Reklama

Poranek w syberyjskiej tundrze. W czumie, nienieckim namiocie, skroplona para z oddechów osadza się na ścianach – słychać sapania, pomruki, chrapnięcia. Ktoś podnosi się, rozpala ogień i wstawia wodę. To Katia przygotowuje śniadanie. Będzie się składało z tego co zawsze – mięsa renifera. Tym razem z jagodami.

Reklama

Za chwilę przy posiłku zgromadzi się cała rodzina. Każdy będzie powoli sączył gorącą herbatę. Trzeba się dobrze rozgrzać – temperatura na zewnątrz dochodzi do minus 50 stopni Celsjusza.

Nic dziwnego, że już od najwcześniejszych lat mieszkańcy tundry ćwiczą wytrzymałość na mróz. Chłopcy spędzają część nocy poza namiotem, mężczyźni pełnią regularne warty przy reniferach, śpiąc na saniach pod gołym niebem. Jedni i drudzy są wierni obowiązującej w tej społeczności zasadzie: nie wolno narzekać!

A przecież mogliby, bo życie Nieńców nie rozpieszcza. Od wieków musieli stawiać czoła i naturze, i historii. Ten 40-tysięczny koczowniczy naród zamieszkuje obszar ponad trzykrotnie większy niż Polska, głównie w północno-zachodniej Syberii, na pograniczu Europy i Azji. W latach 30. musieli się opierać radzieckiej polityce ateizacji i przymusowej kolektywizacji. Udało im się wtedy nie stracić zwierząt, ale zagubili część tradycji związanej z szamańskimi obrzędami i animistyczną religią. Dziś realnym zagrożeniem dla ich tożsamości jest ocieplenie klimatu, które sprawia, że rzeki topnieją wcześniej. Co będzie, gdy tundra przestanie zamarzać, a renifery nie będą mogły przez nią wędrować?

Przecież te zwierzęta to ich największy skarb. Ich skóra to jedyny materiał, który skutecznie chroni przed mrozem w tak ekstremalnych warunkach. Dlatego od co najmniej 500 lat wykorzystują ją do wyrobu płacht namiotów, nakryć łóżek i szycia tradycyjnego stroju. Z kolei mięso (także surowe) stanowi główny składnik tradycyjnej diety, z kości produkuje się natomiast ozdoby i niektóre narzędzia.

W zamian ludzie dają swym towarzyszom troskliwą opiekę. – To symbioza – mówi Heidi Bradner, pochodząca z Alaski autorka fotoreportażu, która odwiedza Nieńców od wielu lat. – Nowo narodzonymi źrebiętami opiekują się jak własnymi dziećmi. Trasy wędrówek planują tak, by zwierzęta miały czas na odpoczynek. Gdy trzeba, zapewniają im nocleg w czumie, zwłaszcza latem, gdy w okolicy grasują komary – opowiada fotografka. Nawet po śmierci człowiek i renifer się nie rozstają – rytualnie zabite zwierzę zwykle towarzyszy zmarłemu właścicielowi podczas pochówku.

Dziś zagrożeniem dla tradycyjnego życia Nieńców jest rozwój przemysłu energetycznego, który przyczynia się do skażenia środowiska, szkodząc też stadom. Kto pozostanie w tundrze, gdy staną się one mniej liczne? Czy wówczas nienieckie dzieci będą miały warunki do kontynuowania życia, które gwarantuje wolność?

Reklama

Kiedyś Heidi Bradner opowiadała Katii o swej rodzinnej Alasce. Mówiła, że w jej stronach ludzie podróżują saniami zaprzęgniętymi w psy. Nagle zauważyła, że twarz jej rozmówczyni wyraźnie posmutniała. – Zrozumiałam, że dla nich wizja podróżowania z psami jest jak apokaliptyczny koniec świata – opowiada autorka zdjęć. – Jej spełnienie oznaczałoby, że na świecie nie ma już reniferów. Bo inaczej kto przy zdrowych zmysłach zaprzęgałby do sań psy.

Reklama
Reklama
Reklama