Stary rok rzuć na stos

Przez kilkaset lat Hogmanay - trzydniowe celebracje Nowego Roku - były ważniejsze niż święta Bożego Narodzenia, bo po reformacji szkoccy prezbiterianie długo uznawali Gwiazdkę za... zbyt papieską.

Pochodzenie samego słowa nie jest jasne – prawdopodobnie wywodzi się ze staronormandzkiego lub celtyckiego i oznacza przynoszenie prezentów. Tradycja nakazuje bowiem odwiedzić w pierwszy dzień Nowego Roku rodzinę i sąsiadów i przynieść im podarki. Ale mówi się też, że hogmanay to nic innego jak hug-me--now, czyli: obejmij mnie.

Samo święto ma korzenie pogańskie: to czas przesilenia zimowego. Niepamiętnych czasów sięga też tradycja żegnania starego roku i zimowego mroku ogniem. Jak Szkocja długa i szeroka w miastach płoną wtedy ogniska. W Biggar przy angielskiej granicy staje w płomieniach widoczny z daleka stos.

W Stonehaven po głównej ulicy przechodzą śmiałkowie wymachujący płonącymi kulami na łańcuchach. Potem przy dźwiękach orkiestry dudziarzy wrzucają je w morskie fale.

 

I płynie rzeka światła

Do Edynburga dojeżdżamy na godzinę przed procesją z pochodniami. Prosto z dworca biegniemy na most George’a IV, gdzie wymieniamy vouchery na długie świece w drewnianych obsadkach.

Zwartym konwojem, z plującymi iskrami pochodniami w dłoniach, ruszamy na obchód centrum miasta. Jest nas podobno ponad 20 tys., w każdym wieku, z każdego zakątka globu. Rzeka światła, na której czele idą porykujący przywódcy w strojach wikingów. Do łez doprowadza mnie nie tyle dym, ile wysiłki tych, którzy próbują robić zdjęcie telefonem, jednocześnie trzymając pochodnię – oni się męczą, a ja płaczę ze śmiechu.

Następnego dnia przychodzimy na Princess Street dopiero wieczorem. Grają już pierwsze zespoły. Obcy ludzie dzielą się z nami piwem i porywają w tan. Atmosfera zabawy jest zaraźliwa.

W ciągu nocy będę jeszcze tańczyć szkockiego oberka na ceidligh – największej potańcówce pod gołym niebem na Wyspach, zjem smażonego batona Mars i zedrę sobie gardło, żegnając śpiewem stary rok. Fajerwerki, wystrzelane spod stojącego na wygasłym wulkanie zamku, zapamiętam do końca życia.

A rano, zamiast odsypiać, pojadę jeszcze na plażę do pobliskiego South Queens­ferry, żeby popatrzeć na Loony Dook: tłum przebierańców, który co roku o tej porze rzuca się w lodowate fale rzeki Forth.

Jak to zorganizować?
1. Zaplanuj to zawczasu

Na uliczne celebracje Hogmanay  w Edynburgu trzeba kupić bilety. Tak naprawdę najlepiej zrobić to już w październiku. Wstęp na większość imprez dozwolony jest od lat 12. Ceny: od 10 do 50 funtów, w zależności od imprezy. Sprawdź program i dokładnie zaplanuj, gdzie chcesz być i o jakiej porze. Koncerty w ostatni dzień roku zaczynają się o dziewiątej wieczorem, nie ma sensu przychodzić wcześniej. Bramki zamykane są godzinę przed północą.

2. Zaśpiewaj pełną piersią

Gdy tylko kościelne dzwony wybijają północ, z tysięcy gardeł na szkockich ulicach rozlega się pieśń Auld Lang Syne, do słów wiersza Roberta Burnsa. Jeśli chcesz poczuć wspólnotę z całym rozbawionym tłumem, odrób lekcje i naucz się wcześniej tekstu. Znajdziesz go m.in. na rozdawanych wszędzie ulotkach z programem Hogmanay. Uwaga: śpiewający tradycyjnie splatają ramiona na krzyż z sąsiadami dopiero przy ostatnich wersach!  

3. Weź to na grubo

Załóż na siebie tyle warstw, ile możesz, i dodaj jeszcze jedną, przeciwdeszczową. Musisz pamiętać, że szkocka zima to nie tylko deszcz i śnieg, ale również urywający głowę wicher. Załóż wygodne i ciepłe buty, bo nie przetańczysz całej nocy na kocich łbach na szpilkach. A jeśli chcesz wziąć udział w procesji z pochodniami, pamiętaj, że możesz pochlapać się woskiem. Na ulicznych straganach kupisz plastikowe ochronne peleryny.

4. Oszczędź na drinkach

Na uliczne party możesz przynieść własny alkohol, ale tylko w plastikowych pojemnikach i puszkach. Musisz wiedzieć, że na imprezę nie wolno wnosić szklanych butelek, szklanek czy kufli. Piwo i drinki można rzecz jasna kupić na otwartych przez całą noc stoiskach, ale ich ceny będą kilkakrotnie wyższe niż te w supermarkecie. Co ważne, na pozostałe koncerty i imprezy nie wolno przynosić własnych trunków.

5. Zapukaj z prezentem

Jeśli planujesz następnego dnia po Nowym Roku odwiedzić przyjaciół, koniecznie przynieś ze sobą jakiś prezent. Może to być butelka whisky, ciastka albo słodycze. Kiedyś wręczało się kawałek węgla do paleniska. Musisz wiedzieć, że odwiedziny z pustymi rękami to towarzyski nietakt. Dobrą wróżbą jest, gdy jako pierwszy przejdzie przez próg gospodarzy brunet. Koniecznie mężczyzna. Blondyni, kojarzeni z wikingami, nie są mile widziani.

Zuzanna O’Brien