Transylwania to nie tylko legenda Drakuli. Czekają tu na was niezwykłe zamki
Ruszyliśmy śladami hrabiego Drakuli – ikony popkultury – a trafiliśmy do niezwykłej krainy. Transylwania urzeka architekturą i historią.

Spis treści:
- Autostop w Transylwanii
- Kopalnia w Turdzie
- Legenda Drakuli
- Zamek Râșnov
- Zamek Bran
- Transylwania – informacje praktyczne
- Co zobaczyć w Transylwanii
Autostopem w Transylwanii? Z dwójką małych dzieci i wózkiem? Serio? Recepcjonista hotelu w pięknym, nasyconym secesją mieście Kluż-Napoka przytakuje i jeszcze raz stuka palcem w rozłożoną przed nami mapę. – Możecie oczywiście tłuc się autobusami przez pół dnia, ale jeśli chcecie dotrzeć do kopalni w Turdzie szybko i tanio, to po prostu złapcie stopa przy kwiaciarni Magnolia naprzeciwko opery. Wszyscy tak robią – dodaje.
Autostop w Transylwanii
Szczerze mówiąc, nie jesteśmy zachwyceni perspektywą stania z wystawionym kciukiem przy drodze w chłodny poranek, ale wygląda na to, że nie mamy wyjścia. Alternatywnie można byłoby wybrać się na drugi koniec miasta na dworzec autobusowy. Potem pojechać te kilkadziesiąt kilometrów do Turdy. A stamtąd znów dwoma autobusami dotrzeć do najsłynniejszej i najpiękniejszej kopalni soli w tej części świata. No to może jednak spróbujemy ten autostop.
Pod kwiaciarnią Magnolia stoi już kilka osób w kolejce, jak na postoju taksówek. Co jakiś czas zatrzymują się samochody osobowe. Wsiadamy do dacii. Młody kierowca upycha składany wózek w bagażniku i ruszamy. Andrei przedstawia się i zasypuje nas pytaniami. Może podszlifować i tak całkiem niezły angielski.
Po czterdziestu minutach wspólnej jazdy jesteśmy tak zaprzyjaźnieni, że gdy wysadza nas pod samą bramą kopalni, długo wzbrania się przed przyjęciem symbolicznych 10 lei (ok. 10 zł) – zwyczajowej tutaj opłaty za autostop.
Kopalnia w Turdzie
Według tradycji to Rzymianie – władcy Dacji – pierwsi zaczęli wykorzystywać tutejsze saliny. Ale dokumenty potwierdzające istnienie kopalni soli w Turdzie mamy dopiero z XI w. Dwa wieki później odnajdujemy wątek polski. Węgierska księżniczka Kunegunda (u nas bardziej znana jako św. Kinga), wybierając się za mąż za księcia Bolesława Wstydliwego, wrzuciła ponoć w Turdzie do szybu swój zaręczynowy pierścień, a wkrótce potem odnalazła go w bryle soli wydobytej w Wieliczce. Mniej romantyczna, ale bardziej pragmatyczna wersja tej samej legendy mówi, że węgierska księżniczka poprosiła ojca, króla Belę IV, by w drodze do Małopolski towarzyszyli jej górnicy z Turdy i pomogli „rozkręcić” kopalnie soli w Wieliczce i Bochni. Bo sól przez całe wieki oznaczała bogactwo.
Wchodzimy do nowoczesnego budynku Salina Turda i zagłębiamy się w długi, poziomy szyb. Kilkadziesiąt metrów korytarza, potem skręt i nagle stajemy przed gigantyczną podziemną przestrzenią, która jest połączeniem kopalni i wesołego miasteczka. Windami można zjechać na najniższy poziom – minus 112 m. Ogromna komnata w formie dzwonu ma aż 90 m wysokości i 75 m szerokości. Dno kopalni pokryte jest solanką, po której pływają niewielkie łódki.

Na nieco wyższym poziomie stoją: koło diabelskiego młyna, stoliki do ping-ponga, ławki, mała kawiarnia. Wokół spacerowicze, roześmiane dzieciaki i seniorzy wdychający drogocenne powietrze przesycone jodem i innymi cennymi pierwiastkami występującymi w soli kamiennej. Nic dziwnego, że kopalnia soli w Turdzie jest w pierwszej piątce najczęściej odwiedzanych miejsc w całej Transylwanii. Choć przecież nie sól rozsławiła tę krainę, tylko legenda o pewnym nieistniejącym hrabim.
Legenda Drakuli
Nie wiem, ile razy obejrzeliśmy z dziećmi „Hotel Transylwania”. Nic dziwnego, że nasz siedmioletni syn wypatruje wszędzie duchów, nietoperzy i dekadenckiego luksusu. Dopóki nocujemy w Klużu i Sibiu – iluzja jest pełna. Te wielkomiejskie perełki secesyjnej austro-węgierskiej architektury mogą służyć za dekoracje filmu grozy umiejscowionego na przełomie XIX i XX w. Pięknie odnowione fasady przywodzą na myśl Wiedeń czy Budapeszt. Ale zapuszczone podwórka kryją mroczne sekrety postsocjalistycznej Rumunii.
Wystarczy jednak tylko wyjechać z miasta, żeby natychmiast wpaść w głęboką karpacką puszczę, a na horyzoncie zobaczyć ośnieżone skaliste szczyty. Za Târgu Mureş wjeżdżamy na tereny Seklerszczyzny – obszar zdominowany niegdyś przez walecznych węgierskich osadników, którzy przez kilka stuleci opierali się tureckiej inwazji. Wąska droga prowadzi do Sighişoary – miejscowości, która na zawsze zrosła się z postacią Drakuli. – Jak to nie był hrabią? – nasz syn unosi brwi. – I nie był wampirem? Nie zmieniał się nocą w nietoperza?
Wspinamy się na wzgórze ponad Sighişoarą. Dawna cytadela to wpisany na listę UNESCO kompleks średniowiecznych uliczek, kościółek i cmentarz. Jedna z kamieniczek ma tablicę „Casa Draculei”, czyli dom Drakuli. W środku jest restauracja i małe muzeum. W tym domu przyszedł na świat Vlad Ţepeş zwany Drakulą. Piętnastowieczny hospodar mołdawski słynął z okrucieństwa, a szczególnie upodobał sobie nawlekanie na pal jeńców wojennych, podczas którego rozsiadał się w miejscu z dobrym widokiem i ucztował. Restauracja w domu Drakuli serwuje lokalne dania, podają tu świetną zupę ciorbă de burtă – czyli flaczki w śmietanie.
Zamek Râșnov
Pogranicze Transylwanii i imperium otomańskiego było przez wieki najbardziej niebezpiecznym regionem Europy. Na początku XIII w. ściągnięto tu nawet na pomoc Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, ale Krzyżacy zdążyli zbudować tylko kilka zamków i umknęli. Węgrzy i osadnicy z Saksonii musieli sobie radzić sami z najazdami tatarskimi, a potem tureckimi. Nieopodal Braszowa, na wyniosłym wzgórzu dostrzegamy jeden z najbardziej niezwykłych zamków.
Parkujemy auto na parkingu dla turystów w połowie góry. A do samej fortecy dojeżdżamy traktorem prowadzonym przez miejscowego górala, który w wolnych chwilach najmuje się do wożenia turystów. Dzieci są zachwycone przejażdżką. Râșnov, a właściwie Rosenauer Burg – jak nazwali fortecę sascy osadnicy, którzy ją zbudowali osiemset lat temu – to zamek „chłopski”. Nie ma tu kasztelu i podgrodzia, a zamiast tego wiele zagród i kamiennych rodzinnych domków.
Gdy obce wojska najeżdżały wsie w dolinach, chłopi wraz z dobytkiem chronili się w górskim zamku, za wysokim murem. Wytrzymali niezliczone oblężenia. Poddali się tylko raz, w 1612 r., gdy janczarzy odkryli jedyne źródło wody nieopodal zamku. Kilka lat później tureccy jeńcy zostaną zmuszeni do wykopania głębokiej na 146 m studni i Râșnov nigdy już nie zawiedzie swoich obrońców.
Chodzimy po tym niezwykłym miejscu, podziwiając obłędne widoki z zamkowych murów, a dzieci naciągają nas na zakupy w małych kramikach, które lokalni rzemieślnicy otworzyli w starych kamiennych domach. Można tu kupić zarówno zabawkowe łuki, strzały i drewniane miecze, jak i całkiem porządne kolczugi, koncerze, szyszaki i białą broń, która zachwyci członków niejednego współczesnego bractwa rycerskiego.
Zamek Bran
Kilkanaście kilometrów dalej stajemy przed zamkiem Bran, który wygląda dokładnie tak, jak powinna wyglądać siedziba hrabiego Drakuli. Liczbą wieżyczek, okienek, sekretnych przejść i balkoników może się ścigać z bajkowym zamkiem Ludwika Szalonego Neuschwanstein w Bawarii czy zachwycającym pałacem Chambord w dolinie Loary. Z czasów warowni krzyżackiej pozostało niewiele, za to przebudowa z lat 20. XX w. trafiła w gusta rumuńskiej królowej Marii.

Trudno uwierzyć, żeby czeski architekt Karl Liman nie znał popularnej powieści grozy Brama Stokera „Drakula” z 1897 r., w której irlandzki pisarz popuścił wodze wyobraźni, opisując zamek hrabiego wampira. Dlatego Bran tak przypomina wizję irlandzkiego pisarza, który nigdy w Transylwanii nie był. Za to miłośnicy horrorów przybywają tu tłumnie.
Przed bramą zamkową można się zaopatrzyć w wampirze zęby, silikonowe maski, a nawet gumową dłoń do złudzenia przypominającą okrwawiony kikut ręki. Dzieci są zachwycone. Niestety, dużo mniej im się podoba zamkowe muzeum, gdzie zgromadzono ciekawe, ale całkiem „zwyczajne” eksponaty związane z etnografią regionu i historią królowej Marii.
Przewodnicy robią, co mogą, by podtrzymać zainteresowanie małych turystów. Otulają się podbitymi czerwienią płaszczami, w upiornym grymasie odsłaniają wampirze zęby i prowadzą do komnat poświęconych Władowi Palownikowi. To miejsce, które rozwiewa romantyczne mity, ale za to pozwala poznać całkiem sporo faktów, przy których powieść „grozy” Brama Stokera to bajka dla grzecznych dzieci. Wracamy na jarmark przed zamkiem. W zapadającym zmierzchu dzieci wypatrują cieni nietoperzy na bladej poświacie wschodzącego księżyca.
Transylwania – informacje praktyczne
Dojazd
Do Transylwanii można dojechać samochodem (z Warszawy do Klużu-Napoki jest w zależności od trasy ok. 850–950 km) i pociągiem. My lecieliśmy z przesiadką na lotnisko w Klużu. Po mieście jeździliśmy komunikacją, a dalej – autostopem.
Jedzenie
W kuchni rumuńskiej królują ciorby, czyli gęste, sycące zupy. Niemal wszędzie spróbujemy ciorbă de burtă (flaczki ze śmietaną) lub ciorbă de peşte (zupa rybna). Dla wegetarian bezpieczniejsza będzie ciorbă de fasola (zupa fasolowa) lub ciorbă de legume (zupa jarzynowa). Popularnym daniem jest tocană de carne (gulasz mięsny) lub tocană de ciuperci (gulasz grzybowy). Smaczną przekąską są mititei – pikantne kiełbaski z mięsa mielonego. Popularnym dodatkiem jest mamałyga (kasza kukurydziana podawana z kwaśną śmietaną i bryndzą).
Zakupy
Poza makabrycznymi pamiątkami rodem z horroru o wampirach warto rozejrzeć się za elementami regionalnego stroju. W sklepach i domach towarowych w Transylwanii można niedrogo kupić piękne haftowane ludowe koszule.
Karta EKUZ
Zwłaszcza kiedy podróżujemy z dziećmi, pamiętajmy o karcie EKUZ, która uprawnia do bezpłatnej opieki medycznej.
Co zobaczyć w Transylwanii
Zamek Korwina w Hunedoarze
Uważany za jeden z najbardziej tajemniczych zamków świata. Według legendy Wład Palownik, książę Wołoszczyzny, był tu więziony przez Jánosa Hunyadyego. Jest to jeden z największych zamków w Europie.
Kościoły warowne
Świątynie obronne to cenne zabytki i charakterystyczny element krajobrazu Siedmiogrodu. Najciekawsze zespoły to: Biertan, Câlnic, Dârjiu, Prejmer, Saschiz, Valea Viilor i Viscri.
Sybin
Założony przez saskich kolonistów Sybin w niczym nie przypomina chaotycznych rumuńskich miast. Jest uosobieniem niemieckiego porządku i gospodarności. Najważniejsze zabytki znajdują się w Górnym Mieście.
Źródło: archiwum NG

