Reklama

Spis treści:

  1. Drøbak – tu Mikołaj spędza wakacje
  2. Tønsberg – najstarsze miasto Norwegii
  3. Tjøme – w rybackiej szopie
  4. Verdens Ende – tańce przy ognisku
  5. Norwegia Oslofjorden – informacje praktyczne

Pasażerski statek sunie bezszelestnie przez wąską cieśninę Oslofjorden, najdłuższej zatoki w południowo-wschodniej Norwegii, w mieście Drøbak. Patrzę, jak przesuwa się majestatycznie na tle gór porośniętych drzewami. – Rozbije się? Otrze burtą o skały, jak Titanic o górę lodową? – zastanawiam się, stojąc na brzegu. Mam ochotę wydać krzyk, jak postać na obrazie Edvarda Muncha. Scena swoją dramaturgią i ekspresją mogłaby spokojnie trafić na płótno najsłynniejszego norweskiego malarza.

Gdyby nie wstęga połyskujących w słońcu wód cieśniny, to wydawałoby się, że przepływający w najwęższym miejscu Oslofjordenu wycieczkowiec przemieszcza się po lądzie między skałami. Te „żywe obrazy” powstałe z przepływających statków na tle skandynawskiej natury przychodzi oglądać wielu entuzjastów marynistyki z całego świata.

Przyjechałem do Drøbaku z Oslo i zatrzymam się w nim kilka godzin. Potem ruszam na południe wzdłuż Oslofjorden razem z przyjaciółmi – Kasią i Łukaszem mieszkającymi w Norwegii od 15 lat. Mamy zamiar wspólnie dotrzeć na Verdens Ende, czyli norweski „koniec świata”.

Drøbak – tu Mikołaj spędza wakacje

Niewielkie miasteczko Drøbak słynie z tradycyjnych domów rybackich wybudowanych na skalistym wybrzeżu i pomalowanych na biało. Mieszkańcy mówią o nim, że to najbardziej południowe miasteczko leżące najdalej na północy Norwegii. Chodzę wąskimi uliczkami i podziwiam wypielęgnowane przydomowe ogródki, a właściwie skalniaki. Za punkt honoru właściciele uznali zapewne założenie trawnika w tym surowym terenie – im większy, tym wzrasta prestiż i zarazem cena domu. Małe, jednopiętrowe domki rybackie w centrum Drøbaku, z pionowym deskowaniem, tworzą atmosferę niezmienioną od prawie dwustu lat.

Do miejscowości przylgnęła także nazwa „norweskiej stolicy Bożego Narodzenia”. Wchodzę do drewnianego domu zwanego Julehus. Mogę wysłać list do Świętego Mikołaja, kupić ozdoby i poczuć świąteczną atmosferę nawet na początku lata. Okazuje się, że najsłynniejszy mieszkaniec fińskiego Rovaniemi chętnie spędza tu wakacje – przynajmniej tak twierdzą pracownicy sklepu. Ale Drøbak ma także srogie oblicze. Dla wielu Norwegów jest tym, czym dla Greków są Termopile – symbolem obrony.

Oscarsborg
Oscarsborg fot. Shutterstock

Prom na pobliską wyspę Oscarsborg płynie przez najwęższe miejsce całego Oslofjordenu i przybija do nabrzeża. Zwiedzam tam odremontowaną fortecę Oscarsborg. Jej potężne działa i ukryta broń na wyspie położonej w strategicznym miejscu broniły dostępu do Oslo. W kwietniu 1940 r. wystrzelone z niej torpedy zatopiły niemiecki krążownik Blücher z komandosami na pokładzie. Dzięki decyzji dowódcy o ataku na okręt wojenny próbujący przemknąć przez wąską cieśninę opóźniono zajęcie stolicy i ewakuowano rodzinę królewską.

Wracam na starówkę Drøbaku, bo mieszkańcy, dumni ze swojej rybackiej przeszłości i historii, zajmują właśnie miejsca w portowych restauracjach. Szykują się do świętowania nadejścia kalendarzowego lata. Na stołach króluje tutejszy przysmak: krewetki z majonezem serwowane na białym pieczywie i słynna zupa rybna zwana fiskesuppe. Potomkowie rybaków tak ją uwielbiają, że co roku podczas czerwcowego festiwalu (Drøbak Havnefestival) organizują nawet mistrzostwa Norwegii w przyrządzaniu tego dania.

Tønsberg – najstarsze miasto Norwegii

Następnego dnia docieramy do Tønsberg. Historycy uważają je za najstarsze miasto w Norwegii, założone jeszcze w epoce wikingów (ok. 871 r.), co czyni je starszym nawet od Bergen czy Trondheim. Idę nadmorską promenadą – Bryggą, czyli „deptakiem nad wodą” – obok odrestaurowanych kolorowych magazynów portowych pełnych kawiarni, restauracji i galerii sztuki. Na nabrzeżu odbywają się koncerty i jarmarki z lokalnym rękodziełem wytwarzanym przez potomków wikingów.

Niedaleko stąd, na farmie Oseberg, w 1903 r. rozkopano kurhan z wczesnego średniowiecza i odnaleziono świetnie zachowaną komorę grobową, a w niej niemal kompletną łódź wikingów z 820 r. Odrestaurowany oryginał można dziś oglądać w muzeum w Oslo, a wierna replika kołysze się na falach nabrzeża portowego w Tønsbergu. Wchodzę na pokład Saga Oseberg i przenoszę się w przeszłość. Po dębowych deskach płaskodennej łodzi zwanej sneka krzątają się ludzie ubrani w stroje z czasów wikingów, którzy na takich łodziach docierali do Paryża, Londynu, a nawet Ameryki. Tworząc replikę zadbano o najmniejsze detale w postaci bogatych zdobień i rzeźbień na dziobie, odtworzono żagle, olinowanie i wiosła.

Kapitan łypie na mnie okiem. Z rudą brodą zaplecioną w warkocz i w lnianej koszuli wygląda, jakby szykował się na kolejną wyprawę łupieżczą. Nagle wykrzykuje po norwesku komendę. Nie wiem, czego się spodziewać, ale patrzę, jak inni łapią za długie wiosła. Z wikingami nie ma żartów – siadam i zabieram się do roboty. Tym samym załapałem się na krótki rejs po zatoce jako wioślarz sneki Saga Oseberg.

Tjøme – w rybackiej szopie

Zastanawiam się, jak będzie wyglądał koniec świata, na który mamy dotrzeć po południu. Co widzieli wikingowie wypływający na podbój Europy? Tymczasem przejeżdżamy przez most na wyspę i archipelag Tjøme. Ta perła południowego wybrzeża Norwegii leży zaledwie półtorej godziny jazdy od Oslo. Składa się z głównej wyspy Tjøme oraz dziesiątek mniejszych wysepek. W ostatnich latach stały się ulubionym miejscem wypoczynku Norwegów w domkach letniskowych zwanych hytte. Wybrzeże Tjøme słynie z najczystszych wód w regionie. Latem panuje tu przyjemny mikroklimat – więcej słońca i mniej opadów niż w głębi lądu.

Naszą bazą na południu wyspy jest drewniany dom stojący nad skalistym brzegiem morza z widokiem na małe wysepki. Ma czerwone drewniane ściany, niewielki taras i wnętrze urządzone w duchu hygge, czyli przytulnie, komfortowo, ale ze skandynawskim minimalizmem. Wskakuję z Łukaszem z pomostu do Oslofjordu. Woda – czysta, a jakże, choć rześka pod koniec czerwca.

Potem opływamy okoliczne wysepki motorówką i podziwiamy, jak harmonijnie Norwegowie potrafią wkomponować swoje letniskowe domki w otoczenie. Na desce przy wejściu do naszego domku wypalono jego nazwę: „Sjøbua”. – Dawniej „sjøbua” odnosiła się do drewnianych budynków stojących tuż przy wodzie, w których rybacy przechowywali sprzęt, sieci, łodzie lub solone ryby. Dziś wiele z nich zostało odnowionych i pełni funkcje restauracji, galerii lub domków letniskowych – tłumaczy Kasia. Wspólnie zabieramy się do grillowania kupionych wcześniej makreli. Są świeże – prosto z kutra. Z początkiem lata rybacy rozpoczynają sezon połowów na tę popularną rybę. Szykujemy się na norweską noc świętojańską zwaną tu Sankthansaften.

Verdens Ende – tańce przy ognisku

Do auta pakujemy kosze piknikowe i ruszamy na przylądek Verdens Ende – czyli „koniec świata”. Po południu rodziny z dziećmi, młodzież i seniorzy podobnie jak my przybywają na skaliste wybrzeże z kocami i z jedzeniem. Wypolerowane przez lodowiec skały Verdens Ende, wystające ponad taflę morza jak grzbiety wielorybów, są naturalnym amfiteatrem, z którego obserwuję horyzont. Dzięki mostkom i kładkom przerzuconym między wysepkami suchą stopą mogę się zapuścić nawet kilkaset metrów w morze.

Na brzegu podchodzę pod starą latarnię morską stojącą na skale. Kiedyś te proste konstrukcje budowane z kamieni oszlifowanych przez cofający się lodowiec stały na całym wybrzeżu u wejścia do Oslofjordu. Latarnik rozpalał ognisko w metalowym koszu i przy pomocy żurawia na długiej tyczce unosił go wysoko ponad kamienną budowlę przypominającą smukłą piramidę.

Mieszkańcy szykują się do rozpalenia wielkich ognisk zwanych bål ustawionych na platformie przy samej wodzie. W ten sposób symbolicznie żegnają się z ciemnością i witają letnie słońce. W Norwegii ogniska palone w dzień Sankthansaften wiążą się z dawnym kultem solarnym, są symbolem oczyszczenia w duchu przedchrześcijańskich obrzędów. Słyszę śpiewy i muzykę, występują lokalni artyści, rozbrzmiewają skrzypce i gitary. Uczestnicy wykonują tradycyjne pieśni na powitanie lata, a niektórzy tańczą na trawie lub na skałach.

Kiedyś w tym dniu zawierano dużo ślubów, bo wróżył on szczęśliwe małżeństwo. Dzisiaj noc świętojańska to okazja do spotkania z rodziną i przyjaciółmi, choć wiele kobiet podtrzymuje tradycje, ubierając się na biało, a dziewczynki mają wianki z łąkowych kwiatów.

Najbardziej magiczny moment wieczoru następuje po godzinie 23, kiedy słońce powoli chowa się za horyzontem, pozostawiając złotą poświatę nad końcem świata. Niebo ma wtedy kolor wędzonego łososia. Dopytuję współbiesiadników, dlaczego to właśnie miejsce zwą końcem świata, skoro najdalej na południe wysunięty punkt kontynentalnej Norwegii znajduje się w regionie Agder. – Dla wikingów wypływających z Oslofjordu na podbój Europy, a potem dla rybaków z Tønsbergu czy Drøbaku, właśnie skaliste wysepki archipelagu Tjøme były końcem świata, który znali. Mijając szkierowe wybrzeże, ostatni raz widzieli stały ląd. Stąd rozpościera się widok na otwarte, bezkresne morze. Każdy zatem ma swój koniec świata – usłyszałem.

Norwegia Oslofjorden – informacje praktyczne

Dojazd

  • Na południowym krańcu Oslofjordenu znajduje się lotnisko Torp (Sandefjord). Latają tam bezpośrednio z Polski linie Ryanair i Wizz Air.
  • Lotnisko Torp jest również dobrze skomunikowane z Oslo i innymi miastami dzięki połączeniom kolejowym, autobusowym oraz usługom wynajmu samochodów. Linia FB25 Torp Express zapewnia bezpośredni przejazd także do Oslo (cena 25 euro).
  • Na wyspę i archipelag Tjøme poprowadzone są mosty drogowe, więc dojazd autem nie stwarza problemów i jest za darmo.

Nocleg

Żeby poczuć klimat Oslofjordu, wynajmij domek.

  • Budżetowo: Cabins for Rent in Tjøme (Airbnb, prosta drewniana chatka 80 m od brzegu, z tarasem i grillem. Cena: od 140 euro za noc dla 4 osób na Airbnb.
  • Wyższy standard: Havna Tjøme Hotel, apartamenty z aneksem kuchennym, panoramiczne widoki na fiord, restaurację zlokalizowaną w skale oraz bezpośredni dostęp do brzegu.
  • Prawdziwe perełki w postaci domków na wynajem można znaleźć na portalu ogłoszeniowym finn.no.

Warto wiedzieć

Rejsy do Færder National Park. Z przystani w miejscowości Tønsberg wypływają statki wycieczkowe do położonego 20 km na południe parku morskiego Færder, gdzie spotkać można foki i ptactwo morskie. Cena od 550 koron (ok. 200 zł) od osoby. Szczegóły na stronie dskysten.no.

Źródło: archiwum NG

Reklama
Reklama
Reklama