Syria znów otwiera się na turystów. „W Damaszku czułam się bezpiecznie”
Jeszcze niedawno Syria była okiem wojennego cyklonu. Dziś to gorący punkt na podróżniczej mapie. Damaszek i Aleppo budzą się z głębokiego snu.

- Milena Rachid Chehab
Spis treści:
Cokolwiek by się działo, nic nie jest pilniejsze niż pójście na buzę, czyli bliskowschodnie lody. Śnieżnobiałe, ciągnące się, obficie posypane pistacjami. Swoją konsystencję i orientalny posmak zawdzięczają salepowi, czyli mączce z korzenia orchidei, oraz mastyce, czyli żywicy z drzewa pistacji kleistej. Wszystko ubija się w wielkich metalowych pojemnikach ogromnymi tłuczkami, dokładnie tak samo jak 130 lat temu – w lodziarni Bakdash.
Mieści się ona w samym środku krytego blachą suku Al-Hamidiyeh i od czasu założenia w 1895 r. również nic się w niej nie zmieniło. Lody z Bakdasha z dostawą do pałacu zamawiała tu ponoć nawet rządząca Syrią rodzina Asadów, ale od czasu upadku reżimu o tym się nie wspomina. O tym, że czasy się zmieniły, przypominają mi dziś migające co jakiś czas twarze żołnierzy nowej władzy: długie brody, zawiązane na głowie chusty i niedbale przewieszone przez ramię kałasznikowy. Mieszają się z tłumem miejscowych, backpackerami z Zachodu i turystami z całej Syrii.
Damaszek: Al-Halbouni i muzeum
Jeszcze rok temu niewinne: „wyskoczmy na weekend do Damaszku”, brzmiało równie absurdalnie jak city break w Pjongjangu dla mieszkańców Seulu. Ale to się zmieniło. Po upadku reżimu Baszszara al-Asada dla wielu podróżników Syria stała się jednym z najgorętszych kierunków na mapie Bliskiego Wschodu. Choć w kraju wciąż bywa niespokojnie, w Damaszku czują się bezpiecznie. Po rewolucji polityczna zawierucha na razie omija stolicę.
Najłatwiej poczuć to, spacerując po Al-Halbouni, okolicy znanej z księgarni i bukinistów. Jeszcze rok temu naloty muhabaratu, czyli służby bezpieczeństwa, zdarzały się tu regularnie, a posiadanie nieodpowiednich książek mogło się zakończyć wieloletnim więzieniem. – Przez lata sprzedawałem spod lady tylko tym, którym naprawdę mogłem zaufać. Zakazane pozycje, głównie religijne, trzymałem w domu. Zwykle zdzierałem okładki i zastępowałem bezpiecznymi. Do niektórych z nich, zwłaszcza o więzieniach, odważyłem się zajrzeć dopiero teraz – mówi mi Mohammed, który ma księgarnię na rogu.
Idę dalej. W Muzeum Narodowym oglądam odrestaurowaną figurę Lwa Palmyreńskiego wbudowaną we frontową ścianę muzeum. Lew dostał tu schronienie 9 lat temu, po tym jak Państwo Islamskie usiłowało zniszczyć ruiny średniowiecznego miasta Palmyra. Dla Polaków spotkanie z Lwem ma dodatkowy smaczek – został on odkryty pod koniec lat 70. XX w. przez polską misję archeologiczną. W efekcie zdobi on dziś logo Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Stare przewodniki radzą, by po sąsiedzku koniecznie zajrzeć do sufickiej Takijji Al-Sulejmanija, czyli meczetu połączonego ze „strefą odpoczynku”, który dawał schronienie pielgrzymom podróżującym do Mekki. Ten XVI-wieczny budynek z białymi kopułkami – arcydzieło architektury osmańskiej – wciąż jednak czeka na powojenne otwarcie.
Pałac, meczet i bazary
Z damasceńskich zabytków wciąż świetnie mają się za to te flagowe, na czele z XVIII-wiecznym pałacem paszy Azema. Można tu zobaczyć, jak jeszcze sto lat temu wyglądało życie w zamożnym syryjskim domu. Tu znajdziemy chyba najbardziej okazały przykład techniki zwanej ablaq, czyli układania ścian w wielobarwne, przypominające czasem mozaiki pasy z różnego rodzaju kamienia – w tym wypadku piaskowca, wapienia, bazaltu i marmuru. Moje ulubione tutejsze atrakcje to skrzydło przeznaczone tylko dla teściowej oraz ekspozycja poświęcona pielgrzymowaniu. Ujrzymy tu np. lekko surrealistycznego manekina wielbłąda objuczonego mahmalem, czyli bogato zdobioną lektyką.

Do kompletu obowiązkowych atrakcji Damaszku trzeba dorzucić wielki meczet Umajjadów z VIII w., jedno z najważniejszych miejsc dla wyznawców islamu. Ale też dla chrześcijan – tu przechowywane są relikwie Jana Chrzciciela.
Potem można już oddać się temu, co w starym Damaszku najlepsze, czyli spacerom po plątaninie pachnących przyprawami bazarów i uliczek. Zobaczymy tu grupki starszych panów popijających herbatę nalewaną z metalowych czajników. A często również grających w tawli (gra planszowa znana też jako tryktrak) otoczonych wianuszkiem żywiołowych kibiców.
Warto też sobie zrobić przerwę i usiąść na chwilę w jednej z klimatycznych kawiarni. Ja mam słabość do Al-Qishli, pewnie dlatego, że oprócz świetnej lemoniady miętowej ma ona też niezapomniany wystrój: jedną z toalet ozdabia przedpotopowy telewizor oraz… pamiątkowa metalowa taca z Zamkiem Królewskim w Warszawie.
Aleppo
Wsiadam w nocny autobus do Aleppo (ok. 360 km na północ od Damaszku), które uważane jest za jedno z najdłużej nieprzerwanie zamieszkanych miast na świecie. Podobno na pobliskim wzgórzu swego czasu zatrzymał się biblijny Abraham. Na pewno wiadomo natomiast, że pierwsze zapiski o tym miejscu pochodzą sprzed 4 tys. lat.
Kiedyś był to jeden z najważniejszych punktów na Jedwabnym Szlaku, dzięki czemu Aleppo miało szansę na szybki rozwój. Ostatnie lata jednak ciężko je doświadczyły. Wojna, czteroletnie oblężenie, a potem jeszcze trzęsienie ziemi, które zamieniły dużą część miasta w kupę gruzu. Spacerując po tym, co zostało z urokliwej niegdyś starówki, mam sporo wątpliwości, czy nie uprawiam tu wątpliwej moralnie „turystyki wojennej”?
Antoine, mój przyjaciel z Aleppo, któremu zadaję to pytanie, uspokaja: – Jeśli w kontakcie z mieszkańcami wykażesz się delikatnością i empatią, to nie. My, Syryjczycy, naprawdę potrzebujemy dziś turystów – nie tylko ze względów finansowych. Po latach izolacji jesteśmy spragnieni kontaktów ze światem, zwłaszcza że dla większości z nas wyjazd za granicę jest wciąż nieosiągalny. Rozmowy z obcokrajowcami to dla nas szansa na opowiedzenie swojej historii, bez cenzury czy propagandy.
Antoine z przyjaciółmi założył inicjatywę NoWhere Cultural Club, w ramach której działa m.in. dyskusyjny klub filmowy, który jest okazją do dzielenia się przemyśleniami i doświadczeniami. Organizowane są też regularne spacery po mieście. Uczestniczę w jednym z nich. W Wielki Piątek idziemy razem – muzułmanie i chrześcijanie kilku obrządków – na tradycyjną procesję, z której Aleppo znane jest od pokoleń. Główna jej część dzieje się na placu Farhad, przy którym mieszczą się trzy kościoły: maronicki, greckokatolicki i ormiańskoprawosławny. Pomiędzy nimi przy dźwiękach bębnów wędrują procesje z otwartymi trumnami, w których znajduje się figura Chrystusa. Po wszystkim następuje część bardziej towarzyska, czyli nawiedzanie w gronie rodziny przynajmniej siedmiu kościołów dowolnego obrządku.
Innym razem zwiedzamy miasto śladami tego, z czego na świecie jest najbardziej znane, czyli mydła. Niektóre manufaktury wytwarzają je w tradycyjny sposób od setek lat. Charakterystyczny zapach oraz niezwykłe właściwości pielęgnacyjne mydło zawdzięcza połączeniu oliwy z olejem laurowym.
Ale i tak Aleppo to dla mnie przede wszystkim niezapomniana kuchnia. Na początek zalaybiyeh – delikatne naleśniki wypełnione asztą, czyli kremem przypominającym mascarpone, obficie posypane pistacjami i polane syropem z kwiatów pomarańczy. Kybby bi karaz to z kolei typowy lokalny przysmak o lekko migdałowym posmaku, w którym mielone kotleciki z baraniny pływają w sosie z wiśni wonnych (mahlab).
Zapach tych wiśni, a dokładnie mahlabu produkowanego ze sproszkowanych pestek, będzie mi towarzyszył jeszcze długo po wyjeździe z Syrii.
Autorka dziękuje za pomoc Alexowi Orlińskiemu.
Syria – informacje praktyczne
Dojazd
- Lotnisko w Damaszku działa i donosi o przywracaniu kolejnych połączeń ze światem – ostatnio zaczęła tu latać m.in. Air Arabia.
- Ale najwygodniej dostać się tu taksówką – ze stolicy Libanu, Bejrutu. To 110 km. Miejsce w taksówce dzielonej można wynegocjować z już za 35–50 dol., w obu miastach istnieje sieć takich przewozów. Najlepiej pytać taksówkarzy na miejscu, ale można też umówić się wcześniej. Całodobowa firma Lebanon Taxi Official: +961 320 72 83.
- Z Warszawy do Bejrutu można się dostać np. liniami Lufthansa; od 1250 zł.
Wiza i waluta
- Wniosek o wizę: evisa.sy. Można ją też otrzymać na przejściu granicznym.
- Walutą jest funt syryjski; 3573 SYP = 1 PLN.
Nocleg
- Ceny w hotelach są inne dla Syryjczyków i dla obcokrajowców, ale nawet te drugie są wciąż dość atrakcyjne: pokój w słynnym 5-gwiazdkowym Talismanie kosztuje ok. 100 dol.; +963 988 900 900.
- Zwykle nocuję w Al Sultan, gdzie czysty pokój z łazienką, klimatyzacją i śniadaniem to koszt 37 dol.; +963 11 222 5768.
- W Aleppo polecam tani i czysty Qasr Al-Andalus, 25 dol.; +963 21 212 5156.
Syryjskiego hotelu nie zarezerwujemy przez internet, najlepiej zrobić to przez telefon.
Jedzenie
- Restauracja Dar Misk w Damaszku. Warto tu wpaść na popisowe bliskowschodnie śniadanie – z humusem, omletem, serem labneh, oliwkami, kiszonkami i świeżo pieczonym chlebkiem.
- Restauracja Al Kommeh w Aleppo. Warto tu wpaść na Kybby bi karaz, czyli kotleciki z baraniny w sosie wiśniowym.
Warto wiedzieć
Uber jest zakazany. Jego miejscowy odpowiednik to YallaGo! Nigdzie nie zapłaci się też kartą, a z bankomatów korzystają tylko Syryjczycy. Trzeba więc mieć ze sobą zapas gotówki.
Źródło: National Geographic Traveler

