Reklama

Spis treści:

  1. Jak wygląda życie u stóp nieprzewidywalnego wulkanu Stromboli?
  2. Historia, miłość i ewakuacja – Stromboli zaskakuje na każdym kroku
  3. Odys, Strombolinek i miecznik – czyli jak poznać Lipari na własnej skórze
  4. VIP-y, siarka i zgubiona bransoletka – jak pachnie wakacyjny relaks na Vulcano?
  5. Co warto wiedzieć o Wyspach Liparyjskich, zanim zaplanujesz podróż
  6. Jak zaplanować podróż na Stromboli – krok po kroku

Codzienność na wyspie Stromboli to nie tylko bajeczne krajobrazy i bliskość Morza Tyrreńskiego. To również ciągłe nasłuchiwanie odgłosów wulkanu, którego aktywność potrafi zaskoczyć o każdej porze dnia i nocy. To jedno z najsłynniejszych miejsc wulkanicznych we Włoszech. Pomimo ryzyka, mieszkańcy nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej. Ich podejście do natury, prostota codzienności i lokalna społeczność tworzą unikalny mikroświat, który fascynuje nie tylko podróżników, ale i naukowców.

Jak wygląda życie u stóp nieprzewidywalnego wulkanu Stromboli?

To właśnie wyspę Stromboli zauważam jako pierwszą z pokładu promu, który w sezonie kursuje co godzinę ze stałego lądu. W miarę jak się przybliżamy, szaro-zielona góra wynurza się majestatycznie z intensywnie szafirowego morza i z każdą chwilą potężnieje w oczach. Po chwili wydaje mi się gigantyczna – i nic dziwnego, bo wznosi się aż na 940 m n.p.m.

Nad kraterem unosi się stała aureola dymu, a z oddali wyraźnie widać wyżłobioną przez lawę ścieżkę zwaną La Sciara del Fuoco, po której rozżarzony materiał skalny spływa bezpośrednio do morza. Stromboli to jeden z najaktywniejszych wulkanów na świeciejest w stanie niemal ciągłej erupcji od ponad 2000 lat. Co 10 do 12 minut z trzech kraterów ulokowanych na szczycie wystrzeliwują eksplozje gazów i fragmentów lawy, które osiągają wysokość nawet 100 metrów. To zjawisko – zwane „erupcją stromboliańską” – nadało nazwę całemu typowi erupcji wulkanicznej.

Od tych wybuchów drżą szyby i drzwi w domach rozrzuconych u podnóża wulkanu. Zastanawiam się, jak żyje się ludziom w tak nieprzewidywalnym otoczeniu.

– Oczywiście je słyszymy, ale to dla nas chleb powszedni. Nie boimy się wulkanu. Moja rodzina żyje tu od pokoleń. Choć wciąż jest aktywny, erupcje nigdy nie stanowiły zagrożenia dla mieszkańców wyspy – mówi Francesco Scibilia, prowadzący pensjonat na Stromboli, witając mnie w porcie Scari.

Pobliska plaża – pokryta szaro-czarnym wulkanicznym pyłem – nie zachęca do klasycznych kąpieli słonecznych, ale przyciąga turystów swoją surową urodą. Wybieramy się pieszo w stronę krateru. Słońce w zenicie pali niemiłosiernie, a każdy krok po rozgrzanym pyle potęguje wrażenie obcowania z żywiołem.

Historia, miłość i ewakuacja – Stromboli zaskakuje na każdym kroku

Po stokach góry wspinają się odważnie białe domki okolone wysokimi murami, nad którymi kołyszą się dorodne pióropusze palm. Przez artystycznie kute bramy zaglądam do ogrodów tonących w kwiatach i zieleni – pełnych hibiskusów, bugenwilli i drzewek cytrusowych.

Docieramy na placyk przed kościołem św. Wincentego (Chiesa di San Vincenzo) – duchowym i historycznym centrum wyspy. To tutaj odnaleziono ślady pierwszego osadnictwa sięgające XVI wieku p.n.e. Przez wieki mieszkańcy żyli w rytmie morza – łowili ryby, handlowali i wypatrywali statków.

W XVIII wieku Stromboli przeżywała prawdziwy złoty wiek. Obrotni wyspiarze dorobili się aż 65 własnych żaglowców, które regularnie kursowały między Sycylią a Neapolem, transportując towary i ludzi.

Sielankę przerwała rewolucja technologiczna i katastrofa naturalna. Wraz z pojawieniem się parowców i tragicznym podwodnym trzęsieniem ziemi, wywołującym gigantyczne fale tsunami, wyspa opustoszała niemal z dnia na dzień. Wielu mieszkańców emigrowało, a Stromboli popadła w zapomnienie.

Aż w 1949 roku wydarzył się przełom. Roberto Rossellini nakręcił tu film „Stromboli, ziemia boga” z Ingrid Bergman, co na nowo skierowało oczy świata na wyspę. Ulica Wiktora Emanuela kryje niepozorny domek z tabliczką– to tu mieszkali w czasie zdjęć jako kochankowie.

Tuż obok znajduje się tajemnicza strzałka prowadząca pod górę.

– To droga ewakuacyjna, gdyby jednak wulkan dał się nam za bardzo we znaki – wyjaśnia Francesco. – Nad naszym bezpieczeństwem czuwa 24 godziny na dobę zespół wulkanologów z Neapolu, a na miejscu mamy oddział Gwardii Cywilnej. Na jej sygnał z lądu w kilkadziesiąt minut przylecą helikoptery, a w porcie czekają łodzie...

stromboli z lotu ptaka
Widok na wyspę Stromboli z lotu ptaka. fot. DE AGOSTINI PICTURE LIBRARY/Contributor/Getty Images

Odys, „Strombolinek” i miecznik – czyli jak poznać Lipari na własnej skórze

Z placu przed kościołem św. Wincentego roztacza się wspaniały widok na Strombolicchio, czyli „Strombolinek”. Włosi z upodobaniem tworzą zdrobnienia, ale w tym przypadku nazwa może być myląca – skała nie przypomina oryginału, to raczej poszarpany masyw wyrastający z morza, niczym strażnik u bram wyspy.

Na szczyt Stromboli wiedzie długi, miejscami stromy szlak, który mimo pozorów nie nastręcza większych trudności. Kratery znajdują się z boku wulkanu, a ścieżka pozwala zbliżyć się do nich nawet na 100 metrów. Nagle słyszę syk, który przechodzi w ogłuszający łoskot – rozżarzone odłamki kamieni wylatują z wnętrza góry, a ja aż podskakuję z wrażenia.

Po godzinie znów jestem na pokładzie. Kierujemy się ku największej z wysp archipelagu – Lipari, która liczy 37,7 km² i ponad 10 tysięcy mieszkańców. To właśnie tutaj koncentruje się życie Wysp Liparyjskich, stanowiąc dom dla dwóch trzecich ich populacji.

Z oddali cały archipelag mieni się w promieniach słońca i przypomina literę Y. U podstawy leży Vulcano, a po przeciwległych końcach ramion znajdują się Stromboli i Alicudi. Choć w Polsce mówimy o Wyspach Liparyjskich, Włosi znają je jako Wyspy Eolskie, nazwane tak na cześć greckiego boga wiatrów – Eola, syna Posejdona.

Według mitologii Eol przechowywał wiatry w jaskiniach archipelagu, wypuszczając je w zależności od potrzeby – czasem łagodny Zefirek, innym razem wściekły Boreasz. Legenda głosi, że gdy Odys po zdobyciu Troi dotarł na Lipari, Eol podarował mu skórzany worek z wiatrami potrzebnymi do nawigacji. Niestety, towarzysze Odyseusza, myśląc że wewnątrz są kosztowności, otworzyli go w nocy. Wypuszczone wiatry rozpętały sztorm, z którego tylko Odys wyszedł cało.

Lipari to jedna z nielicznych wysp archipelagu (obok Saliny i Vulcano), które posiadają drogi przystosowane do samochodów. Na Stromboli dominuje ruch pieszy – mieszkańcy korzystają z meleksów, a turyści wybierają skuterki motorino.

Wsiadam na motorino w porcie Marina Lunga i ruszam w stronę ruin normańskiego zamku, górującego nad miasteczkiem. Przemierzam wąskie, strome uliczki bez obaw – nawet jeśli spotykam inny pojazd, tutejsi dżentelmeni z połyskującymi złotymi łańcuchami z uśmiechem ustępują miejsca samotnej turystce.

Ciao bella! – witają mnie właściciele lokalnych sklepików, oferujących ceramikę stylizowaną na antyczne maski i amfory, bazarkowe ubrania oraz pumeks wydobywany z wulkanu. Dostaję kilka serdecznych propozycji randek i jeszcze więcej zaproszeń na obiad.

Ostatecznie przyjmuję jedno – od typowej włoskiej mammy o krągłych kształtach, która zaprasza mnie do rodzinnej trattorii. Serwuje grillowanego miecznika, lokalny przysmak, który smakuje jeszcze lepiej, gdy przyrządzany jest z takim sercem i gościnnością.

VIP-y, siarka i zgubiona bransoletka – jak pachnie wakacyjny relaks na Vulcano?

Restauracyjka mojej gospodyni to raczej skromna, rodzinna trattoria – kilka drewnianych stołów przykrytych obrusami w kratkę tworzy klimat domowej gościnności. Czekając na danie główne, próbuję caponaty – duszonych w pomidorach bakłażanów z cebulą, selerem naciowym i kaparami.

Te ostatnie są dumą regionu – na wyspach obchodzi się ich święto w czerwcu, z pokazami kulinarnymi i potrawami, w których królują małe, aromatyczne pąki.

Na deser kosztuję Malvasii – słodkiego wina o bursztynowej barwie, wytwarzanego na sąsiedniej wyspie Salinie. Intensywny smak i gęsta konsystencja doskonale domykają posiłek. Nabrawszy sił, wsiadam znów na motorino i wspinam się po zboczach w kierunku zamku. Ruiny normańskiej twierdzy kryją ciekawą niespodziankę – Muzeum Archeologiczne, które dokumentuje dzieje archipelagu od czasów prehistorycznych po nowożytne. W części plenerowej zrekonstruowano antyczny amfiteatr, w którym do dziś można obejrzeć lokalne spektakle z widokiem na zatokę.

Znów wsiadam na prom. Z braku czasu nie wysiadam na Salinie, a w oddali majaczy Filicudi – wyspa słynąca z grot i jaskiń. Jedna z nich, Bue Marino, miała być siedzibą mitycznych potworów. Omijam też Panareę, kurort dla VIP-ów – księżniczki Monako Karoliny, Michaela Douglasa i Catherine Zeta-Jones.

Wyjątek stanowił były prezydent Włoch Giorgio Napolitano, który od lat wybierał wakacje na... Stromboli. Skromnie, ale z charakterem. Na Vulcano planuję zanurzyć się w gorących źródłach siarkowych. Zanim jednak dotrzemy do portu, zapach morza zostaje wyparty przez intensywny odór siarki – wyczuwalny już z daleka.

stromboli jedzenie
Na wyspie Stromboli można spróbować fantastycznych ryb przyrządzanych na sposób włoski. fot. imageBROKER.com/Shutterstock

Wyspa wita mnie palącym żarem i krajobrazem jak z księżyca. Kilkaset metrów od nabrzeża, w zagłębieniu między wzgórzami, znajduje się kwadratowe błotne jeziorko, w którym taplają się turyści. Wskakuję do środka bez namysłu.

Od razu oblepia mnie ciepłe, cuchnące, szare błoto. Nie przypomina to luksusowych zabiegów spa – ale przecież właśnie o autentyczność tu chodzi. Po chwili jednak robi się zbyt gorąco, więc wyrywam się z tej siarkowej kałuży i ruszam w kierunku morza. Marzę o chłodnych falach i miękkim piasku, ale czeka mnie kolejna niespodzianka – woda jest... gorąca i bulgocze! Co gorsza – również śmierdzi siarką. Zapachu nie pozbędę się przez trzy dni, choć szoruję się wszystkimi możliwymi środkami. Skóra może i gładka jak u niemowlaka, ale narzeczony zarządza kwarantannę.

I jeszcze jedna strata – kupiona „na metry” bransoletka z bazarku straciła cały blask. Cóż – nie wszystko złoto, co się świeci.

Co warto wiedzieć o Wyspach Liparyjskich, zanim zaplanujesz podróż

Wyspy Liparyjskie, znane również jako Wyspy Eolskie (wł. Isole Eolie), to archipelag siedmiu większych i dziesięciu mniejszych wysp pochodzenia wulkanicznego, położony na Morzu Tyrreńskim, na północ od Sycylii. Wszystkie należą do Włoch.

Nazwa archipelagu wywodzi się od greckiego słowa liparos, oznaczającego „żyzny” – i rzeczywiście, te bazaltowe, porośnięte zielenią wyspy urzekają bujną roślinnością, żyzną glebą i niezwykłą energią.

Najlepszy czas na wizytę to czerwiec oraz wrzesień i październik – wtedy pogoda jest nadal słoneczna, ale nie dokucza już letni upał, a wyspy nie są tak zatłoczone jak w szczycie sezonu.

Jak zaplanować podróż na Stromboli – krok po kroku

Dojazd na Stromboli wymaga przesiadek, ale trasa sama w sobie to część wakacyjnej przygody. Oto kilka praktycznych opcji:

  • Najwygodniej lecieć z Warszawy do Palermo lub Katanii, z przesiadką w Rzymie. Loty obsługuje m.in. LOT. Ceny w dwie strony zaczynają się od ok. 1300–1700 zł, zależnie od sezonu.
  • Z Palermo/Katanii dojedziesz pociągiem do portu w Milazzo (ok. 2–3 godz., koszt ok. 35 zł).
  • Z Milazzo codziennie odpływają promy i szybkie wodoloty (hydrofoile) – kursują nawet co godzinę w sezonie. Stromboli znajduje się na jednej z dalszych tras – rejs trwa ok. 2,5–3 godz., koszt biletu to ok. 65–90 zł. Szczegóły i bilety: www.siremar.it, www.caronteetourist.it.
  • Jeśli szukasz gotowego pakietu, dostępne są rejsy jachtem po Wyspach Liparyjskich (np. z portu w Mesynie), lub wypoczynkowe turnusy z pobytem na Sycylii i wyspach. Ceny wycieczek zaczynają się od ok. 1600–2100 zł/os.
  • Na miejscu między wyspami przemieszczasz się promami – bilet między Stromboli a Lipari czy Vulcano kosztuje ok. 50–65 zł.
  • Noclegi na Stromboli: najtańsze opcje zaczynają się już od 65 zł/os. w pokojach 2–3 osobowych. Znajdziesz tu agroturystyki i pensjonaty z domowym klimatem, jak Casa La Pergola.

Źródło: National Geographic Polska

Reklama
Reklama
Reklama