Nie uwierzysz, jak mi u niego dobrze było. Ostatnią pocztą wróciłem, i to ledwo com się wymówił od dłuższego pobytu – tak o tygodniu spędzonym w Antoninie pisał Fryderyk Chopin do przyjaciela Tytusa Wojciechowskiego. Od tej wizyty minęło blisko 200 lat, a jakby nic się nie zmieniło. Z Antonina wciąż żal wyjeżdżać. I choć nie ma tu już Radziwiłłów, w ich pałacu myśliwskim czas płynie zupełnie niedzisiejszym, przyjemnym rytmem. Do tego w tajemniczy sposób nadąża za współczesnością. Pałac – obecnie hotel i dom pracy twórczej – przyciąga mnóstwo osób, a organizowane tu festiwale i koncerty są znane na całym świecie. Dziś jest jednym z najlepiej zachowanych zabytków chopinowskich w naszym kraju.
A wszystko zaczęło się od gospodarskiego objazdu. Książę Antoni Radziwiłł, namiestnik Wielkiego Księstwa Poznańskiego, i jego żona Luiza Hohenzollern, bratanica Fryderyka Wielkiego, objeżdżali swoje włości. Księżnej niezwykle przypadła do gustu malutka wieś nad jeziorem Szperek (później, na cześć Radziwiłła, nazwana Antoninem) i jej urocza okolica – dzikie bory porastające piaszczyste, wydmowe tereny bogate w zwierzynę i ptactwo. Idealne miejsce na polowania i letni wypoczynek. Radziwiłłowie zamówili więc projekt u słynnego niemieckiego architekta Karola Fryderyka Schinkla i w 1824 roku powstał modrzewiowy pałacyk.
W 1827 roku w oddalonym o 12 km Strzyżewie u matki chrzestnej przebywał 17-letni, ale już znany Chopin. Antoni Radziwiłł, też szanowany kompozytor (napisał operę do „Fausta” Goethego), zaprosił go do siebie. Tak zaczęła się przyjaźń. Fryderyk bywał w rezydencjach Radziwiłła w Poznaniu i Berlinie. Gdy w 1829 roku znów przyjechał do Antonina, spędził tu ów bajeczny tydzień, który opisał w cytowanym liście.
Dni schodziły Chopinowi na spacerach, komponowaniu, dawaniu lekcji fortepianu księżniczce Wandzie i pozowaniu do portretów księżniczce Elizie. Natchnienia kompozytorowi dostarczała urocza okolica, ale i coraz cieplejsze uczucia między nim a jedną z panien.
Dziś w Antoninie nie sposób zapomnieć o słynnym gościu. Na dziedzińcu pałacowym wita nas jego pomnik, na korytarzach i galeriach – obrazy, rzeźby i pamiątki. Znajduje się tu salon muzyczny, biblioteka, a mazurki i polonezy wciąż rozbrzmiewają w sali kominkowej.
Ale urok Antonina polega nie tylko na historii. Ważne jest też to, co przyciągnęło tu Radziwiłłów i zachwycało ich gości: klimat i przyroda. Gdy dotrzemy do pałacyku w Antoninie i wybierzemy się na spacer po okolicznych lasach, zrozumiemy miłość księżnej Luizy do okolicy.
Trzeba być też przygotowanym na spotkanie z leśną zwierzyną. Wprawdzie raczej trudno będzie wypatrzyć takie jelenie, jakich poroża wiszą w sali kominkowej, ale na sarnę czy dzika można się natknąć o poranku tuż obok pałacu.
Aż chce się powtarzać za Chopinem: „Nie uwierzysz, jak mi dobrze było”.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama