Warszawę najlepiej mi się zwiedza biegiem. I wcale nie chodzi mi o to, że szybko. Po prostu podczas joggingu można poznać zupełnie niebanalne oblicze tego miasta. Na przykład to zielone i dzikie. Nie wierzycie, że taka może być Warszawa? To chodźcie pobiegać po ścieżce wzdłuż prawego brzegu Wisły. Zamiast wyłożonych betonem bulwarów mamy ponad 10 km krzaków, chaszczy i plaż. Trasa zaczyna się przy moście Łazienkowskim kończy przy Grota-Roweckiego. Jeżeli jak ja jesteście długodystansowcami, możemy pobiec jeszcze do pobliskiego parku Skaryszewskiego, zwanego pieszczotliwie Skaryszakiem. Kocham go za różnorodność. Alejki ze starymi sosnami, rzeźby, romantyczny staw. Znajdzie się nawet wodospad!

Nie wiem jak wy, ale ja się zmęczyłam. Chętnie odpocznę w Misiance, mojej ulubionej kawiarni przy wejściu do parku. Powstała ona w budynku byłego szaletu, ale proszę się nie zniechęcać. Dziś można w niej zjeść najlepsze torty w mieście. I jak myślę o najlepszym prezencie z Warszawy, to chyba zainwestowałabym w misiankową bezę. Najbardziej lubię je jeść na papierowym talerzyku, siedząc na plastikowym krzesełku. Skaryszak jest słodki z jeszcze jednego powodu. Z pobliskiej fabryki Wedla roznosi się tu zapach krówek. Dla mnie wart milion dolarów, szczególnie gdy podczas treningu brakuje mi sił. Podążając szlakiem słodyczy, wszystkim fanom dizajnu i dobrej kawy polecam byłą Fabrykę Czekolady przy ulicy Szpitalnej 8a, w której obecnie znajdują się sklep i kawiarnia Red Onion. Łamane są tutaj knajpiane stereotypy. Bo nie dość, że wszystko jest w jednej przestrzeni, to jeszcze brak oddzielnych stolików, jest za to jedna wspólna ława. Chcecie zjeść ciastko, dołączcie do innych. Po prostu, bezpretensjonalnie. Tak samo zresztą jak w kawiarni Francuska 30 na Saskiej Kępie, w której często zamawiam wyśmienitą kawę na mleku sojowym z podwójnym espresso.

No dobra, dość obżarstwa, trzeba się ruszyć. Zacznijmy od Centrum Nauki Kopernik (Wybrzeże Kościuszkowskie 20), jedynego tego typu miejsca w Polsce. Podoba mi się nie tylko wewnątrz, ale też sama bryła i umiejscowienie nad Wisłą. Obowiązkowo zabieram was też do Muzeum Powstania Warszawskiego (ul. Grzybowska 79) i pod pomnik Małego Powstańca. To dla mnie miejsce wyjątkowe. Przychodziłam tu z mamą zapalać świeczkę 1 sierpnia. Do dziś to robię. Wieczorem polecam teatr. Warszawski repertuar od kilku lat nie odstaje od światowych standardów. Chętnie wpadam do Och-Teatru (ul. Grójecka 65), który mieści się w byłym kinie Ochota. Genialnie, że jego właścicielka, Krystyna Janda, dała drugie życie temu miejscu i odnalazła w nim prawdziwą duszę. Jeżeli lubicie koncerty, proponuję te na świeżym powietrzu. Na przykład letni festiwal Jazz na Staroówce. Kto choć trochę zna Warszawę, pewnie zauważył, że wolę jej prawą stronę, a szczególnie Saską Kępę. Mam nadzieję, że polubią ją też kibice, bo tu znajduje się Stadion Narodowy. Czas na Kępie płynie leniwie, a mój pies zawsze znajdzie chwilę, żeby przywitać się z właścicielką kwiaciarni na Francuskiej. Tu prawie nic się nie zmieniło od czasu, gdy opisywała ją najbardziej znana mieszkanka tej dzielnicy, Agnieszka Osiecka: Ziemianie uciekli, oficerowie zginęli, podlotki odpłynęły do ciepłych krajów.  Wciąż jednak zostało jeszcze to coś, co włóczy się do dziś po starych ogródkach: odrobina dekadenckiego wdzięku, zapach mocnej kawy i pozbawiona ostentacji sympatia dla starych zasad.