Mama 58 dzieci, równiny Serengeti i noc wśród hipopotamów – tej wyprawy nie da się zapomnieć
Safari w Tanzanii to nie tylko przygoda – to emocjonalna podróż do źródeł natury, duchowości i historii człowieka. Poznaj opowieść, która zaczyna się w Ngorongoro, a kończy wśród hipopotamów rzeki Grumeti.

Spis treści:
- Powrót do korzeni – duchowa więź z Afryką
- W głąb kaldery – spotkanie z sercem Ngorongoro
- Lerai – pradawny las pełen duchów
- Serengeti – scena wielkiego spektaklu przyrody
- Walka o ochłapy – kolejni gracze na scenie
- Jezioro Magadi – taniec flamingów
- Życie w rytmie tradycji – w wiosce Masajów
- Rodzina Eryka i dzieciństwo w Afryce
- Rzeka pełna olbrzymów – hipopotamy z Grumeti
- Lot ponad sawanną – Serengeti z perspektywy balonu
Krater Ngorongoro czy bezkresne równiny Serengeti pozwalają doświadczyć pierwotnego piękna natury, a jej serce bije tu wyjątkowo mocno. Tutejsze powietrze iskrzące niczym klejnot maluje krajobraz rodzajem blasku przypominającego aureole nad głowami świętych. Z krawędzi krateru roztacza się widok jak z innego świata – geologiczna misa zamknięta w potężnym murze z gór.
Tanzania to jeden z nielicznych krajów, który ochroną objął niemal 50% powierzchni. Znajdują się tu trzy z siedmiu cudów Afryki: Kilimandżaro, wielkie migracje i Ngorongoro. Góra Kilimandżaro – duma kontynentu – widziana z okna samolotu wygląda jak sen. Niedaleko Aruszy znajduje się obszar chroniony Ngorongoro wpisany na listę UNESCO, a dalej – słynne Serengeti. To właśnie tam zmierzam po spotkaniu z kalderą.
Powrót do korzeni – duchowa więź z Afryką
Od pierwszego kroku w Tanzanii poczułam, jakby to był powrót do domu. Przodkowie, duchy, tęsknota – to wszystko jakby było zapisane w naszych genach. Eryk, nasz przewodnik, mówi: „Ngorongoro to największa zachowana kaldera świata – powstała po wybuchu superwulkanu”. Położony na jej krawędzi ośrodek Ngorongoro Crater Lodge był moim marzeniem. Gdy zobaczyłam go w książce o afrykańskim designie – wiedziałam, że chcę tam kiedyś stanąć. Z tarasu można podziwiać kalderę i dzikie zwierzęta, które podchodzą pod same domki. Po zmroku nie wolno poruszać się samodzielnie – natura rządzi się tu swoimi prawami.
W głąb kaldery – spotkanie z sercem Ngorongoro
Zjeżdżamy 600 metrów w dół – dno krateru ma średnicę 20 km i leży na wysokości 1800 m n.p.m. Mimo bliskości równika jest tu łagodnie, zielono, pełno życia. To jeden z najgęściej zaludnionych przez dzikie zwierzęta obszarów na Ziemi. Szacuje się, że mieszka tu 30 tys. dużych ssaków, w tym zagrożone wyginięciem nosorożce czarne. Pora deszczowa sprawia, że krajobraz wybucha zielenią.
Las, przez który przejeżdżamy, wygląda jak relikt z innej epoki – paprocie, jałowce, cedry, pnącza. Wszystko tętni życiem i opowiada swoją pradawną historię.
Lerai – pradawny las pełen duchów
To las Lerai – nazwany tak przez Masajów od akacji o żółtej korze. Gęsty baldachim kryje setki gatunków ptaków. Mgła, śpiew, szelest liści – to przestrzeń duchów i mitów. Nagle zza drzew wyłania się słoń – ogromna samica wachlująca uszami.

Je z gracją, a stado liczy około 20 osobników. Wśród nich są maleństwa, które chowają się między nogami matek – płochliwe, ale ciekawe świata. Eryk tłumaczy: w stadach są tylko samice i młode samce. Starsze samce muszą odejść. Matriarchat i więzi emocjonalne są tu niezwykle silne. To nie tylko zwierzęta – to istoty bliskie człowiekowi.
Serengeti – scena wielkiego spektaklu przyrody
Na dnie krateru łąka tętni życiem. Zebry, gnu, bawoły i guźce tworzą codzienną symfonię. Między nimi biegają antylopy, elandy i guźce. – To nie sielanka – mówi Eryk. – To pole bitwy. Sawanna żyje rytmem przetrwania. Lwy śpią po nocnych łowach, ale są blisko. Zwierzęta czujnie wypatrują zagrożenia – ich wzrok to najlepszy system ostrzegania.
Znaleźliśmy lwy odpoczywające przy szkielecie zebry. Czas się zatrzymuje – obserwujemy scenę bez retuszu. I wtedy pojawia się szakal...
Walka o ochłapy – kolejni gracze na scenie
Obok truchła zebry pojawia się szakal – ostrożny, gotowy się wycofać, jeśli zajdzie potrzeba. Ale zaraz do akcji wkracza klan hien. Ich potężne szczęki mogą zmiażdżyć kości – węch pozwala im wyczuć ofiarę z odległości wielu kilometrów.
Zwierzęta nas ignorują – dla nich jesteśmy tylko obserwatorami. – Lwy mają tu pod dostatkiem zwierzyny – mówi Eryk. – Człowiek ich nie interesuje.
Na sawannie nic się nie marnuje. Po kilku godzinach z ofiary nie zostaje nic prócz wspomnień i białych czaszek. – Przyroda sama się reguluje – dodaje Eryk. – Trzy zasady: bezpieczeństwo, jedzenie, reprodukcja.
Jezioro Magadi – taniec flamingów
Przy jeziorze Magadi zatrzymujemy się, by podziwiać flamingi. W oddali wyglądają jak różowe wyspy dryfujące po błękicie. Niektóre tańczą blisko nas – na cienkich nogach jak na szczudłach.

Jezioro to środowisko zasadowe – pełne glonów i alg, które barwią pióra flamingów na różowo. Pokarm zmienia ich wygląd i nadaje im blasku. Eryk przyznaje, że kocha swoją pracę za nieprzewidywalność. Każdy dzień na sawannie przynosi nowe zaskoczenia. Tu przyroda pisze własny scenariusz.
Życie w rytmie tradycji – w wiosce Masajów
– Nie pytaj Masaja, ile ma krów – żartuje Eryk – to jak zapytać ciebie o konto bankowe.
Wioska liczy 29 domów i 120 osób. Mężczyźni witają nas w czerwonych szatach shuka – smukli, z długimi włosami i biżuterią. Masajowie mogą wypasać bydło w Ngorongoro, ale nie wolno im uprawiać ziemi. Żyją zgodnie z tradycją i świętym przekonaniem, że wszystkie krowy na Ziemi należą do nich – są darem od boga Engai.
Kobiety budują domy, wychowują dzieci, gotują, zbierają wodę. Są sercem społeczności. Mężczyźni nie dźwigają – to tabu. Ich rolą jest pasterstwo i wojna. W domach, które wchodzimy, panuje mrok. Gliniane ściany, ognisko pośrodku, strefa dzieci, strefa zwierząt.
Rodzina Eryka i dzieciństwo w Afryce
Ojciec Eryka miał dziewięć żon i 58 dzieci. Eryk – 47 braci i 10 sióstr – sam ma sześcioro. To normalne – tu rodzina jest dumą, nie ciężarem. Afryka jest młoda, pełna dzieci, energii, radości. Dzieci idą do szkoły, machają nam z uśmiechem. Choć nie mają światła, kanalizacji, bieżącej wody – mają czas. Tutejszy świat jest otwarty, bez ścian, bez pośpiechu.
Wieczorem ognisko. Masajowie boją się duchów i nie wychodzą po zmroku. Ale dla nas zatańczyli – skacząc wysoko, śpiewając rytmicznie. Ich świat powoli odchodzi – odebrano im włócznie, ziemię, zakazano tradycji. Kiedyś wierzyli, że jutro samo o siebie zadba – dziś muszą zadbać o nie sami. Zostajemy przy ogniu długo. Słuchamy opowieści o przodkach, którzy 2 mln lat temu ruszyli stąd w świat. To tu, w wąwozie Olduvai, zaczęła się nasza historia.
Rzeka pełna olbrzymów – hipopotamy z Grumeti
W Grumeti Serengeti River Lodge mam taras wychodzący wprost na rzekę. Przede mną – ponad 100 hipopotamów: sapiących, ziewających, walczących o harem. Ich skóra jest wrażliwa, więc cały dzień spędzają w wodzie. Samce bronią swoich grup. Jeden próbuje – ale po walce ucieka. Musi jeszcze zmężnieć. Przegrani żyją samotnie – do końca dni. Prawo dżungli.

Krokodyle czają się w tle. Safari się opóźnia – ulewy unieruchomiły drogi. Ale widok rekompensuje wszystko. Serengeti to ich królestwo. My – tylko goście. Z bliska oglądam lwice karmiące młode, gepardzice z córką, jeszcze z krwią na pysku. Tutaj życie toczy się własnym rytmem.
Lot ponad sawanną – Serengeti z perspektywy balonu
Nick, Brytyjczyk z humorem, prowadzi nas w przestworza. Balon łagodnie unosi się w niebo. Słońce wschodzi nad sawanną, trawa błyszczy jak rozsypane diamenty. Nick od 40 lat lata balonem. Żartuje, że widział tysiące oświadczyn – może coś w tym jest, bo w powietrzu unosi się romantyzm.
Patrzę na stada zebr, gnu, żyraf. Na pawiany z młodymi, na zwierzęta w nieustannym ruchu. Wiosną i jesienią milionowe stada wędrują między Serengeti a Masai Marą. Czeka na nie rzeka Mara i krokodyle – ale muszą przejść. Bo taka jest natura.
Lądujemy. Czeka szampan – tradycja z XVIII w. – i śniadanie. Moje safari dobiega końca. Siedzę jeszcze chwilę – chłonąc poranek, zapach trawy, dźwięk ptaków. Wiem, że wrócę. Bo Afryka zostaje w człowieku na zawsze.
źródło: National Geographic Traveler Polska