Odwiedziłam Lądek-Zdrój rok po wielkiej wodzie. Turyści mają się czego obawiać?
Lądek-Zdrój jeszcze niedawno uchodził za prawdziwy raj dla kuracjuszy i turystów. We wrześniu 2024 roku sytuacja zmieniła się diametralnie – miejscowość została niemal doszczętnie zniszczona przez gwałtowną powódź. Po roku od katastrofy wróciłam tam, by sprawdzić, jak bardzo zmieniło się to wyjątkowe uzdrowisko.

Spis treści:
- Powódź w Lądku-Zdroju rok później. Jak naprawdę wygląda dziś to uzdrowisko?
- Czy po powodzi Lądek-Zdrój wciąż przyciąga turystów? Sprawdziliśmy, co się zmieniło
- Zielone miasto po katastrofie. Nadzieja przyszła z przyrodą
- „Lądek ma w sobie to coś” – turyści wracają z sentymentem
Z miastem Lądek-Zdrój mamy w redakcji „National Geographic Polska” tylko dobre skojarzenia. To tu przecież regularnie odbywa się Festiwal Górski. Po intensywnych opadach i katastrofie, jaką było pęknięcie tamy w Stroniu Śląskim, we wrześniu 2024 roku Lądek-Zdrój został zdewastowany. Zalane zostały najpiękniejsze miasteczka. Sytuacja była dramatyczna, niszczycielska fala niosła samochody, drzewa, hałdy śmieci i błota. Po roku miasto zmieniło się nie do poznania.
Powódź w Lądku-Zdroju rok później. Jak naprawdę wygląda dziś to uzdrowisko?
Do Lądka-Zdroju postanowiłam wybrać się na początku września. Podróż rozpoczęłam we Wrocławiu, skąd – ze względu na brak bezpośredniego połączenia – na stacji Kłodzko Miasto trzeba było przesiąść się na komunikację autobusową. W piątkowe, słoneczne popołudnie na przystanku czekały tłumy. Podróżnych było tak wielu, że Koleje Dolnośląskie musiały podstawić dodatkowy pojazd, który zabrał pasażerów bezpośrednio do Lądka.
– Wcale nie boimy się tam jechać, powiedziałbym nawet, że to trochę wyjazd „z ciekawości”. Obserwowaliśmy z żoną to, co działo się tam podczas kataklizmu – to były okropne obrazy, w telewizji, w internecie. Bezpośrednio po powodzi nie odważylibyśmy się odwiedzić Lądka, ale chciałbym zobaczyć, co zmieniło się tam w ciągu roku – słyszę na przystanku od pana Kazimierza.
Z czasem okazuje się, że ciekawskich spojrzeń będzie dużo więcej. Przechadzając się po rynku, obserwowałam, jak wzrok turystów zawiesza się na śladach po wielkiej fali. Było ich sporo – na podniszczonych budynkach, tabliczkach informujących o tymczasowym zamknięciu sklepów, czy na plakacie jednego z artystów, który wisiał na zakurzonej szybie. Widniał na nim prosty, ale wymowny komunikat: „Żyję. Tworzę. Wrócę.” W środku trwał generalny remont.

Choć wspomnień i śladów po powodzi wciąż nie brakuje, nie dominują one już w krajobrazie. Rynek, który jeszcze niedawno był zdewastowany i tonął w górze śmieci, odrodził się na nowo. Spacerują po nim dziś kuracjusze i turyści, zaglądając do kawiarenek i restauracji. Jedna z nich – Herbaciarnia pod Filarami – dopiero co się otworzyła. Jej właścicielka, pani Jola, opowiedziała mi, że wszystko trzeba było wymienić, bo woda sięgnęła aż pod sufit, ale mimo trudnego początku lokal znów zaczyna tętnić życiem.
Czy po powodzi Lądek-Zdrój wciąż przyciąga turystów? Sprawdziliśmy, co się zmieniło
Do Lądka-Zdroju wracają dziś nie tylko turyści, ale również kuracjusze. Przypomnijmy – to słynne uzdrowisko, położone nieco wyżej niż zalane tereny, nie ucierpiało znacząco podczas kataklizmu. Dzięki temu park zdrojowy tętni dziś zielenią, a lecznicze źródła działają bez zarzutu.
Można więc bez obaw planować wypoczynek w tej części Polski, co potwierdza coraz większa liczba odwiedzających. Wśród nich – pani Maria i pan Wojciech, którzy przyjechali do Lądka z Krakowa. – Jadąc tutaj, nie mieliśmy pojęcia, co zastaniemy. Nigdy wcześniej nie byliśmy w rejonie dotkniętym powodzią. Widzieliśmy obrazy z telewizji, ale teraz, gdy jesteśmy na miejscu, wszystko przeżywamy intensywniej. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie to było nieszczęście – mówi mi pani Maria.
Zielone miasto po katastrofie. Nadzieja przyszła z przyrodą
– Dziś jest o wiele więcej zieleni, a to daje nadzieję. Roślinność przykryła kamienne pustkowie, które zostało po wodzie – dodaje pan Wojciech. – Co ciekawe, planowaliśmy przyjazd właśnie wtedy, gdy fala powodziowa uderzyła w miasto. Tylko przypadek nas uratował – syn potrzebował naszej pomocy przy wnuczce, więc przełożyliśmy wyjazd. A potem nie było już do czego wracać – wspomina.
Skuty tynk, rozpoczęte remonty i tzw. „domki-widmo” – pozostałości po zniszczeniach – nie odstraszają odwiedzających. Wręcz przeciwnie: Lądek-Zdrój rozkwita na nowo, choć pełna odbudowa może potrwać jeszcze kilka lat. Burmistrz Tomasz Nowicki przyznaje, że proces ten hamują m.in. długie procedury urzędowe, rozmiar zniszczeń oraz skomplikowana sytuacja prawna wielu budynków na terenie gminy. Mimo to z roku na rok miasto staje się coraz piękniejsze i bardziej przyjazne turystom.
„Lądek ma w sobie to coś” – turyści wracają z sentymentem
– I tak jest baśniowo – mówi z uśmiechem pani Małgorzata, sącząc czarną kawę na rynku. – Na początku człowiek jeszcze patrzy na te podniszczone budynki i myśli o tym, co się tu wydarzyło. Ale kiedy minie pierwszy szok, zaczynasz zauważać klimat, jakiego nie ma nigdzie indziej w Polsce. Lądek-Zdrój po prostu ma w sobie to coś. Uwielbiam tu wracać.
Źródło: National Geographic Traveler
Nasza ekspertka
Wiktoria Szydło
Dziennikarka i miłośniczka dalekich wypraw rowerowych, okazjonalnie poetka. Z pasją pisze o ciekawych miejscach, zapomnianych szlakach oraz niestworzonych – i tych realnych – historiach.

