Takie historie potrafią podnieść na duchu. Następnym razem, gdy poczujecie, że nic dobrego nie ma prawa wydarzyć się w kolejnych miesiącach, przypomnijcie sobie ten tekst i płynący z niego wniosek – „nigdy nie wiemy, co wydarzy się za chwilę". A może wasza sytuacja zmieni się diametralnie tak samo jak historia tej kawowej odmiany?

Reklama

Miejsce zero? Panama

Są lata 60. XX wieku. Do Panamy trafiają pierwsze sadzonki Geishy. Plantatorzy zwracają na nie uwagę, bo szczególne odmiana arabiki jest bardzo odporna na niektóre choroby trapiące drzewka kawowe i potencjalnie ma być niezbyt wymagająca w hodowli. Niestety, okazuje się, że roślina nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Owszem, nieźle radzi sobie z zaburzeniami, ale jej zbiory są niezbyt obfite, a sama kawa nie wyróżnia się absolutnie niczym. Dochodzi do sytuacji, w której staje się jednym z kawowych „wypełniaczy" w tańszych mieszankach.

Jak od takiej sytuacji doszliśmy do roku 2018, w którym kawa tej odmiany ustanawia nowy rekord ceny, którą zapłacono za worek zielonego ziarna (1772 dolary za kilogram!)? Odpowiedź jest prosta – lata doświadczeń. Przeciętna i nudna kawa, którą hodowali plantatorzy z Panamy potrafi rozwinąć się w coś niezwykłego, gdy poświęci się jej wyjątkowo dużo uwagi. Zasad pierwsza – wysokość. Po latach uprawy tej odmiany okazało się, że swoje walory Geisha uwydatnia dopiero, gdy hoduje się ją odpowiednio wysoko, czyli przynajmniej 1500 m.n.p.m. Zasada druga – bezpieczeństwo. Okazuje się, że ta sama odmiana, która nieźle radzi sobie z jednymi chorobami jest bardzo podatna na działanie drugich, a utrzymanie drzewka kawowego Geishy w zdrowiu nie jest prostym zadaniem. Zasada trzecia – czas. To najbardziej wymagający czynnik dla właścicieli upraw. Drzewka kawowe innych odmian dają pierwsze owoce dobrej jakości po około 3-4 latach. W przypadku Geishy optimum wynosi aż 8 lat.

Najdroższa = najlepsza?

Geisha to idealny przykład, że kawa także może być towarem luksusowym, a takie produkty rządzą się swoimi prawami. Czy wino za 5000 zł za butelkę jest stukrotnie lepsze od tego za pięćdziesiąt? Oczywiście, że nie. Jednak wszystko rozbija się o ekskluzywność. Jeśli wydajemy 100 złotych za 200 gramów kawy, zaczynamy oczekiwać od siebie, że będzie ona nam bardziej smakować. Oliwy do ognia dolewają palarnie, które wiedząc jak działa rynek i nasza podświadomość, podkreślają wyjątkowość tej odmiany specjalnymi edycjami, opakowaniami i historiami.

Jednak czy ta kawa naprawdę jest tak dobra jak mówią? Czas na moją ulubioną odpowiedź – nie wiadomo. W teorii ta kawa powinna być idealna na początek baristycznej przygody. Nuty smakowe są w niej bardzo wyraźne, a smaki złożone i dopełniające się. Czym smakuje? To oczywiście zależy od hodowli i kraju pochodzenia. Problem polega na tym, że smak jest subiektywnym zmysłem i nie da się stworzyć produktu, który smakuje wszystkimi osobom. W teorii moglibyśmy polegać na opinii specjalistów, czyli np. najlepszych baristów na świecie. Ta ścieżka doprowadzi nas do wniosków, że Geisha jest warta swojej ceny. W ostatniej dekadzie Mistrzostw Świata Brewers Cup zdecydowana większość zwycięzców parzyła swoje konkursowe kawy właśnie z Geishy.

Podsumowując – czy Geisha jest warta grzechu? Tak i nie. Jeśli jesteście na początku swojej kawowej przygody, nie polecałbym kupowania całej paczki na swój domowy użytek. Braki w umiejętnościach, kiepska woda i nienajlepszy młynek mogą spowodować, że ten kawowy cymes zrobi wrażenie tylko na waszych portfelach. Jednak jeśli będziecie kiedykolwiek w kawiarni, która ma w swojej ofercie tę odmianę, serdecznie polecam. To będzie prawdopodobnie najdroższa kawa w waszym życiu, ale „ona jest jakby luksusowa".

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama