Reklama

Spis treści:

  1. Kaldera Taburiente
  2. Wyspa La Palma
  3. Ruta de los Volcanes
  4. Świeża lawa
  5. La Palma – informacje praktyczne

Krater jest monstrualny. Przechylam się przez barierkę, żeby zobaczyć dno, ale gdzie tam – widać tylko czubki sosen. Otacza go szczelnie ściana skalnych wierzchołków; są szare, brązowe, niektóre wyglądają jak torty złożone z cieniutkich warstw we wszystkich odcieniach tych kolorów, ozdobione zielonymi plamami drzew – wiele iglaków rośnie, wydaje się, wbrew prawu grawitacji. Spotkany wędrowiec wspinał się tu do wczoraj przez trzy kolejne dni, żeby zobaczyć w kotle tylko morze chmur. Zrezygnował w końcu z zejścia do jego wnętrza.

– To gdzieś tam – Maria i Paloma, mama i córka z kontynentalnej Hiszpanii, z którymi mijałam się w drodze, wskazują najdziwniejszą i najbardziej charakterystyczną ze skał – samotną igłę z czupryną zieleni na czubku. To w tej okolicy jest centrum informacyjne z kempingiem, na którym zamierzam spędzić noc, i jestem bardzo ciekawa, jak będzie się spać w gardle gigantycznej kaldery.

Kaldera Taburiente

Kaldera Taburiente to kocioł o średnicy 9 km otoczony skalistymi zboczami. Różnica wzniesień jest ogromna, najniższy punkt – 430 m n.p.m., najwyższy – 2426 m n.p.m. Wygląda jak krater, ale wcale nim nie jest. Naturalny amfiteatr powstał w wyniku zapadnięcia się wielkiego wulkanu, ostateczny kształt nadały mu erozja i woda. Mniej więcej w połowie klifów znajdują się dziesiątki źródeł, które spadają nitkami wodospadów do wąwozu Barranco de las Angustias, tworząc jedyną stałą rzekę na suchej wyspie.

Dogodne warunki sprawiły, że kaldera była zamieszkana już w neolicie. W kilku miejscach można zobaczyć petroglify w charakterystycznych spiralnych kształtach, a tutejsi Guanczowie najdłużej ze wszystkich na Wyspach Kanaryjskich bronili się przed kolonizacją Hiszpanów.

Nowi mieszkańcy z czasem podzielili kalderę na poletka, zbudowali podziemne zbiorniki i tunele, tworząc system irygacyjny, który dziś zasila największe plantacje bananów. Równocześnie ograniczono wycinkę drzew, potem zakazano wypasu bydła. Ekosystem kaldery przetrwał; do tej pory odkryto tu 432 gatunki roślin, z czego ok. 40 endemicznych.

Wędrując przez ten niezwykły świat wyspy La Palma, przecinam kolejne strumyki, wąwozy, ścieżki dla mułów, z ciekawości skręcam w jedną i w miejscu, w którym najmniej by się ktoś tego spodziewał, wychodzę na intensywnie zielony płaskowyż. Jeszcze niedawno była tu plantacja tytoniu, dziś właściciele na niedużych poletkach posadzili bataty, drzewka figowe i pomarańczowe na swoje potrzeby.

Po powrocie na szlak – kolejna niespodzianka; drzew widziałam po drodze sporo, ale do głowy by mi nie przyszło, że zobaczę tu tak olbrzymie, wręcz gargantuiczne okazy. Ich rozrośnięte korony wyglądają jak flota sterowców. Sosna kanaryjska to gatunek endemiczny występujący w enklawach na Kanarach, w kalderze jest jej najbardziej imponujące skupisko. Te niezwykłe drzewa zapuszczają korzenie głęboko w szczelinach skalnych, dzięki czemu niestraszne im pionowe klify, bo w nich zakotwiczają, ani susze, bo czerpią wodę z podziemnych źródeł. Są odporne na pożary regularnie trawiące wyspę, spod grubej kory szybko wyrastają uśpione pędy, odbudowując zniszczony baldachim. W tym nieprzyjaznym środowisku sosny żyją nawet pół tysiąca lat i rosną do prawie 60 m wysokości!

Kiedy skała igła zostaje za mną, a szum wody słychać coraz wyraźniej, pojawia się znak, na którym wielkimi literami z wykrzyknikiem napisano: „Skręć w lewo i przejdź przez rzekę. Nie idź prosto ani w prawo, bo tam jest barranco – wąwóz – i grozi ci niebezpieczeństwo!”. Rzeka rozdziela się na kilka strumieni. Przechodzę po wyszlifowanych przez wodę kamieniach na zielone tarasy wykute w lesie jak stopnie, rozbijam namiot na miękkich igłach, które ktoś wcześniej zgarnął, tworząc posłanie, w miejscu z najlepszym widokiem na kalderę. Gdzieś na wprost jest Roque de los Muchachos (2426 m n.p.m.), najwyższa góra La Palmy i oko do wszechświata: obserwatorium z ponad dwiema dziesiątkami teleskopów, w tym jednym z największych na świecie. Kiedy wieczorem zostaję sama, jest tak cicho, że słychać trzepot skrzydeł; ze stołu gapi się na mnie kruk, który ani myśli ustąpić. Nad nim na nitce kołysze się wielki pająk. Czuję się nierzeczywiście, jak intruz, który zabłądził do innego świata.

Wyspa La Palma

La Palma to wyspa najbardziej wysunięta na północny zachód oraz najmłodsza w archipelagu Wysp Kanaryjskich. Podobnie jak pozostałe jest czubkiem podwodnego wulkanu, który wciąż daje nieźle popalić. Wyspa z góry wygląda jak trójkąt: sercem górzystej, poprzecinanej szczelinami północy jest kaldera Taburiente, dwa dłuższe boki schodzą się na południu i dzieli je niemal na połowy wulkaniczny grzebień. Jego krótsza, stykająca się z kalderą część to Cumbre Nueva, czyli „nowy grzbiet”, choć geologicznie jest starszy i już nieaktywny. Część południowa do Cumbre Vieja, „grzbiet stary” – tak naprawdę młodszy i wciąż wybuchowy.

Cumbre Vieja
Cumbre Vieja, La Palma fot. Getty Images

Zbocze w stronę wybrzeża wschodniego opada łagodnie, za to na zachodnie, którym spływa lawa, jest strome i pocięte wąwozami. To właśnie tu rodzą się kolejne nowe fragmenty Europy, przez co La Palmę nazywa się „Wyspą Żyjącą”.

Nazywa się ją również Wyspą Gwiazd – to jedno z najlepszych miejsc na świecie do ich obserwacji. Do tego jest piękna, bo aż kipi bujną zielenią jak żadna inna na Kanarach – nie bez przyczyny w całości jest rezerwatem biosfery UNESCO. Doskonała na wędrówki, niekoniecznie na plażowanie, nie została zainfekowana masową turystyką jak sąsiadki.

Gdy tu leciałam, od razu wyłowiłam z tłumu tych, którzy się zatrzymywali na La Palmie (samolot miał tutaj jedynie krótki postój, a potem leciał na Teneryfę). Zdradziły ich kurtki trekkingowe. – Niektórzy nieźle się dziwią po wylądowaniu, bo myśleli, że lecą do Las Palmas, stolicy Gran Canarii. Wsiadają w następny samolot i od razu odlatują – śmieje się Ingrid, Niemka, która prowadzi tutaj gospodarstwo ekologiczne i agroturystykę.

Ruta de los Volcanes

Tunelem wyjeżdżamy nad ocean – do stolicy Santa Cruz, z której gwiaździście rozjeżdżają się autobusy po wyspie. Pierwszy z nich jest na południe – nie wybrzydzam, jadę. Trafiam do Los Canarios, czyli na jeden z krańców wulkanicznego szlaku prowadzącego po grzebieniu Cumbre Vieja.

I już prawie na nim jestem, kiedy na jakiejś tablicy czytam, że idąc w przeciwną stronę, można stanąć na symulatorze trzęsienia ziemi. Szybko więc zmieniam pierwotny plan. Symulator nie rzuca się zbytnio w oczy. Wchodzę bez specjalnych oczekiwań i po chwili jestem zszokowana. Tego nie da się porównać do żadnej karuzeli ani sztormu, przychodzi mi do głowy jedynie najdziksze rodeo z bykami, z których jeźdźcy spadają po kilku sekundach.

Kawałek dalej zaglądam do głębokiego na 100 m krateru wulkanu San Antonio. W czasie trzymiesięcznego wybuchu w 1677 r. spłynęły z niego miliony hektolitrów lawy, tworząc nowy kawałek wybrzeża. „Geologicznie ta ziemia to dzieciątko” – płynie opowieść w centrum informacyjnym. – „Nawet dziadkowie dzisiejszych mieszkańców widzieli zupełnie inny krajobraz”. A to dlatego, że w październiku 1971 r., po sześciu dniach drgań i kolejnych 23 erupcji, nieco niżej narodził się wulkan Teneguía, a lawa i kamienie, które wypluł, znowu zmieniły linię brzegową. Nowa ziemia stała się atrakcją turystyczną i początkiem większego zainteresowania La Palmą.

Ruta de los Volcanes to 22-kilometrowy szlak poprowadzony grzbietem Cumbre Vieja, pośród kraterów, jęzorów lawy, czarnych kamieni, żwiru, czasem – pasującej do tego krajobrazu jak pięść do nosa – zieleni. Idę w mniej popularnym kierunku i trochę to przeklinam pod nosem. Bo choć to tylko 700 m różnicy wzniesień, wędrówka pod górę w głębokim popiele i żwirze daje w kość. A jeszcze zeszłam do źródełka po wodę i pnę się mało uczęszczaną odnogą widoczną tylko na niektórych mapach. Grzęznę w pyle, za to widoki mam na obłoczki ułożone równiutko, jakby ktoś pykał je z fajki.

Kawałek płaskiego lasu pod namiot znajduję wraz z zachodem słońca. Niedługo potem księżyc oświetla wyłaniający się trochę niżej wierzchołek wulkanu Martín (1591 m n.p.m.). Charco, Deseada, Duraznero, Hoyo Negro – kolejne stożki są niby takie same, a jednak różne i fascynujące. Czuję satysfakcję, a przecież to, co najważniejsze, dopiero przede mną. Chcę zobaczyć najmłodszą cząstkę świata.

Świeża lawa

Pod koniec 2021 r. ziemia na La Palmie mocno zadrżała. Zaraz potem w niebo buchnęły potężne obłoki popiołów. Były wysokie na kilka kilometrów, a erupcja trwała prawie trzy miesiące. Lawa wypływająca z siedmiu otworów niszczyła plantacje, budynki, drogi. Biegnąca wzdłuż wschodniego wybrzeża i jedna z ważniejszych na wyspie trasa LP-2 tuż za miejscowością Las Manchas jest dziś ucięta jak nożem, zagrodzona bramą i zamknięta na kłódkę. Na poboczu pracuje dźwig i panowie w odblaskowych kamizelkach „Los Volcanes”.

Tak samo „urwało” cmentarz: jedno z kolumbariów, w połowie zasypane, odgrodzone jest od bezpiecznej reszty siatką. Spod położonej wyżej kaplicy Matki Boskiej Fatimskiej widać ludzi chodzących po nowym polu lawy – gęsiego, za przewodnikiem, bo bez znajomości terenu jest to niebezpieczne. – W głębi są bąble powietrza, które – póki lawa nie wystygnie – mogą się zapaść. A ona stygnie 30 lat! Nie wiemy, co robić: zostać i odbudować domy czy się wynieść – powtarzają mieszkańcy Las Manchas.

Wszechświat można zobaczyć z Wysp Kanaryjskich. Stamtąd można wyruszyć w kosmiczną podróż
Wulkan Tajogaite na La Palmie fot. Getty Images

Nowa okrężna droga została dopiero co zbudowana, ale kiedy nią jadę, cały czas słychać: „bum, bum, bum” – pęknięcia w asfalcie mają już grubość dwóch palców. Lawa dookoła jest czarniejsza niż gdzie indziej, po północnej stronie szosy wypłynęła z najnowszego wulkanu, który ostatecznie nazwano Tajogaite, po południowej – z niedalekiego San Juan, który narodził się w 1949 r. „Lawa najbardziej zagraża zachodniemu wybrzeżu, ale jest nieprzewidywalna i może też spłynąć na wschód. Z nią się nie walczy, można tylko uciekać” – czytam w centrum informacyjnym, czekając na przewodniczkę, z którą zejdę do jednej z 22 stworzonych w czasie tamtej erupcji jaskiń. Jest długa, wąska, ma przekrój trójkąta; dwa strumienie zastygły, tworząc ściany, które potem nachyliły się i zetknęły ze sobą. „Gul, gul, gul” – w dole ciąż słychać złowrogie bulgotanie.

La Palma – informacje praktyczne

Dojazd

  • Na La Palmę z Polski lata dość nieregularnie Lufthansa/Edelweiss – od ok.1,2 tys. zł.
  • Najlepszym punktem tranzytowym jest Teneryfa. Latają stamtąd Binter Canarias, Canaryfly, Air Europa. Pół godz., od 50 euro w jedną stronę, z obu lotnisk na Teneryfie.
  • Promy odpływają z Los Cristianos, rejs trwa ok. 2,5 godz., od 50 euro.

Trasa

  • Do kaldery Taburiente można dostać się od strony Los Llanos – dojazd do parkingu na końcu drogi Calle la Viña, skąd do opisanego wejścia do kaldery Los Brecitos jest 10 km. Z dolnego parkingu jeżdżą tu współdzielone taksówki – 50 euro za 4 os.
  • Z dolnego parkingu można też dojść wąwozem wzdłuż rzeki Barranco de las Angustias; 4–5 godz. pod górę.
  • Ruta de Los Volcanes to fragment długodystansowego szlaku GR-131 poprowadzonego przez cały archipelag. Łatwiej wędrować z północy; punkt startowy El Pilar znajduje się przy drodze LP-301; woda jest jedynie tu i tuż przed końcem – poniżej Montaña del Fuego.

Transport

Autobusy kursują dość regularnie; bilety: do 10 km – 1,5 euro, 10–20 km – 2,4 euro, powyżej 20 km – 2,6 euro. Kupując karnety za 10, 20 albo 30 euro, dostaje się plus 10% gratis; tilp.es.

Nocleg

  • W Los Llanos, miejscowości wypadowej do kaldery Taburiente, i na obszary wulkaniczne Tajogaite – Hostel Vagamundo, od 22 euro za łóżko.
  • Na wyspie jest kilka bezpłatnych kempingów, np. na terenie kaldery Taburiente albo w El Pilar. Trzeba się wcześniej zarejestrować – reservasparquesnacionales.es.
  • Biwakowanie na dziko teoretycznie jest zakazane, ale w czasie wędrówki można się rozbić na jedną noc.

Źródło: archiwum NG

Reklama
Reklama
Reklama