierzętami, wyłupywał oczy kotom i psom, zakatował dwadzieścia koni. Ludziom też nie darował. Szewcowi, który zrobił mu zbyt ciasne buty, kazał je pociąć na kawałki i zjeść.

Mimo oczywistego szaleństwa, antykrólewska opozycja nie dopuściła do odebrania mu tytułu następcy tronu. Obawiając się, że Don Carlos zostanie odizolowany tak jak jego prababka, spiskowcy opracowali plan wywiezienia go z Hiszpanii do Niderlandów. Intrygę jednak wykryto i następca tronu został osadzony w areszcie domowym. Tam po kilku miesiącach zmarł. Opozycja natychmiast oskarżyła jego ojca, króla Filipa II, o zamordowanie własnego syna. Nie ma jednak na to dowodów.

Ostatnim władcą z dręczonej chorobami psychicznymi dynastii hiszpańskich Habsburgów był Karol II. Dworzanie nazywali go Królem Zaczarowanym. To bardzo pochlebny przydomek. Gdy wyswatana mu na żonę portugalska księżniczka Maria Anna zobaczyła go po raz pierwszy, dostała ataku histerii.

Karol II cierpiał na akromegalię, miał nieproporcjonalnie wielką czaszkę, zdeformowaną szczękę, chodził zataczając się. Do tego był impotentem i półanalfabetą, znał litery, lecz nie zdołał opanować umiejętności płynnego czytania i pisania. Kiedy pogrążał się w depresji, nawet najważniejsze dokumenty państwowe przez kilka miesięcy czekały na podpis.

Filip V z chorobą afektywną

Po jego bezpotomnej śmierci hiszpańską koronę przejęła (panująca do dziś) dynastia Burbonów. Jej założyciel Filip V po kilku latach spokojnych rządów zapadł na chorobę afektywną dwubiegunową. W 1717 roku oświadczył, że wkrótce umrze, położył się do łóżka, kazał zapalić świecę i przez 24 godziny na dobę czuwać spowiednikowi u wezgłowia. Gdy śmierć nie nadeszła, trochę porządził i znów się położył.

Po siedmiu latach takiej huśtawki oświadczył, że zrzeka się korony, którą przekazuje synowi. Wola monarchy rzecz święta, więc ją spełniono. Ale syn zmarł kilka miesięcy później na ospę i korona wróciła do Filipa.

Odtąd usuwano z jego zasięgu kałamarze, pióra i papier, by znienacka nie podpisał kolejnego aktu abdykacji. Król całymi tygodniami leżał nieruchomo z palcem na ustach, nie kontaktował się ze światem. Kiedy odzyskiwał zdolność mówienia, wyjaśniał, że już nie wstanie, bo ma stopy różnej długości i nie potrafi chodzić. Od pierwszego ciężkiego ataku panował na leżąco przez 29 lat! 

Inni szaleni władcy

Królewskie małżeństwa zawierane w wąskim gronie spokrewnionych ze sobą rodzin monarszych nierzadko wydawały na świat niedomagające na umyśle potomstwo. Ostatni car z dynastii Rurykowiczów Fiodor I miał umysłowość dobrodusznego dziecka. Polityki zupełnie nie rozumiał i się nią nie zajmował. Większość życia spędził w cerkwiach, wpatrując się w ikony i słuchając dzwonów.

Widoczne dla każdego upośledzenie cara nie przeszkadzało politycznym, intrygantom w trzykrotnym zgłoszeniu jego kandydatury do tronu… Polski. Robili to po śmierci Zygmunta Augusta, ucieczce Henryka Walezego i śmierci Stefana Batorego.

Cesarzowa Meksyku Maria Karolina spędzała życie na pisaniu listów do nieżyjącego męża. Z obawy przed otruciem piła wyłącznie wodę, dietę ograniczyła do orzechów i obranych owoców. W Szwecji przez ćwierć wieku przetrzymywano w izolacji Eryka XIV, który zabił nożem dwóch dworzan i uciekł do lasu, gdzie znaleziono go po długich poszukiwaniach.

W Danii aż 44 lata panował Christian VII, który uroił sobie, że jest podrzutkiem zamienionym w dzieciństwie z prawowitym władcą. Bał się jego powrotu, więc wszędzie węszył spiski i zdradę. Nieustannie walczył z wyimaginowanymi zamachowcami. Już trzy lata po koronacji wyrzucił przez zamknięte okno meble ze swojej komnaty. Dwa lata później z jego apartamentów wyniesiono wszystkie ruchome rzeczy, bo powyrywał nawet okiennice.

Ponieważ lekarze orzekli, że musi w jakiś sposób wyładowywać furię, podsunięto mu czarnoskórego zapaśnika, z którym toczył wyczerpujące pojedynki. Informacje o stanie zdrowia monarchy okrywała tak szczelna kurtyna, że gdy zmarł w 1808 roku, niczego nieświadomi poddani opłakiwali go jako władcę łaskawego i mądrego.

Dziś utrzymanie w tajemnicy tak szokujących informacji o stanie głowy państwa byłoby niemożliwe. Ale czy na pewno wiemy wszystko o kondycji psychicznej tych, którzy nami rządzą?