Przed restauracją Stylowa z 1956 r. parkuje czarny trabant. Kierowca odziany jest w przydługą marynarkę z lat 80., na głowie ma nieco sfatygowany beret. Pasażerowie wyglądają współcześnie, by nie powiedzieć trendy. To zagraniczni turyści korzystający z oferty jednej z firm proponujących zwiedzanie Nowej Huty w duchu realnego socjalizmu. Grupę Anglików spotykam jeszcze na osiedlu Górali. Tym razem goście gramolą się na czołg, główną tutejszą atrakcję turystyczną. Co ich tak naprawdę przyciąga do Nowej Huty? Przecież, jak mówi z przekąsem Paweł Derlatka, właściciel klimatycznego Klubu 1949 pełnego pamiątek po PRL (klub niebawem wprowadzi się do jednego z pomieszczeń przy kinie Sfinks i będzie funkcjonować pod nazwą C2 Południe Cafe): „w mniemaniu rodowitych krakusów Huta nie ma nic ciekawego do zaproponowania”. A jednak Nowa Huta uwodzi. Bo to inna bajka. Urbanistyczna i architektoniczna. Socrealistyczna. Ale nie tylko.
Zacznijmy zwiedzanie nietypowo. Kulturalnie. Polska Ludowa dbała (oficjalnie) o rozwój duchowy swoich robotników. Do dziś działa tu Teatr Ludowy, zbudowany w 1955 r. Sztuki naturalnie już nie są tak nachalnie optymistyczne jak kiedyś. Na scenie Stolarni, która pojawiła się w miejsce dawnych warsztatów stolarskich, teraz mówi się o wykluczeniu, przemocy, agresji.
Ale to niejedyny teatr, który warto w Nowej Hucie odwiedzić. Pięć lat temu na osiedlu Szkolne przeniósł się z krakowskiego Kazimierza Teatr Łaźnia Nowa. I szybko stał się jednym z najmodniejszych punktów miasta. Teatr nie boi się eksperymentów. Ani swoich sąsiadów. Obok profesjonalistów, występuje tu na przykład nowohucki bokser czy wychowanek pobliskiego domu poprawczego. Jeśli ktoś stawia na „najważniejszą ze sztuk”, czyli film, powinien wybrać się do studyjnego Sfinksa. To jedyne wciąż czynne kino z epoki. Zamiast reklam puszczana jest tu Nowohucka Kronika Filmowa. Dwa inne kina Światowid i Świt co prawda zakończyły swoją filmową przygodę w latach 90., ale też nie popadły w zapomnienie. W dawnej sali kinowej Świtu mieści się pchli targ pod obiecującą nazwą Wyspa Skarbów. Można tu kupić stare śrubki, zakurzone meble, jeszcze działające radia. W budynku Światowida swoją siedzibę ma natomiast organizujące się Muzeum PRL. Proponuje m.in. grę symulacyjną „Dekada 1979–1989”. Uczestnik wciela się w opozycjonistę. Cel: utrzymać rodzinę, ale nie dać historycznej plamy. Gracz musi się liczyć z obserwacją przez Służbę Bezpieczeństwa, zatrzymaniem i więzieniem.
Ciekawie prezentuje się też scena muzyczna. I to ta dosłowna. Koncerty odbywają się na przykład w jednej z dawnych halocynowni elektrolitycznej kombinatu metalurgicznego im. W. I. Lenina (teraz Arcelor Mittal Poland). Miejsce to szczególnie upodobał sobie festiwal muzyki współczesnej Sacrum Profanum. Podczas najbliższej edycji we wrześniu odbędą się tu koncerty islandzkiego zespołu Mum oraz wokalisty grupy Sigur Ros – Jonsiego. Żeby dostać się do hali, trzeba minąć stylizowane na renesansowe i barokowe włoskie pałace budynki centrum administracyjnego. Wzniesiono je w latach 1951–1955. Miejscowi nazywają je „Pałacem Dożów” albo „Watykanem”. Oglądam monumentalne budowle z pilastrami, attykami oraz podcieniami otaczającymi plac. Biegnie z niego pięć promieniście rozchodzących się szerokich alei. Osiedla wokół placu były starannie przemyślane. Każde z nich to jakby osobne miasteczko ze szkołami, punktami usługowymi, sklepami. Wchodzę do Cepelii. Kute żyrandole i drewniane meble to pierwotne wyposażenie sklepu, jeszcze z lat 50. Zaglądam do księgarni  Skarbnica, kwiaciarni Kalinka czy pobliskiego sklepu papierniczego. Tu też czas się zatrzymał. No tak, ale takie smaczki docenić są w stanie tylko Polacy. – A my niewielu mamy polskich turystów... Czemu? Pewnie winna jest słaba promocja Nowej Huty – mówi Grzegorz Kompa, właściciel Communist Tour. Może warto więc zainwestować w reklamę, może w chwytliwy przebój? A przynajmniej udany remiks O Nowej to Hucie piosenka.