Marzenia we wspomnienia

Dostałam kiedyś od przyjaciółki grafikę, na której widniał napis:  „Zamieniaj marzenia we wspomnienia”. Za kilka dni leciałam na Sri Lankę, a mieszanka strachu i ekscytacji nie pozwalała mi spać - zupełnie jak w podstawówce przed klasową wycieczką. Rozgrzewała mnie myśl, że za parę chwil przeżyję coś, co zapamiętam do końca życia. Zaraz tyle się stanie! Chciałam doświadczyć jak najwięcej, zachwycić się, wchłonąć nowe zapachy, smaki, dźwięki.

Tak naprawdę nawet gdyby nie wydarzyło się nic szczególnego, byłoby szczególnie. Byłam skazana na wyjątkowość: pierwszy raz w Azji, pierwszy raz sama w podróży, pierwszy kokos na plaży, pierwsza podróż pociągiem trzeciej klasy przez pola herbaciane…

Apetyt rósł w miarę jedzenia. Były kolejne wyjazdy, kolejne noce pod rozgwieżdżonym niebem gdzieś na drugiej półkuli, wschody i zachody słońca w z pozoru niedostępnych górach, kolory morza nie do opisania, przypadkowe spotkania, które zaprowadziły mnie w niespodziewane miejsca. W ciągu kilku lat wydawania wszystkich oszczędności na bilety lotnicze i niskobudżetowe wakacje dorobiłam się całkiem pokaźnego album instagramowych stop-klatek #memories #timeofmylife #dontstopmenow

 

„Tu byłem, to widziałem”

Poznałam niedawno człowieka, który robi naprawdę niesamowite rzeczy. Ratuje życie turystom w najwyższych górach świata, a w wolnych chwilach wspina się i fotografuje. Zapytałam dlaczego nie dzieli się z innymi ujęciami z „takiego” życia. Swoim szczerym „ A po co?” zbił mnie z tropu. Zaczęłam wymieniać: żeby dzielić się pasją, zainspirować innych... Odpowiedział, że w jego środowisku nie byłoby to dobrze widziane. - Nie wypada. To tak jakbym się chwalił.   

Tak zaczęła się dyskusja, która zmieniła moje podejście do mediów społecznościowych i podróżowania w ogóle. O co mi chodzi, kiedy publikuję zdjęcia? Co one o mnie mówią? „Tu byłam. Patrzcie, jaka jestem fajna”. Dlaczego właściwie „zamieniam marzenia we wspomnienia”? Czy chodzi tylko o odhaczanie kolejnych pozycji z listy „Do zrobienia przed śmiercią”? O nabicie punktów doświadczenia? Po co kolekcjonuję te przeżycia - dla własnej satysfakcji czy dla uznania ze strony innych? Czy to objaw zdrowego apetytu na świat czy może próżności?

W końcu odpowiedziałam sobie na te pytania i polecam to każdemu, kto podróżuje.

 

W ramce liczy się bardziej?

Wracając do mojego górskiego znajomego. Chciałam dowiedzieć się, co robi z tymi wszystkimi zdjęciami, które przywozi z podróży.

- Część wywołuję - odpowiedział.

Rany, kto jeszcze wywołuje zdjęcia? - pomyślałam. Trzyma je w rodzinnym albumie w nadziei, że kiedyś będzie miał na tyle grzeczne wnuki, że pozwolą mu się zanudzić w któreś popołudnie?

- Oprawiam w ramki i wieszam. Mam do tego ścianę na klatce schodowej. Przypomina mi, że moje życie jest fascynującą przygodą.

I wiecie co? Mnie też ostatnio przybyło kilka ramek i parę tematycznych albumów, ale nie zdecydowałam się na wywoływanie zdjęć. Wydrukowałam je na domowej drukarce HP Ink Tank 415  bezpośrednio z telefonu. Wydajny zestaw tuszy wystarczy na wydruk tysięcy stron. Drukowanie zdjęć było tym prostsze, że mogłam wysłać je bezpośrednio z telefonu.

Materiał promocyjny