Zaczynamy mocnym akcentem od zwiedzania zamku w Kórniku, zabytku klasy pierwszej. XVIII-wieczna budowla otoczona jest fosą. Na wstępie dowiadujemy się, że właśnie ruszył remont mostu, który ma kosztować 2,6 mln złotych. Pozostałe naglące inwestycje z braku dalszych funduszy odłożono na przyszłość. Wkraczamy do środka. Wszystko, co czytałam w przewodnikach o wspaniałości i bogactwie wnętrz tej budowli, to prawda. Wystarczy spojrzeć na posadzkę w pokoju Władysława Zamoyskiego wykonaną z mahoniu, orzecha i korzenia brzozy: mozaika naśladuje turecki dywan. Pomieszczenia zdobią kilkusetletnie obrazy, eksponaty i meble gdańskie, elbląskie czy bretońskie.

Średniowieczny zamek w barokowy pałac przekształciła energiczna i przedsiębiorcza Teofila z Działyńskich Szołdrska Potulicka, zwana Białą Damą (na jedynym jej portrecie uwieczniono ją w białej sukni). Duch hrabiny, jak podaje legenda, nocą schodzi z płótna, by doglądać włości. Kolejni włodarze zamku, Działyńscy i Zamoyscy, sprawili, że miejsce to wraz ze słynną biblioteką w czasie zaborów stało się ostoją patriotyzmu.

W słynnym kórnickim arboretum zaśmiewamy się, czytając kupiony w zamkowym sklepiku przedruk Wiadomości ciekawej z 1769 r. Dzieło pełne jest dobrych rad na każdą troskę i dolegliwość: Na defekt żołci iadać Szczaw Zaięcy w rosole, y tegoż ziela korzenie gotować w wodzie, y pić zamiast piwa; Na przechodzące płomienie Twarzy wodę Kryniczną sarkać w nos; Na liszki w Kapuście kaczek młodych napuścić, wyiedzą ie y mnożyć się nie będą.

Z zamku śmigamy samochodem do pobliskiego XVIII-wiecznego Pałacu Raczyńskich w Rogalinie. Właśnie skończył się remont i trwają ostatnie przygotowania do udostępnienia posiadłości zwiedzającym 1 października br. Gotowy jest już m.in. gabinet Edwarda Raczyńskiego, prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Maszyna do pisania, radio, rzucony na sofę szlafrok, na stoliku okulary i lekarstwa na schorzenia oczu – wszystko autentyczne, odtworzone z największą starannością.

Dowiadujemy się też, że w Galerii Rogalińskiej od września do grudnia trwają publiczne prace konserwatorskie obrazu Jana Matejki Joanna d’Arc. Ich postępy można śledzić na miejscu lub na filmach zamieszczonych na stronie matejko.allegro.pl i wesprzeć je finansowo, również za pośrednictwem sieci.

Na wieczór mamy w planie Poznań. Szkoda, że znowu nie zobaczę koziołków trykających w renesansowym ratuszu na Starym Rynku – pokazują się wyłącznie w południe. Jeszcze tylko kolacyjna przekąska, spacer ulicami Kozią, Żydowską i św. Marcin i jedziemy na nocleg do sympatycznego hotelu Almarco w Środzie Wielkopolskiej.

Z samego rana ruszamy do Puszczykowa. W Muzeum Arkadego Fiedlera, sławnego podróżnika i reportera (napisał m.in. Dywizjon 303), w oczy rzuca mi się blaszana budowla, piramida Cheopsa w skali 1:23. Wewnątrz zamiast labiryntów znajdują się eksponaty przywiezione z wojaży oraz ministoisko z zapakowanym w celofan papirusem prosto z Egiptu. Obok niego wystawiono na sprzedaż wodę mineralną opatrzoną kartonikiem, który obwieszcza, że została napromieniowana dobrą energią... Na zewnątrz, w Ogrodzie Tolerancji, jest zdecydowanie ciekawiej. Mierzę się z długouchym 6,5-metrowym kolosem Moai, takim, jakie stoją na Wyspie Wielkanocnej, oraz podziwiam kopię w skali 1:9 największego stojącego Buddy z doliny Bamjan w Afganistanie. Zachwycam się kanu z kory brzozy, którym pływali kanadyjscy Indianie, a także kamiennym kalendarzem Azteków.



W starym domu Fiedlera na niewielkiej przestrzeni zgromadzono setki niezwykłych eksponatów. Mam okazję spojrzeć w oczy żywej piranii (przez szybę akwarium), z bliska obejrzeć zasuszone tropikalne motyle, pająki ptaszniki i wielkie chrząszcze. Przystaję przed przerażającymi trofeami z ludzkich głów preparowanych przez Indian Hibaros.

Trzeba ruszać dalej. W Grodzisku Wielkopolskim czeka na nas Szymon, pasjonat kolejnictwa. Umówiliśmy się, że pokaże nam tabor Grodziskiej Kolei Drezynowej. Najpierw wsiadamy do drezyny napędzanej ręcznie. Jestem zachwycona: samemu rozpędzić 10-osobowy pojazd nie jest łatwo, ale gdy za drążki chwyci się we czwórkę, zaczyna się zabawa. Atrakcja w sam raz na urodziny nastolatka i jego pełnych energii kolegów. Żądni przygód chcemy przejechać się też wagonikami ciągniętymi przez małego fiata. Auto odpala z rasowym pojękiwaniem, zajmujemy miejsca i w drogę! Hałas, jaki robi toczący się po szynach wehikuł, jest potworny, ale mamy wielką frajdę.

Wyjazd kończymy kulturalnie, w Muzeum Wikliniarstwa w NOWYM TOMYŚLU. Zatrzymujemy się przed wielkim, okrągłym wigloo; Innuici byliby z nowotomyślan dumni. Podziwiam tu kształty nadane witkom wierzbowym, korzeniom brzozy i łyku lipy. Realistyczna rzeźba konia, zwiewna figura anioła... Eksponaty powstały na Plenerach Wikliniarskich. Historia królestwa plecionkarzy sięga 300 lat, gdy na podmokłych ziemiach zaczęli się osiedlać Olędrowie. Wykorzystali dziką wiklinę porastającą bagniste tereny i założyli wzorcowe plantacje. Tradycja przetrwała do dziś.