„Odwiedziłam miasteczko, które pokochał Van Gogh” – artykuł nagrodzony w konkursie Travelera
Artykuł Małgorzaty Pazury o Auvers-sur-Oise śladami Vincenta Van Gogha znalazł się w gronie wyróżnionych artykułów w konkursie „Zostań Autorem National Geographic Traveler”, zorganizowanym z okazji 20-lecia magazynu.

Auvers-sur-Oise śladami Vincenta Van Gogha to podróż pełna emocji, historii i niezwykłych miejsc, które zachowały swój dawny urok. Wyruszamy tam na początku maja – w tym samym okresie, gdy przybył tu mistrz malarstwa.
Spacerem przez Auvers-sur-Oise – tam, gdzie malował Van Gogh
Auvers-sur-Oise (nie pytajcie mnie, jak to wymówić) odwiedzamy z początkiem maja. To mniej więcej ta sama pora, kiedy w 1890 roku pojawił się tu Vincent Van Gogh. Jest gorący, upalny wręcz dzień i już domyślam się, dlaczego miasteczko przypadło Holendrowi do gustu. Przez ostatnie 70 dni życia namalował tu aż 74 obrazy.
Jest nas czwórka – trzy pokolenia kobiet z naszej rodziny: babcia, dwie córki i wnuczka. Wspólna podróż szlakiem naszych ulubionych artystów, a w zasadzie – moich ukochanych malarzy. Dziewczyny też lubią sztukę, więc szukając pomysłu na wielopokoleniową wyprawę, uznałyśmy, że to będzie strzał w dziesiątkę.
Dlaczego Van Gogh pokochał to miasteczko?
Auvers-sur-Oise to piękne, wiosną i latem tonące w kwiatach miasteczko, leżące – jak wskazuje nazwa – nad rzeką Oise. Już pod koniec XIX wieku swoje letnie domy miało tu wielu możnych Paryżan. Zauroczonych tym miejscem było wielu artystów: Paul Cézanne, Camille Pissarro czy Berthe Morisot.
Kilka głównych ulic miasta to zadbane domy z bujnymi ogrodami, a wśród nich skromnie stoją te, które malował Van Gogh.
Pierwsze kroki – ratusz i gospoda Ravoux
Od razu kierujemy się na główną ulicę i już z daleka dostrzegam znajomą bryłę ratusza – tę samą, którą Van Gogh uwiecznił na jednym ze swoich obrazów. Od ponad stu lat nie zmieniła się ani trochę!
Pędząc pod ratusz, o mały włos nie przegapiłabym gospody państwa Ravoux, gdzie Vincent wynajmował pokój. Najbardziej ujmuje mnie fakt, że budynek nadal pełni swoją funkcję użytkową – można tu zjeść lokalne dania czy wypić kieliszek wina.
To właśnie tutaj mieszkał i zmarł Van Gogh. Na poddaszu, za 3,5 franka dziennie, miał skromny pokoik. Po jego śmierci właściciele – z przesądu – nigdy więcej nie wynajęli tego miejsca.

Śladami obrazów – kościół, cmentarz, pole pszenicy
Główną ulicą zmierzamy w stronę kościoła, ale najpierw odwiedzamy mały park przy informacji turystycznej. Stoi tam pomnik Van Gogha, który – moim zdaniem – świetnie oddaje jego kruchą i pełną niepokoju naturę.
Kościół Matki Bożej Wniebowziętej, pochodzący z końca X wieku, to kolejny znany motyw z jego twórczości. Budynek wygląda dokładnie tak jak na obrazie. Robimy sobie krótką sesję zdjęciową i ruszamy dalej – na cmentarz.
W prostym grobie, porośniętym bluszczem, spoczywa Vincent Van Gogh. Obok niego pochowany jest jego brat Teo, który wspierał go przez lata. To właśnie on namówił Vincenta do przyjazdu do Auvers. Choć początkowo pochowany w Utrechcie, w 1919 roku – dzięki żonie Johanny – został przeniesiony obok brata.
Wąską drogą pomiędzy polami docieramy do miejsca, gdzie najprawdopodobniej powstał słynny obraz „Pole pszenicy z krukami”. W maju jednak pszenica dopiero zaczyna rosnąć, więc widok znacząco różni się od tego na płótnie.

Rue Daubigny – kwiaty, kolory i ostatnie dzieło
Wracamy w stronę kościoła, by kontynuować spacer najładniejszą ulicą miasteczka – Rue Daubigny. Kamienne domy, kolorowe okiennice i wszechobecne kwiaty: glicynia, róże, irysy.
W bocznej uliczce zauważam malarza z kapeluszem i sztalugą. Uwiecznia na płótnie to samo miejsce, co Van Gogh. Takie chwile zostają pod powiekami na lata.
Dochodziłyśmy właśnie do miejsca, gdzie powstał ostatni obraz Van Gogha – uznane za niedokończone „Korzenie drzew”. Drzewa nadal tu stoją, jak gdyby nigdy nic.
To nie koniec – co jeszcze warto zobaczyć w Auvers?
W miasteczku mogłybyśmy spędzić jeszcze kilka godzin. Na naszej liście nadal czekało Muzeum Daubigny, dom doktora Gacheta czy tutejszy zamek. Ale podróże to sztuka wyboru – czasem trzeba zostawić coś na następny raz.
Być może wrócimy tu kiedyś, by wypić kieliszek wina w Auberge Ravoux. Mojej mamie, siostrze i córce dziękuję za wspólną podróż – to była wzruszająca i niezapomniana przygoda.

