Jedni to kochają, bo jest zapowiedzią przygody. Inni nie znoszą, bo wybór jest zbyt duży i prowadzi do rodzinnych konfliktów. Tak czy siak w końcu następuje – planowanie wakacji. Mniejsza z tym, czy urlop będzie latem, wiosną, jesienią, czy zimą. Ważne, żeby było pięknie, ciekawie, inspirująco. By było co wspominać przez następny rok. Nie było za drogo. I by podobało się nie tylko nam, ale też dziewczynie/chłopakowi, żonie/mężowi, dzieciom czy paczce znajomych, z którymi zamierzasz wyjechać. Jeśli wybierasz się w podróż sam/sama, decyzja wcale nie będzie łatwiejsza. Wręcz przeciwnie, wtedy miejsce wakacji nabiera jeszcze większego znaczenia.

Jak to zwykle wygląda? Siadasz nad mapą i patrzysz, gdzie cię jeszcze nie było. Robisz ze znajomymi lub rodziną burzę mózgów. Przeglądasz oferty biur podróży. Albo wyciągasz z szuflady (komputera, komórki) już dawno przygotowaną listę.

Zanim zaczniemy zgadywać, co na niej napisałeś – dobra wiadomość! W 2013r. za granicę wyjedzie o blisko 5 proc. więcej Polaków niż rok wcześniej. Takie przynajmniej są prognozy Instytutu Turystyki. – Wzrost ruchu turystycznego notujemy juz od dwóch lat. Wszystko wskazuje na to, że w końcu powrócimy do poziomu z 2008 r., czyli sprzed kryzysu i sprzed skoku kursu euro i dolara – mówi Krzysztof Łopaciński, wiceprezes Instytutu. Przypomnijmy, euro poszybowało wówczas z 3 zł do blisko 5, zaś dolar z 2 zł do prawie 4, co skutecznie zatrzymało wielu Polaków w kraju. Dzisiejsze ceny nie są może wymarzone, ale juz nie przerażają. A wiec w drogę!

 

Muszę tam być

W turystyce rządzą te same prawa co w świecie mody. Są tu zarówno nowe trendy, które wymyśla ulica, a próbują przechwycić projektanci (czyli biura podróży), jak i niezmienna, sprawdzona klasyka oraz awangarda, która wybierają nieliczni, nazwijmy ich oryginałami.

Jeśli jesteś czytelnikiem Travelera, pewnie to właśnie ty wydeptujesz nowe szlaki i jesteś twórcą nowych trendów. Pozwól nam zgadnąć: w tym roku wybierasz się do Birmy, na Bałkany lub Ameryki Środkowej, na przykład Gwatemali czy Nikaragui. Dorzućmy do tego wciąż modną Gruzję (prawdziwym hitem wśród podróżników była co prawda dwa, trzy lata temu), Rumunię (trendy zwłaszcza przed jej wejściem do Unii Europejskiej) i Etiopię (ta jest na podróżniczej fali od dobrej dekady). Dlaczego coś staje się modne, a coś jest obciachem? Dobre pytanie! Z pewnością nie bez znaczenia jest otwarcie się danego kraju na świat. Wtedy i my otwieramy się na niego.

 

Im gorzej, tym lepiej

Nie trafiliśmy? W takim razie tego lata pojedziesz do Rosji, Japonii lub USA. Tak przynajmniej wynika z naszych rozmów z biurami podróży (zarówno potężnymi touroperatorami, jak i kilkuosobowymi firmami prowadzonymi przez pasjonatów), a one starają się wychwytywać podróżnicze mody. Oczywiście nie musisz tam jechać z wycieczką. Ale już możesz! Tym bardziej ze akurat zorganizowane wyjazdy do tych krajów znacząco różnią się od klasycznych objazdówek. To raczej wyprawy dla koneserów, tak zresztą reklamowane. – Podczas pobytu w Nowym Jorku idziemy do teatru na Broadwayu lub bierzemy udział we mszy na Harlemie z oprawą muzyczną gospel. Bywanie w takich miejscach powoduje, ze naszych klientów zaskakują niekiedy niecodzienne sytuacje. Przykład? Niedawno grupa zwiedzająca Wall Street wpadła na Billa Clintona – mówi Teresa Górecka, prezes Logos Tour. Poza miastami zainteresowaniem Polaków cieszą się amerykańskie parki narodowe, choćby w Utah czy na Wschodnim Wybrzeżu.

Sporym zaskoczeniem jest moda na Rosję, zwłaszcza tą daleką. Kamczatka, spływ Jenisejem, kąpiel w Bajkale. Wcale nie musi być luksusowo, wręcz przeciwnie. – Ludzie szukają dziś autentyzmu. Zwłaszcza ci, którzy widzieli juz kawałek świata. Zamożni biznesmeni śpią w drewnianych chatach na podłodze bądź myją się w zimnej wodzie, bo takie akurat panują warunki. Często wręcz uważają, że „im gorzej, tym lepiej” – mówi Marek Śliwka, szef Logos Travel.

Dr Anny Horolets, socjologa podróży ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, fascynacja tą częścią świata nie dziwi. – Rosja wywołuje u Polaków mnóstwo skojarzeń, a to podstawa marketingu turystycznego. Ten kraj wydaje się szorstki, surowy, a przez to prawdziwy, co dla znużonych luksusowymi hotelami jest pociągające – tłumaczy. Dodaje, że zawsze atrakcyjne były podróże w czasie, czyli wyprawy do miejsc, w których można poczuć, jak to było kiedyś. – Jedzenie łyżką, przemieszczanie się konno, brak prądu… To wszystko może być bardzo pociągające, pod warunkiem ze jest odwracalne. Czyli że za tydzień, dwa bez problemu wrócimy do współczesności – mówi dr Horolets.

Podróżą w czasie, tyle ze w odwrotnym kierunku, czyli do przyszłości, może być wizyta w Japonii (zaprasza m.in. Alfa Star). A także w pędzących coraz szybciej Chinach, z Pekinem i Szanghajem na czele (propozycja m.in. Rainbow Tours i Logos Travel). Potężne tablety zamiast rozkładów jazdy na stacjach metra czy nawet zwykłe toalety, tak spektakularne i nowoczesne, że aż onieśmielają.

Daleki Wschód fascynuje. I wymaga wytłumaczenia. Dlatego coraz ważniejsza jest rola pilota. Przestaje on być wyłącznie organizatorem noclegów czy odbiorca zażaleń, a staje się prawdziwym przewodnikiem po danej kulturze. I oczywiście nie dotyczy to tylko Japonii, Rosji czy Chin, ale także krajów Ameryki Łacińskiej (zwłaszcza najpopularniejszego Peru), Kaukazu czy Indii. Coraz częściej jest to autor książek o danym regionie, biolog specjalizujący się np. w birdwatchingu czy archeolog, który zima pracował tu na wykopaliskach. – Nasi piloci musza być pasjonatami, osobami na pograniczu pozytywnej szajby na punkcie danego kraju i jego kultury. Nasz klient nie potrzebuje niańki, lecz mentora. Dzięki temu wyprawa przeradza się w swoisty wyjazd studyjny, łączy się z wniknięciem w kulturę i historię danego kraju, a nawet jego strukturę społeczną – twierdzi Marek Śliwka z Logos Travel.

Jest i druga strona medalu. Jeśli pilot nie wie na temat danej kultury więcej niż my, coraz częściej w ogóle z niego rezygnujemy. I albo sami jedziemy (do czego Traveler gorąco zachęca!), albo robimy to z dyskretna pomocą biura podróży. Czyli odbieramy bilety samolotowe, dostajemy rozpiskę hoteli, być może wykaz tego, co warto zobaczyć i – na wszelki wypadek – telefon do rezydenta. Tyle. Dzięki temu będziemy mogli pochwalić się, że byliśmy na prawdziwej wyprawie.

Coraz więcej biur podróży, nawet potężnych touroperatorów (np. Rainbow Tours, który ma dział Incentive Power), proponuje tez wakacje „szyte na miarę”. Tu pilot jest na ogół obecny, ale to my planujemy, gdzie chcemy jechać i co oglądać.

– Zresztą i tak w opowieściach z wakacji umniejsza się rolę biura podróży, zwiększa zaś swoja samodzielność. Bo to nas nobilituje i odróżnia od turystów masowych – mówi dr Horolets. Podróże stają się coraz istotniejsze, zwłaszcza dla nowej klasy średniej. To gdzie i jak jeździmy, pokazuje, co nas interesuje, kim jesteśmy, w którym kierunku chcemy się rozwijać. Mało tego, takie wyprawy często nas uwiarygodniają. Pomińmy oczywiste przypadki typu dziennikarze podróżniczy. Weźmy coraz większą grupę ćwiczących jogę (Indie to w ich przypadku niemal oblig), zainteresowanych medycyną naturalną (wskazany choć krótki pobyt w Chinach), jeżdżących konno (Mongolia wzywa!), biegających maratony (Logos Travel organizuje w Etiopii, ojczyźnie najlepszych biegaczy, treningi, a potem proponuje wzięcie udziału w prestiżowych zawodach African Run). A także fotografów, malarzy czy pisarzy szukających tematów na całym świecie.

 

Siła klasyki

Wciąż nie tedy droga? A może jesteś miłośnikiem klasyki. Dosłownie, czyli pojedziesz do Grecji, Egiptu, Włoch. To w końcu najpopularniejsze wakacyjne kierunki Polaków od lat. A wręcz stuleci! – Juz w XVIII w. w dalekie wojaże wybierano się przede wszystkim tam, do kolebki naszej cywilizacji. Każdy wykształcony człowiek chciał zobaczyć piramidy, Koloseum czy Akropol. I niewiele się przez te 300 lat zmieniło – mówi dr Anna Horolets. Oczywiście nie samymi zabytkami ekscytuje się człowiek na urlopie. Ba! Mogą one wręcz być tylko przykrywką dla wielogodzinnych kąpieli w ciepłym morzu, hedonistycznego wygrzewania się na plaży, nieliczącego się ze wskazaniami współczesnej dietetyki zajadania się musaką czy bezkarnego (bo na wakacjach – ze zacytujemy Igora Zalewskiego – kac człowieka nie dopada) popijania taniego i rewelacyjnego chianti. Nic dziwnego, że turystyczną klasykę wybiera większość z nas.

Do 2010 r. na pierwszym miejscu wśród Polaków był Egipt, najcieplejszy, najbardziej z całej trójki egzotyczny i – co nie bez znaczenia – najtańszy. Jednak arabska wiosna 2011 r. przestraszyła turystów, nie tylko zresztą polskich. Uznali oni, że bez autorytarnych władz nie będzie juz tak bezpiecznie jak dotychczas (to samo zresztą dotyczy Tunezji, która kusiła z grubsza tym samym – ciepłym morzem, egzotyka i antycznymi zabytkami – i tez przeszła rewolucje). Jak wynika z szacunków Instytutu Turystyki, do Egiptu w 2011 r. wyjechało aż 100 tys. Polaków mniej niż zazwyczaj! Konkurencja tylko na to czekała. – Najszybciej zareagowała Turcja. Uruchomiła dodatkowe loty czarterowe, zaproponowała biurom podróży kolejne kurorty, przypomniała w folderach o swoich antycznych zabytkach. Efekt? Przyjechało tam aż 20 proc. więcej polskich turystów niż w poprzednich sezonach – mówi Krzysztof Łopaciński z Instytutu Turystyki. Od razu zaznacza, ze Egipt systematycznie odrabia straty, i wszystko wskazuje na to, ze w 2013 r. Polacy przypomną sobie o dawnej wakacyjnej miłości.

Być może także dzięki wzmożonej promocji i nowej strategii egipskich władz. – Największa zmiana? Chcemy przyciągnąć turystów nie tylko do kurortów nad Morzem Czerwonym, ale tez nad Morze Śródziemne oraz do dorzecza Nilu, na przykład do starożytnego Luksoru. Mamy tez specjalna ofertę dla osób ceniących aktywny wypoczynek. Osobiście polecam rajdy po pustyni, zwłaszcza we wschodniej części kraju – po wiedział nam Mahamed Hisham Abbas Zaazou, minister turystyki Egiptu, który pod koniec października przyjechał na konferencje prasowa do Warszawy.

Znaczący spadek turystów groził także ogarniętej strajkami Grecji. Tu ręce zacierały Chorwacja i Bułgaria, od kilku lat dość skutecznie z Grecją konkurujące (choćby tym, że do nich jest bliżej, wiec w grę wchodzi samochód oraz można się dogadać po „ogólnosłowiansku”). A jednak Ellada trzymać się będzie w 2013 r. dzielnie! Jak wynika z szacunków portalu TraveliGo.pl, Polacy wyjada głównie na wyspy – Rodos, Kretę, Kos i Zakintos, a tam zamieszek nie było i pewnie nie będzie. A że kryzys? Więc pewnie tanio!, myślimy. Poza tym Grecja umie zaskakiwać coraz to nowymi propozycjami, czyli de facto wyspami, których ma przecież w bród. Choćby Kefalinią, do której właśnie rusza połączenie czarterowe z Warszawy.

 

Morze marzeń

Zaliczyłeś już klasykę? Jest cała reszta wybrzeża Morza Śródziemnego. Obstawiamy, że na twojej liście jest Hiszpania. Miejsce idealne, bo zarówno plaż, jak i kulturalnych przykrywek dla wakacyjnego lenistwa sporo: budowle Gaudiego, Alhambra, muzeum Prado. Kolejne ulubione polskie destynacje? Francuskie Lazurowe Wybrzeże (wersja oficjalna: dla filmowego Cannes), Cypr (dla miejsca narodzin Afrodyty), Izrael (dla trzech wielkich religii) i Maroko (dla Marrakeszu i Casablanki). Dodajmy Portugalię (co prawda nad Atlantykiem, ale w sumie to blisko) i Czarnogórę (nad Adriatykiem, czyli w tym samym akwenie). A że Bałkany są modne, biura podróży ruszają z bezpośrednimi lotami czarterowymi.

Wyciągnięto także wnioski z popularności leżących na Atlantyku Wysp Kanaryjskich. Tak dobrze się Polakom kojarzą, że nie trzeba się nawet tłumaczyć zabytkami! W 2013 r. hasło „rajska wyspa” będzie wabikiem wielu biur podróży. Przebojem Neckermanna i Logos Tour mają być Wyspy Zielonego Przyladka. Hitem Rainbow Tours – Khan Lak w Tajlandii i Madagaskar.

To właśnie do takich cudownych miejsc coraz częściej wyjeżdżają Polacy, którzy wyemigrowali do Anglii. – Już nie spędzają wakacji u rodziny czy znajomych w Polsce, ale umawiają się z nimi w jakimś egzotycznym miejscu. Wszyscy zlatują się na dwa tygodnie na przykład na Fuertaventurę i tam nadrabiają polskie życie rodzinne i towarzyskie. To nowe zjawisko w polskiej turystyce, znane np. ze Stanów Zjednoczonych. Tam są wręcz wyspecjalizowane firmy, które organizują wspólny urlop na przykład na Bahamach dla rozsianych po całym świecie rodzin Meksykanów czy Hindusów – mówi Krzysztof Łopaciński.

Wciąż nie zgadliśmy? Daj nam ostatnia szanse! Z naszych ustaleń wynika, że spędzisz wakacje w egzotycznych (i doskonale przygotowanych na przyjazd turystów) krajach, takich jak Kenia, Tajlandia, Tanzania, Wenezuela, Kuba. Ewentualnie wybierzesz wyrafinowaną, chłodną Skandynawię.

Pudło? W takim razie gratulujemy, bo jeździsz tam, gdzie nikt nie jeździ. I to tez jest nowy trend.