Reklama

Spis treści:

  1. Życie w skalnych domach – wspomnienia z Kapadocji
  2. Trekking przez doliny Kapadocji – tam, gdzie nie docierają turyści
  3. Kościoły wykute w tufie i kapadockie winnice
  4. Podziemne miasta i legendarne konie Kapadocji
  5. Balonowy spektakl o świcie – magia poranka w Kapadocji
  6. Jak zaplanować podróż do Kapadocji?

Krajobrazy Kapadocji wydają się czymś nierealnym. Nawet najlepsze zdjęcia nie oddają magii tego, co stworzyła natura – z niewielką pomocą człowieka.

Życie w skalnych domach – wspomnienia z Kapadocji

– Tu się urodziłem – Hasan, nasz kierowca podczas dżip safari, wskazuje wydrążoną w skale grotę. Przez dziurę zaglądam do wnętrza, w którym pozostały resztki wyposażenia, np. kanapa, a na zewnątrz wisi talerz satelitarnej anteny. – Prąd mieliśmy, gaz też – dopowiada chłopak, widząc moją zdziwioną minę. Mieszkanie w skałach przez długie wieki było w Kapadocji normą. Przynajmniej nikt nie narzekał na metraż. Rodzina się powiększała – łatwo można było wydrążyć kolejny pokój.

Wulkaniczny tuf to miękki materiał, nie potrzeba było nawet jakichś wyrafinowanych narzędzi. Poza tym latem w takich jaskiniodomach było przyjemnie chłodno, zimą zaś względnie ciepło. Kiedy przyjechałam do Kapadocji pierwszy raz, 30 lat temu, wiele osób mieszkało jeszcze w takich skalnych domostwach, a powszechnym środkiem transportu były osły. – Każdy z nas ma swojego ekologicznego mercedesa – ze śmiechem mówili miejscowi. Dzisiaj o widok osiołka raczej już trudno, a ludzie przenieśli się do bardziej komfortowych apartamentów.

To, co przyciąga turystów do Kapadocji, krainy położonej w sercu azjatyckiej części Turcji, to przede wszystkim widoki. Tutejsze skały przybierają najprzeróżniejsze formy – grzybów, stożków, no i bajkowych kominów. Jest też skalny zwierzyniec ze słynnym wielbłądem i kamienne Trzy Plotkary. Jedyne w swoim rodzaju dzieło natury tworzy się bezustannie od milionów lat. Głównymi „winowajcami” są lokalne wulkany, które zalały okolicę lawą i przysypały popiołami, dzięki czemu powstała gruba warstwa miękkiego tufu.

Proces rzeźbiarski to efekt erozji – wpływu wiatru, wody (deszczu i śniegu) czy temperatur. Wulkany są trzy, wszystkie wygasłe, przy czym najwyższy to Ericiyes (3917 m), na którego stokach powstał godny uwagi ośrodek narciarski z wyciągami na miarę tych alpejskich.

Trekking przez doliny Kapadocji – tam, gdzie nie docierają turyści

Większość turystów zwiedzanie Kapadocji ogranicza jedynie do punktów widokowych. Ja ze swoją grupą wolę inaczej – przemierzamy poszczególne doliny w ramach pieszych wycieczek, docierając do naprawdę wyjątkowych miejsc, które mamy tylko dla siebie. Zaczynamy od Doliny Miłości. Nazwa jest jak najbardziej adekwatna – wystarczy spojrzeć na falliczne kształty tutejszych skał. Następna jest Dolina Biała – i rzeczywiście znajdziemy tu skalne białe trójkąty, zdaniem niektórych przypominające bezy. A potem – dla odmiany – przenosimy się do Doliny Różowej, gdzie intensywność owego różu zmienia się w zależności od pory dnia – im bliżej zachodu słońca, tym ładniej.

Tu już momentami trzeba się trochę pogimnastykować, bo są na trasie przejścia wymagające lekkiej wspinaczki czy użycia zamontowanej tu na stałe liny. Mamy też dzień, gdy w ramach ucieczki od upałów fundujemy sobie wypad do położonej dalej od centralnej Kapadocji Doliny Ihlary. 14-kilometrowy szlak prowadzi wzdłuż rzeczki płynącej dnem spektakularnego wąwozu. Podziwiamy wznoszące się 100–150 m nad nami skały, cieszymy się bujną zielenią, wynajdujemy rosnące dziko pistacje, no i konsumujemy pysznego pstrąga, siedząc przy stołach ustawionych... w wodzie.

konie w kapadocji
Kapadocję można wygodnie zwiedzić na grzbiecie konia. fot. Milky Way/Getty Images

Kolejny trekking zaliczamy w Dolinie Gołębiej. Skąd taka nazwa, uświadamiają charakterystyczne otwory w skałach – dawne gołębniki. W minionych wiekach ptaki te były dla mieszkańców Kapadocji niemal bezcenne. Rola latających posłańców to rzecz oczywista. Ale warto też wiedzieć, że gołębie odchody spełniały rolę naturalnego, darmowego nawozu w okolicznych winnicach i sadach. A białko z gołębich jaj dodawano do zaprawy, jaką kładziono pod freski, które teraz zdobią bizantyjskie kościoły.

Kościoły wykute w tufie i kapadockie winnice

Wypada wyjaśnić, skąd w Turcji bizantyjskie kościoły. Trzeba pamiętać, że wyznający islam Turcy (dokładniej: Seldżucy) pojawili się na tych terenach dopiero w XI w. i zastanych kościołów nie niszczyli. Wcześniej Kapadocja była częścią Cesarstwa Bizantyjskiego, którego religią państwową było – jak wiadomo – chrześcijaństwo.

Liczne miejscowe doliny, z pozwalającymi drążyć schronienia skałami, już od I w. stanowiły wymarzoną miejscówkę dla wszelkich pustelników, z czasem tworzących klasztorne wspólnoty. Do tej pory w wielu miejscach można zobaczyć wydrążone w tufie, zupełnie niepilnowane dawne kościoły – powstały ich setki. Najlepiej zachowane, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, prezentuje się turystom w formie plenerowego muzeum na obrzeżach miasteczka Göreme. Nazwa oznacza „miejsce, gdzie nie zostaniesz dojrzany”, bo dolina dawniej była rzeczywiście dobrze zakamuflowana.

Samo Göreme, nazywane turystyczną stolicą Kapadocji, to idealne miejsce, aby zamieszkać w jednym z hoteli oferujących wykute w skale pokoje. Atmosferą miejsca można się delektować z dachów tych przybytków – najlepiej, gdy trafimy przy tym na dobiegające z minaretów ezany, czyli wezwania do modlitwy, które w tej scenerii przywodzą na myśl „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”.

To teraz. W przeszłości słychać tu było inne modlitwy. Największe zainteresowanie duchowym życiem w dolinie Göreme przypadało na okres między VI a IX w., chociaż najpiękniejsze freski zobaczymy w późniejszych świątyniach, takich jak XIII-wieczny Ciemny Kościół. Dzięki ograniczonemu dostępowi światła i bardzo przestrzeganemu zakazowi robienia zdjęć, barwy na malowidłach są szczególnie żywe. W pokazanych na skale scenach rozpoznaję epizody z Ewangelii – jest Jezus (uznawany w islamie za proroka), Maryja, apostołowie zebrani na ostatniej wieczerzy...

Ilu mnichów skupiała lokalna społeczność, zdradzają refektarze, a dokładniej wielkość wykutych w skale stołów. Są też pozostałości dawnych patentów na produkcję wina, zapewne nie tylko mszalnego. Tradycja robienia win przetrwała w Kapadocji do czasów obecnych – można je kupić w miejscowych sklepach. Inna sprawa, że większość winogron z miejscowych winnic wygląda zupełnie inaczej niż w Europie, bo krzaki są niskopienne, płożące się po ziemi. Przetwarza się je z myślą nie o winie, a głównie o rodzynkach.

Podziemne miasta i legendarne konie Kapadocji

Rzecz jasna mnisi nie byli wcale pierwszymi mieszkańcami Kapadocji. Są dowody na to, że ludzie żyli tu już 10 tys. lat temu, a w drugim tysiącleciu p.n.e. były to terytoria należące do silnego państwa Hetytów. Potem pojawili się Grecy, podbici w VI w. p.n.e. przez Persów. Wymagane wówczas podatki ludzie płacili złotem, a także końmi, co sprawiło, że Persowie zaczęli określać te tereny jako „Katpatukya”, czyli „krainę pięknych koni”.

Oczywiście nie zawsze była tu oaza spokoju. Kiedy w I w. p.n.e. pojawili się Rzymianie, nie podporządkowywali sobie tych terenów po dobroci. Kilka wieków później podobnie działali najeźdźcy arabscy. Do wypatrywania wrogów służyły najwyższe w okolicach skały przerobione na twierdze. Na jedną z nich, w Uçhisarze, wchodzimy, bo to doskonały punkt widokowy. Teraz są tu wygodne schody, ale dawniej zdobyć taką miejscówkę nie było łatwo.

balony nad kapadocją
Balony nad Kapadocją. fot. Getty Images

A co z cywilami? Ci na wypadek wojen drążyli sobie kryjówki pod ziemią, z których z czasem powstały istne podziemne miasta. Oficjalnie jest ich na terenie Kapadocji 36, większość wciąż tylko częściowo odkopana. Trudno uwierzyć, ale w tym, które zwiedzam, czyli mającym swoje początki w VII w. p.n.e. Derinkuyu (Głęboka Studnia), mogło się ponoć schronić 20 tys. osób!

Skalne „mrowisko” miało dziewięć poziomów połączonych ze sobą korytarzami i sięgało 85 m pod ziemię! Było w nim wszystko, co niezbędne, aby przez jakiś czas przetrwać. Pomieszczenia dla ludzi i zwierząt, kuchnie, zapasy wody, magazyny, szyby wentylacyjne i sprytne zabezpieczenia na wypadek, gdyby jednak wróg zapuścił się w ten podziemny labirynt. Możliwość ucieczki dawał m.in. tunel połączony z innym tego typu kompleksem, w odległej o 9 km wiosce Kaymakli. Praca, jaką musieli wykonać w zamierzchłych czasach mieszkańcy, robi wrażenie.

Już po powrocie na powierzchnię jedziemy do Zelve, gdzie oglądamy kolejne „dziurawe skały” będące już całkiem współczesną, choć opuszczoną wioską. Przez wieki żyli w niej obok siebie, w pełnej harmonii, chrześcijańscy Grecy i muzułmańscy Turcy. W 1923 r. Grecy wyjechali do Grecji, natomiast w latach 50. XX w. wyprowadzili się i Turcy. Spora ich część zamieszkuje teraz w pobliskim, słynącym z ceramiki Avanos. Podstawą tego rzemiosła jest glina z przepływającej w pobliżu Czerwonej Rzeki (tur. Kızılırmak), swoją drogą najdłuższej rzeki w całej Turcji. Liczy ona sobie 1355 km i wpada do Morza Czarnego.

W jednej z pracowni – takiej, gdzie wciąż bazuje się w dużej mierze na ręcznej produkcjipróbujemy swoich talentów za kołem garncarskim. I szczerze mówiąc... lepiej idzie nam na tanecznym parkiecie podczas urządzanej także w Avanos Tureckiej Nocy. Po winie i raki (tradycyjna procentowa anyżówka) nawet taniec brzucha nie sprawia nam kłopotu.

Balonowy spektakl o świcie – magia poranka w Kapadocji

Dla kompletnego obrazu Kapadocji decydujemy się jeszcze na lot balonem. Nie żałuję wydanych pieniędzy – latałam balonami w różnych rejonach świata, ale powietrzne wrażenia z Kapadocji zaliczam do tych najciekawszych. Kolorowe czasze unoszące się w rozświetlanej wschodem słońca scenerii to w przenośni i dosłownie prawdziwy odlot. – Dziś wystartowało ok. 150 balonów – mówi nasz pochodzący z Australii pilot. Po wylądowaniu organizatorzy częstują nas lampką szampana, są też pamiątkowe certyfikaty.

Balony to atrakcja również dla tych, co zostali na ziemi. Wiele par nowożeńców przyjeżdża do Kapadocji na modne sesje zdjęciowe. Rekwizyty typu balowe suknie i kabriolety wypożyczają lokalne firmy, nie brak też fotografów czekających na zlecenia. Efektem są zdjęcia z tłem w postaci mnóstwa sunących po niebie kolorowych czasz.

Inny pomysł, już dla każdego, to pobudka o wschodzie słońca i relaks na hotelowym tarasie (w większości hoteli w Kapadocji ich funkcję spełniają dachy). Ja też tak robię. Zasiadam w fotelu z poranną kawą – a jakże, zgodnie z turecką tradycją zaparzoną w tygielku – i napawam się widokiem balonów, które mam na wyciągnięcie ręki. Dosłownie, bo jeden z nich przelatuje z 20 m nad moją głową, a ja słyszę syk wtłaczanego do czaszy podgrzanego powietrza. Stłoczeni w koszu turyści machają. – Günaydın! – wykrzykuję im tureckie „dzień dobry”. I nie ma w tym przesady. Dzień niewątpliwie zaczął się dobrze. Bardzo dobrze.

Jak zaplanować podróż do Kapadocji?

Podróż do Kapadocji warto zaplanować z wyprzedzeniem, szczególnie jeśli marzy nam się lot balonem – miejsca w koszach szybko się kończą. Najwygodniejszym rozwiązaniem są połączenia lotnicze Turkish Airlines z Polski, m.in. z Warszawy i Krakowa. Przewoźnik oferuje dogodne przesiadki w Stambule, skąd dolecieć można do lotnisk w Nevşehir lub Kayseri – oba znajdują się w niewielkiej odległości od głównych miejscowości regionu. Warto wcześniej zarezerwować nocleg w skalnym hotelu, zwłaszcza jeśli zależy nam na tarasie z widokiem na poranny spektakl balonów. Najlepszy czas na podróż to wiosna i jesień, kiedy pogoda sprzyja pieszym wędrówkom, a temperatura nie jest zbyt uciążliwa.

Źródło: GoTurkiye.com

Nasza ekspertka

Monika Witkowska

Podróżniczka, zapalona żeglarka i miłośniczka gór. Zjeździła wszystkie kontynenty, zdobyła cztery ośmiotysięczniki, Koronę Ziemi oraz wiele innych szczytów. Jest drugą po Wandzie Rutkiewicz Polką, która stanęła na K2 – uważanym za najtrudniejszy ośmiotysięcznik świata. Jako żeglarka opłynęła przylądek Horn oraz pokonała arktyczny szlak północno-zachodni z Grenlandii do Alaski. Była również pierwszą osobą, która opłynęła Czukotkę. W lutym 2024 roku, wspólnie z Joanną Mostowską, jako pierwsze osoby w historii dokonały zimowego trawersu płaskowyżu Deosai – drugiego najwyższego na świecie.

Monika Witkowska Broad Peak
Droga Moniki Witkowskiej na Broad Peak. fot. Monika Witkowska
Reklama
Reklama
Reklama