To mógłby być początek dowcipu. Trzech naukowców – matematyk, ekolog i taksonomista – zostało zamkniętych razem w jednym domu. Było to podczas pandemii koronawirusa, a lockdown trwał bardzo długo. 

Jak badacze liczyli gatunki w mieszkaniu

Badacze postanowili spożytkować jakoś czas, który spędzali na 400 m2. Jak? „Nie minęło wiele czasu, zanim zaczęliśmy się zastanawiać, ile gatunków roślin i zwierząt żyje razem z nami. Zdecydowaliśmy się je policzyć” – piszą Matthew H. Holden, Andrew Rogers i Russell Yong na portalu „The Conversation”. 

Naukowcy przypuszczali, że „współmieszkańców” będzie około 200–300. Podobnie obstawiali ich koledzy, których zapytali o zdanie. Wynik przerósł oczekiwania wszystkich. Po roku liczenia Holden, Rogers i Yong rozpoznali w swoim otoczeniu aż 1150 różnych gatunków.

Dom na przedmieściach 

Niewiele z nich będzie brzmiało dla nas znajomo. Liczenie zostało przeprowadzone w Australii, w Annerley, na przedmieściach Brisbane. Tak właśnie znajduje się miejsce eksperymentu – 200-metrowy dom z trzema sypialniami, stojący na dwa razy większej działce. 

Nic dziwnego, że badacze za zwyczajnych mieszkańców okolicy uznają gatunki, które nam wydają się egzotyczne. Są to ibisy, kukabury (to średniej wielkości ptaki o dużej głowie i potężnym dziobie), oposy i psy latające (czyli rudawki wielkie, należące do największych żyjących na Ziemi nietoperzy).

Niespodziewani wpółmieszkańcy

Oprócz nich w domu i w otaczającym go ogrodzie znalazły się stworzenia, które swoją obecnością zaskoczyły nawet naukowców. „Aż trzech z 1150 odkrytych gatunków nie ma w najważniejszej australijskiej bazie danych o bioróżnorodności” – piszą badacze. Do tej niespodziewanej trójki należy rzadki gatunek komara, mucha piaskowa oraz płaziniec Platydemus manokwari. Ten ostatni nie dość, że jest w Australii gatunkiem inwazyjnym, to jeszcze zmniejsza liczebność rodzimej populacji ślimaków. 

Jak można się domyślić, sporą część odkrytych gatunków stanowiły owady. W sumie naukowcy naliczyli 13 gatunków komarów. A także aż 56 gatunków pająków. Żywiły się one mieszkańcami szuflad – ćmami albo wołkami zbożowymi. 

Zamorskie chwasty 

Badacze przyznają, że w okresie lockdownu nikt nie zajmował się specjalnie ogródkiem. Pojawiło się na nim mnóstwo chwastów. Większość z nich – aż 100 ze 103 roślin – nie należało do gatunków rodzimych. Były to rośliny inwazyjne, pochodzące z innych części świata.

Nieco lepiej sytuacja przedstawiała się z drzewami. W ogródku rosły dwa wiecznie zielone drzewa nazywane „lilly pilly” – czyli Syzygium smithii. Zapewniały one cień, schronienie i pokarm dla zapylaczy i innych owadów. Badacze wyróżnili wśród nich 109 gatunków muchówek. Między nimi było 10 gatunków bzygowatych – zapylaczy na pierwszy rzut oka bardzo podobnych do os. Tych drugich również nie brakowało, podobnie jak pszczół. W sumie os i pszczół naliczono aż 70 gatunków. 

To jednak nic w porównaniu z motylami. W ciągu roku ogród odwiedziło ponad 400 gatunków tych owadów. „Niektóre były wielkości ludzkiej dłoni. Inne tak małe, że ledwo dawało się je dostrzec” – piszą Holden, Rogers i Yong. Z ciekawych odkryć – badacze znaleźli ćmę Scatochresis innumera, która, − gdy znajduje się w stadium gąsienicy − rozwija się w odchodach oposa. Inna gąsienica – Parilyrgis concolor – żyje w sieciach pajęczych. Nie wiadomo, jak unika zjedzenia przez ich twórców. 

 

Sekret dzikiego ogródka 

„Podsumowując, znaleźliśmy znacznie więcej gatunków, niż się spodziewaliśmy” – piszą badacze. Okazało się, że nawet ogródki na przedmieściach mogą tętnić życiem. 

Jest jednak pewien warunek. Musi być w nich dzika roślinność: krzaki, drzewa, chwasty. „Monotonia perfekcyjnie zadbanego trawnika i wypieszczonych rabatek może być miła dla oka (…) jednak nie sprawdzi się jako habitat dla dzikich zwierząt i roślin. Z powodu lenistwa nie pracowaliśmy wiele w ogrodzie. Jednak dając odpocząć kosiarce i odstawiając pestycydy oraz poświęcając część trawnika na rzecz rodzimych drzew, krzewów i chwastów, uzyskaliśmy coś znacznie cenniejszego” – piszą badacze. Tym czymś jest oczywiście bioróżnorodność. 

Badania Rogersa, Yonga i Holdena zostały opublikowane w czasopiśmie „Ecology”.

Źródło: The ConversationEcology