Weekend tutaj i wszystko się zmienia. Ta perła Polski przyciąga tłumy
Pobyt w Krynicy-Zdroju dodaje skrzydeł. Górskie powietrze, piękne widoki i lokalne atrakcje sprawią, że nabierzesz nowej energii. Sprawdź, co warto zobaczyć w tej wyjątkowej części Małopolski.

- Agnieszka Zawistowska
W tym artykule:
- Krynica-Zdrój i Muszyna w jeden dzień. Pomysł na aktywną wycieczkę
- Ścieżka w koronach drzew. Co zobaczymy po drodze?
- Relaks w sercu uzdrowiska
Uwielbiam wiosnę w górach. Przyroda budzi się do życia, zielenią się wzgórza, wszystko dookoła kwitnie i pachnie. To idealny czas na piesze wędrówki, a w Krynicy-Zdroju nie brakuje oznakowanych szlaków. Ze znajomymi wybieramy więc trasę średniej trudności startującą z dolnej stacji wyciągu Słotwiny Arena pod Jaworzynę (ok. 2 km), skąd w kilka minut wjeżdżamy kolejką gondolową na szczyt. Na prawo od górnej stacji kolejki zaczyna się szlak prowadzący przez leśną drogę, małą widokową polankę pod szczytem Wielkiej Bukowej i rezerwat Żebracze.
Idąc zwężającą się, zarośniętą ścieżką, mam wrażenie, że przeniosłam się do baśniowej krainy. Słońce przedziera się przez ponadstuletnie buki, a powietrze pachnie ziemią. Wreszcie docieramy do położonej na rozległej polanie Bacówki nad Wierchomlą, gdzie znajduje się schronisko PTTK. Po chwili odpoczynku ruszamy dalej niebieskim szlakiem do Szczawnika (ok. 7 km), gdzie już czeka bus, który przewiezie nas do Muszyny na spływ Popradem.
Krynica-Zdrój i Muszyna w jeden dzień. Pomysł na aktywną wycieczkę
Muszyna jest uzdrowiskiem z ponad 700-letnią historią położonym w dolinie Popradu. Nie mamy aż tyle czasu, żeby zwiedzić całe miasteczko, więc nasz wybór pada na Ogrody Sensoryczne. Podzielone na osiem stref wypełnione są kolorami i zapachami, różnorodnymi roślinami i drzewkami owocowymi. Ponoć to szczególne miejsce dla nowożeńców, którzy mogą zasadzić tu swoje drzewko miłości na szczęście.
Ciekawym miejscem są przynależące do kompleksu Ogrody Baśni i Legend, gdzie można zajrzeć do chaty młynarza, mieszczki czy czarownicy. Przechadzamy się alejkami, mijamy stawy, altanki i posągi. Tutaj naprawdę można się zrelaksować i stracić poczucie czasu. A przecież czeka nas spływ pontonem!
Dzielimy się więc na dwie grupy i od razu włącza nam się tryb rywalizacji. Czujemy się niczym poszukiwacze przygód, wchodząc do 7-osobowych pontonów raftingowych. Niektórzy z nas co prawda w życiu nie mieli w ręku wiosła, koordynacja momentami pozostawia wiele do życzenia, ale i tak bawimy się świetnie.
Rzeka, wijąca się w malowniczych dolinach Muszyny i Żegiestowa, z reguły jest spokojna, ale zdarzają się odcinki, gdzie można poczuć lekki przypływ adrenaliny. Szczególnie gdy ponton natrafia na podwodne kamienie. Ale i z tym radzimy sobie bez problemu. W doskonałych nastrojach, za to piekielnie głodni, wracamy do Krynicy, gdzie na koniec dnia czeka nas uczta w karczmie Cichy Kącik słynącej z regionalnych, smacznych domowych dań.
Ścieżka w koronach drzew. Co zobaczymy po drodze?
Nową wizytówką Krynicy jest otwarta latem 2019 r. pierwsza w Polsce wieża widokowa w koronach drzew. Wznosi się na wysokość 49,5 m, co odpowiada wysokości 17. piętra wieżowca – niesamowite widoki są więc gwarantowane. Do wieży można dojść lub wjechać nowoczesnym wyciągiem krzesełkowym ze stacji Słotwiny Arena. Decyduję się na drugą opcję, wciąż czując mięśnie po wczorajszej wędrówce.
Do wieży prowadzi drewniana ścieżka stopniowo wznosząca się do góry (dzięki czemu nie odczuwa się wysokości). Po drodze mija się kilkanaście interaktywnych instalacji i tablic, które opowiadają o bogactwie przyrodniczym i kulturowym Krynicy-Zdroju i okolic. Dodatkową atrakcją jest też 60-metrowa zjeżdżalnia. Zapominamy jednak o niej, gdy stajemy na szczycie wieży. Naszym achom i ochom nie ma końca. Czas jednak wracać, bo to nie finał naszego aktywnego dnia.
W planach mamy wycieczkę na rowerach elektrycznych, bo w ostatnim czasie w okolicach Krynicy powstało osiem tras tematycznych, wywodzących się od nazw krynickich źródeł, o łącznej długości 125 km. Prowadzą szlakami turystycznymi, malowniczymi serpentynami, po utwardzonej nawierzchni, ale też po stromych wzniesieniach. Nie piszę się na szaloną jazdę po nierównym terenie, szczególnie że większość ekipy upiera się przy trudniejszej trasie. Zmieniam swój plan i ruszam na spacer, by lepiej poznać Krynicę-Zdrój.

Relaks w sercu uzdrowiska
Leżąca w Beskidzie Sądeckim tuż przy granicy ze Słowacją Krynica-Zdrój została założona w 1547 r. pod nazwą Krzenycze przez Danka z Miastka. W XVII w. odkryto tutaj lecznicze źródła mineralne. Krynica zaczęła funkcjonować jako uzdrowisko od 1858 r., kiedy zaczął tu działać Józef Dietl, prekursor polskiej balneologii. W tym czasie powstało wiele obiektów uzdrowiskowych, które można oglądać do dziś.
Odwiedzam m.in. tężnię solankową. Siadam na jednej z ławek i poddaję się inhalacji w towarzystwie kilku seniorów. Jako że Krynica-Zdrój to uzdrowisko z największymi złożami wód mineralnych i leczniczych, namawiają mnie na wspólną wizytę w Pijalni Głównej przy Bulwarach Dietla. Ja jednak mam inne plany. Wybieram się do XIX-wiecznej willi Romanówka, w której jest Muzeum Nikifora ze zbiorem ponad 70 prac malarza pochodzących ze wszystkich okresów jego twórczości.
Interesującym miejscem na mapie Krynicy jest też Muzeum Zabawek, które posiada ponad 3 tys. eksponatów z różnych epok i rejonów świata. Weszłam z ciekawości i zostałam dłużej, niż zamierzałam. Trafiłam akurat na właściciela i pomysłodawcę muzeum, który zabrał mnie w sentymentalną podróż w przeszłość. I przyznaję, że zatęskniłam za dzieciństwem…

Wycieczkę po Krynicy kończę na Górze Parkowej (742 m n.p.m.). Można tu wjechać najstarszą w Polsce koleją linowo-terenową (1937 r.), co trwa raptem 3 min. Oryginalne wagoniki przetrwały próbę czasu i nadal wożą pasażerów. Tym razem jednak postanawiam o własnych siłach dostać się na szczyt.
Przechodzę przez Polanę Michasiową, gdzie znajduje się źródełko Bocianówka zwane też Źródełkiem Płodności, bowiem woda z niego – jak głosi legenda – leczyła kobiety z niepłodności. Docieram do ponad 200-letniego parku Zdrojowego. Przechadzam się leśnymi alejkami, mijam stawy z łabędziami i kaczkami oraz XIX-wieczne drewniane altany.
Po południu spotykam się ze znajomymi przy kultowej restauracji Hawana – ale nie na dansing. W budynku obok jest salinarium. Czyste zjonizowane powietrze w jaskini solnej leczy m.in. choroby układu oddechowego. Nie zamierzamy przepuścić takiej okazji. Wchodzimy do pomieszczania o ciepłej pomarańczowej barwie, pod nogami czując piasek. Rozsiadamy się na wygodnych fotelach, z głośników płynie relaksująca muzyka. Podczas seansu niektórzy ze znajomych ucinają sobie drzemkę. Nawet nie wiem, kiedy do nich dołączam.
Źródło: National Geographic Traveler