Reklama

Spis treści:

  1. Wypoczynek w Sharm el-Sheikh
  2. Rośnie popularność all-inclusive
  3. Czym ujęło mnie all-inclusive?

Podróżowanie od zawsze było częścią mojego życia. Zaczęło się od szkolnych kolonii i zagranicznych obozów, a później – kiedy dorosłam – przerodziło się w samodzielne wyprawy, które planowałam z dbałością o każdy szczegół. Stałam się mistrzynią w wyszukiwaniu tanich lotów, wygodnych połączeń i wyjątkowych miejsc noclegowych.

Organizacja pochłaniała czas, ale dawała poczucie niezależności, którego nie chciałam się wyrzec na rzecz biura podróży, ani tym bardziej wyjazdu all-inclusive. Taka forma wypoczynku wydawała mi się pozbawiona sensu – w końcu po co jechać do innego kraju tylko po to, by leżeć przy hotelowym basenie? A jednak pierwszy raz w życiu zdecydowałam się sprawdzić, jak to wygląda. Pobyt w Egipcie okazał się doświadczeniem, które zmieniło moje podejście.

Wypoczynek w Sharm el-Sheikh

Wraz z grupą polskich dziennikarzy zostałam zaproszona przez Międzynarodowego Touroperatora Join UP! Polska na wyjazd do Sharm el-Sheikh – jednego z najpopularniejszych egipskich kurortów. Wbrew powszechnemu skojarzeniu, miasto to nie leży w afrykańskiej części kraju, lecz w Azji, na Półwyspie Synaj, otoczonym z jednej strony przez Morze Czerwone, a z drugiej – górskie pasma Synaju. To miejsce słynie z unikatowego mikroklimatu: rocznie notuje się tu ponad 330 słonecznych dni, co czyni z tego regionu całoroczny kierunek turystyczny. To również doskonały punkt startowy do wycieczek na górę Synaj czy Klasztoru św. Katarzyny, a jednocześnie raj dla miłośników nurkowania, którzy mają tutaj dostęp do jednej z najpiękniejszych raf koralowych świata.

Zakwaterowano nas w Rixos Radamis Sharm el-Sheikh – imponującym, pięciogwiazdkowym kompleksie, który swoim rozmachem przypomina małe miasteczko. Hotel ten zajmuje teren o powierzchni ponad 200 tysięcy metrów kwadratowych i może pomieścić nawet kilka tysięcy gości jednocześnie. Do ich dyspozycji oddano kilkanaście basenów (w tym ze strefami dla dzieci i dorosłych), 12 restauracji à la carte oraz 2 bufetowe, kilka barów, rozbudowane centrum spa Anjana z dziesiątkami zabiegów, a także nowoczesną siłownię i strefy sportowe oraz place zabaw dla najmłodszych. Co więcej, w pobliżu resortu powstaje właśnie wielki aquapark, który ma jeszcze bardziej rozszerzyć ofertę rekreacyjną kompleksu.

Warto dodać, że okolica Sharm el-Sheikh to pasmo luksusowych kurortów ustawionych niemal jeden obok drugiego. W pobliżu Rixos Radamis znajdują się inne obiekty tej samej sieci: Rixos Premium Seagate oraz Rixos Sharm el-Sheikh, a także luksusowy Swissôtel. Nie dziwi więc, że rejon ten przypomina swoisty „łańcuch resortów” – klimat, dostęp do raf i gwarancja słońca przez cały rok czynią z Synaju jedną z najbardziej atrakcyjnych destynacji wakacyjnych na świecie.

Rośnie popularność all-inclusive

Trzeba przyznać, że coraz silniejszy trend all-inclusive jest jednym z najbardziej widocznych w turystyce w 2025 roku. Według danych Expedia Group, popyt na pakiety all-inclusive wzrósł od 2019 roku aż o 70%, a średnie dzienne stawki (ADR) poszybowały w górę o 40% — to wyraźny sygnał, że ten model wypoczynku staje się coraz bardziej popularny. Co więcej, rośnie zainteresowanie segmentem premium – rezerwacje w pięciogwiazdkowych resortach all-inclusive wzrosły aż o 125% ogółem, przy czym podróżni z Europy dokonali ich o 65% więcej, a z USA aż o 110% więcej niż w 2019 roku.

Sporą grupą zwolenników są młodsi turyści – 42% przedstawicieli pokolenia Gen Z deklaruje, że preferują hotele all-inclusive, a jedną trzecią przekonało już nowe (bardziej luksusowe i nowoczesne) postrzeganie tych obiektów. Jednym z głównych powodów jest minimalizacja stresu (41%), a kolejnymi — łatwość rezerwacji (39%) oraz poczucie luksusu (38%).

Czym ujęło mnie all-inclusive?

Osobiście dopiero podczas swojego pobytu w Sharm el-Sheikh zrozumiałam, dlaczego ten model wypoczynku przyciąga turystów – to nie tylko oferta, ale też „mentalny reset”, gdyż w all-inclusive można... „wyłączyć myślenie”. W codziennym życiu niemal każdy dzień to nieustanne planowanie: listy zadań, maile, decyzje, spotkania. Nawet podczas klasycznych podróży na własną rękę nieustannie towarzyszą pytania: „Gdzie dziś zjemy?”, „Jak tam dojedziemy?”, „Co jeszcze zobaczymy?”.

Podczas wakacji all-inclusive ten ciężar znika. Wszystko jest w zasięgu ręki – śniadanie, obiad, kolacja, drink o dowolnej porze, leżak przy basenie czy ręcznik na plaży. Nie trzeba się zastanawiać, kalkulować ani wybierać – można pozwolić sobie na luksus, który na co dzień jest praktycznie niemożliwy, czyli „nicnierobienie”.

Doszłam do wniosku, że to właśnie w tym tkwi urok takich wyjazdów – w możliwości zatrzymania się, świadomego oderwania od presji organizowania każdej chwili i oddania się rytmowi miejsca. Dla mnie to było coś więcej niż wygoda. Choć nadal wolę podróże z plecakiem w mniej luksusowe rejony świata, to doceniłam ten rodzaj uwolnienia – od myślenia, konieczności bycia w ciągłym ruchu czy presji produktywności. Mogłam skupić się na czymś, czego często brakuje, czyli na byciu tu i teraz. Odpoczynek nie oznaczał w tym przypadku pustki, ale pełnię: smaków, zapachów, wrażeń, a przede wszystkim spokoju, który pojawia się wtedy, gdy naprawdę nie trzeba się już o nic martwić.

Źródło: National Geographic Polska

Nasza ekspertka

Sabina Zięba

Podróżniczka i dziennikarka, wcześniej związana z takimi redakcjami, jak m.in. „Wprost”, „Dzień Dobry TVN” i „Viva”. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o ciekawych kierunkach i turystyce. Miłośniczka dobrej lektury i wypraw na koniec świata. Uważa, że Mark Twain miał słuszność, mówiąc: „Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”.

Sabina Zięba
Sabina Zięba
Reklama
Reklama
Reklama