To nie był nocleg z namiotem, lecz prawdziwy biwak w górach pod gołym niebem.

Na skałę Rotstock (2663 m) w Alpach Berneńskich (Szwajcaria) prowadzi via ferrata – ubezpieczona droga z drabinkami i linami, do których wpina się karabińczyki. Wspinając się nią, miałam pod sobą tylko powietrze, nad sobą – ogromną północną ścianę Eigeru.

Przez lata uchodziła za niemożliwą do zdobycia, nazwano ją Ścianą Śmierci. Jej bliskość wprawiała mnie w dygot. Nie ze strachu, lecz z wrażenia, że oto wreszcie zobaczyłam wspinaczkową legendę.

Na noc rozłożyliśmy się na szczycie Rotstocka. Z trzech stron ziały kilkusetmetrowe przepaści. Dla bezpieczeństwa wpięliśmy uprzęże do liny rozciągniętej na skale i wpełzliśmy do śpiworów. 

Było zbyt zimno, żeby zmrużyć oko. Patrzyłam na ośnieżone szczyty, na Eiger i pogodne niebo. Góry były wokół, na wyciągnięcie ręki.

Spędziłam noc bezsenną, ale bezcenną. Skała pod rozgwieżdżonym niebem była dla mnie hotelem tysiącgwiazdkowym. Nie zamieniłabym go na żaden inny.