Egipt z dzieckiem w nosidle

Jakie są plusy wyjazdu zimą do Egiptu, na dodatek z dzieckiem? Po pierwsze przyjemne temperatury. Skupiasz się na zabytkach, a nie na walce z upałem; nie ma tłumów turystów. Ceny są niższe niż latem. Poza tym mała grupa (rodzina) jest lepsza niż wielka autobusowa wycieczka: czujesz puls miejsc; dostosowujesz możliwości i tempo zwiedzana do swojego dziecka, a nie do dużej grupy. A najważniejsze – dziecko otwiera serca i drzwi Egipcjan.

Są też oczywiście pewne minusy. Organizacja wyjazdu indywidualnie wynosi nieco więcej niż wyjazd z biurem podróży. Trzeba też być zaprawionym w podróżowaniu z dzieckiem, choćby po Europie.  

 

Zima w Kairze

Kair. Grudzień. 17 C⁰. Część egipskich dzieci nie poszła dziś do szkoły. Za zimno. Do tego całą noc padał deszcz.

– Brrr – otrząsa się Tamer zapinając szczelnie pod szyją kurtkę. – Dla nas 17 C⁰, to jak dla was poniżej zera – mówi nasz przewodnik. My zakładamy lekkie bluzy i na wszelki wypadek wciskamy Oli na głowę cienką czapkę, bo skoro panują „egipskie mrozy” mogą wziąć nas za nieodpowiedzialnych i wyrodnych rodziców, jeśli zobaczą tak skąpo ubraną dwuletnią dziewczynkę.

Pakujemy do małego busa wózek i nosidło. Włączamy się do szalonego krwioobiegu aut, w którym nie istnieje pojęcie pasów ruchu, tylko nieustane wymijanie się, zajeżdżanie sobie drogi  i kakofonia klaksonów.

Tamer opowiada nam o Kairze. Świetnie mówi po polsku. Studiował w USA, ale też uczył się naszego języka w Katowicach. Wyjeżdżamy z centrum Kairu kierując się do Gizy. Przejeżdżamy przez most na Nilu przerzucony na rzeczną wyspę Roda. Kiedyś były tu tylko żyzne pola uprawne nawadniane wylewającym Nilem, dziś wyspę porastają rozmaite budynki, choć gdzieniegdzie widać jeszcze zielone poletka.

Na wyspie Roda warto zatrzymać się i zobaczyć tzw. Nilometr, czyli budynek z kamienną  kolumną oznaczającą poziom wylewu Nilu. Po wybudowaniu tamy w Asuanie stracił on jednak swoją funkcję. Niby Giza to osobne miasto liczące bagatela prawie 4 miliony mieszkańców, ponieważ  wchodzi w skład kairskiej aglomeracji, ale zupełnie nie poczuliśmy, kiedy znaleźliśmy się w odrębnym mieście, podobnie gdy przejeżdża się z Chorzowa do Katowic. 

 

Piramidy i Sfinks z małym dzieckiem

Poziom trudności zwiedzania z dzieckiem: ** (w skali 5-stopniowej) 
Zmęczenie: *
Atrakcja dla dziecka: ***
Jak zwiedzać: nosidło

Jeśli spodziewasz się, że słynne piramidy w Gizie, jeden z ocalałych cudów starożytnego świata, stoją samotnie na bezkresnej, romantycznej pustyni, to lepiej zawczasu przygotuj się na szok.

Kompleks piramid na piaszczystym płaskowyżu jest przyklejony ciasno do jednej z dzielnic Gizy (powiedzmy to szczerze: ulica doprowadzająca do piramid była niezbyt czysta, reprezentacyjna i lekko szemrana). Ale już same budynki przy wejściu na teren wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO robią lepsze wrażenie.

Trzeba się przyzwyczaić do kontroli bezpieczeństwa i przejścia przez bramki wykrywające metal.  W miejscach „turystycznych” to normalna procedura i dzień powszedni w Egipcie. Kręci się sporo policji mundurowej i trochę facetów w ciemnych skórach – na 100 proc.  tajniacy. Ich widok daje jednak poczucie bezpieczeństwa.

Widok piramid chwilę później… oszałamia. Żadne zdjęcie, oglądany film czy wertowany sto razy album nie odda tego, co widzi się na żywo.

Podejście pod skalne bloki piramidy Cheopsa jest jak przeniesienie się w czasie. Olę zapakowaliśmy do nosidła. Trochę wertepów pod nogami sprawia, że to najlepszy sposób na zwiedzanie całego kompleksu z dzieckiem.

Weszliśmy wąskimi schodami wykutymi w wapieniu na kilka pierwszych bloków – zupełnie legalnie, choć skały po porannym deszczu były jeszcze wilgotne i śliskie. Deszcz sprawił, że szare i przykurzone kolosy były umyte, a wapień zmienił nieco barwę. Nie zdecydowaliśmy się na wejście do wnętrza piramid, ponieważ wąskie i niskie korytarze wewnątrz utrudniają poruszanie się z nosidłem, a nie chcieliśmy się rozdzielać. Korytarze kuszą, ale rozsądek zwyciężył. Trzeba się do tego przyzwyczaić – nie do każdej dziury zajrzymy z dwuletnim dzieckiem.

Ale Cheops ciągle kryje swoje tajemnice. Naukowcy odkryli niedawno różnice w rozkładzie temperatur dochodzących do 6 stopni na wschodniej ścianie. Bloki skalne niby wykonano z tego samego kamienia, zatem za nimi mogą kryć się nieodkryte korytarze. Projekt  "Scan Pyramids" ma rozwikłać tę zagadkę. Przemieściliśmy się nieco dalej i wyżej na taras widokowy, skąd rozpościera się najlepszy widok na trzy wielkie piramidy: Cheopsa, Chefrena i małą, ale granitową Mykerinosa.

Jeśli odpowiednio skadruje się zdjęcia, można pominąć wyłaniające się budynki przedmieść Gizy i ustrzelić same piramidy na pustyni. W pobliżu tarasu widokowego biwakują też Beduini z wielbłądami i stada sprzedawców pamiątek. Ze względu na okrutne zimno (około 19 C⁰ przed południem) byli raczej ospali i niezbyt namolni, choć tego dnia turystów było jak na lekarstwo. Przewodnik, z którym zwiedzaliśmy Kair, ostrzegał nas wcześniej przed ich natarczywością, a niekiedy bezczelnością, ale oferowali swoje wyroby raczej bez przekonania, że coś nam wcisną.

Olę zaintrygowały jednak wielbłądy. Podeszliśmy bliżej, a Ola koniecznie chciała pogłaskać jednego z nich. Doglądał go młody chłopak. Zarówno on, jak i wielbłąd okazali się pozytywnie nastawieni do dwuletniej dziewczynki. Zrobiliśmy kilka zdjęć, dając potem obowiązkowy bakszysz za tę przysługę  (1 $). Nie zdecydowaliśmy się jednak na wspólną przejażdżkę w wielbłądzim siodle. Niedaleko stąd czekał już na nas lew…

Sfinks przy piramidach wygląda faktycznie jak mały kotek, no powiedzmy kocur przyczajony w skalnym legowisku. Długi na ponad 70 m i wysoki na 20 m leży otoczony zwałami piasku i resztkami bloków skalnych świątyni Chefrena. Jeszcze niewiele ponad 100 lat temu wystawała mu tylko głowa z piasków Sahary.  Co ciekawe pustynia zasypywała go już za czasów faraonów. Odkopywał go Totmes IV, a potem namiestnik rzymskiego cesarza Nerona Tiberius Claudius. Możemy podziękować pustyni, bo dzięki niej możemy dziś podziwiać to, co zostało z ciała lwa połączonego z głową faraona. W 1998 r. zakończono prace konserwatorskie mające na celu odtworzenie części łap i ogona, tak jak wyglądały przed tysiącami lat.  Resztę pozostawiono w stanie, jakim rozszarpały go zęby historii.

Kto śmiał uszkodzić i oszpecić jego boską twarz? Kroniki arabskie z XV w. mówią o niejakim Saim al-Dahr, który był derwiszem i chcąc przypodobać się stwórcy i uzdrowić religię, oszpecił starożytny monument. Sami Egipcjanie mówią, że być może zrobiły to wojska Napoleona ostrzeliwujące (w swoim mniemaniu) chowających się Turków. Mimo ubytków twarzy Sfinks jest po prostu piękny i zachwyca dziwną mieszanką majestatu i tajemnicy. Po okiem znanego egiptologa i archeologa Zahiego Hawassa kopano też w intymnym miejscu… czyli pod ogonem, ale ponoć znaleziono tylko stary but wojskowy z czasów, kiedy Sfinksem interesował się Napoleon i dłubał w skałach pod ciałem posągu. Brytyjczycy odkopali fragmenty brody, ale zamiast w Egipcie można oglądać ją niestety w Londynie. Nie wszystkie zabytki wywieźli koloniści. Niesamowita kolekcja znajduje się w Muzeum Egipskim w centrum Kairu, gdzie udaliśmy się po opuszczeniu Gizy.

Podczas zwiedzania Sfinksa do pokonania było kilka schodków, rampa, nierówne bloki skalne, więc lepiej sprawdzała się opcja chodzenia z dzieckiem w nosidle niż w wózku. Z cieniem słabo… nie wiem jak wytrzymują tam ludzie latem. Tutejsza zima okazała się idealna mimo deszczu o poranku. 

Informacje praktyczne

Wstęp do kompleksu piramid: 50 LE, funtów egipskich – 1 funt to ok. 50 groszy. (inne wstępy np. do wewnątrz piramid płatne od 30 do 100 funtów).
Z centrum Kairu pod piramidy  jeżdżą autobusy o nr 355 i 357.
Godziny otwarcia  kwiecień-wrzesień 7:00 do 19:00. Październik-marzec 7:00 do 17:00
Przewodnik mówiący po polsku: Tamer tamershakara@gmail.com
Można zjeść obiad w jednej z pobliskich restauracji z widokiem na piramidy – bezcenne.        
 

Skarby Egiptu

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: ** (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: **
Atrakcja dla dziecka: *
Jak zwiedzać: nosidło lub wózek

Plac Tahrir.  Serce Kairu. Był areną burzliwej egipskiej Wiosny Ludów w 2011 r. Pod koniec 2015 r. to bardzo spokojne miejsce. Odremontowane skwery, wokół ważne ministerstwa, bogate hotele.  I największy skarb, czyli Muzeum Egipskie obok kupy gruzu, w którą przemieniono siedzibę dawnej partii rządzącej. Jak zwykle dokładna kontrola przed wejściem. Wewnątrz skarby faraonów odkopane w piaskach Sahary, znalezione w piramidach i grobowcach, a raczej to, czego nie zagrabili Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Wystawione rzeźby, mumie stanowią tylko niewielką część zbiorów. Resztę skrywają tajemnicze piwnice.

Najbardziej niezwykłe są mumie zwierząt, krokodyli, kotów i małpy z zachowanymi nawet włosami. Niewielka małpka zastygła w takiej pozie, jakby dosłownie przysnęła na chwilę. Oszałamiające wrażenie robi skarb Tutanchamona wydobyty z grobowca w Dolinie Królów przez Howarda Cartera w 1923 r. Misternie wykonane złote ozdoby,  brosze w kształcie skarabeuszy są po prostu piękne. Niesamowite, że wykonano je około 3338 lat temu! Tego dnia można było fotografować wszystkie zbiory, choć na co dzień robienie zdjęć jest surowo zakazane.

Stary monumentalny budynek niestety nie jest przystosowany do zwiedzania z dzieckiem w wózku. Sporo stromych schodów i nieczynne windy. Wózek musieliśmy niekiedy wnosić i znosić. Ale otwierając gmach w 1835 r., nikt nie przewidział, że będą go odwiedzać już dwuletnie maluchy. W nowoczesnych muzeach są interaktywne sale dla najmłodszych przybliżające historię, tu jednak czas się zatrzymał i króluje analogowy przekaz. Może to i jego wartość w skomputeryzowanym do cna świecie.  

Informacje praktyczne:

Godziny otwarcia: od 9 do 19
Cena: 60 funtów (30 zł), mumie faraonów 100 funtów
Warto zamówić zwiedzanie z przewodnikiem, który dobrze zna historię starożytnego Egiptu. Wtedy, kamienne, niepozorne rzeźby ożywają.

 

Suk – puls Kairu

 

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: * (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: **
Atrakcja dla dziecka: **
Jak zwiedzać: wózek

Spacerem z muzeum w ciągu 15 minut można dość do targu Chan al-Chalili – jednym z najstarszych w mieście, bo założonym w 1382 r. przez emira Al-Chaliliego. To właściwie cała dzielnica ze sklepami, kawiarniami i punktami usługowymi – można np. zlecić uszycie butów. Na suku trzeba się ostro targować, jeśli w oko wpadnie ażurowa, metalowa lampa dająca klimatyczne światło lub przyprawy czy egipskie słodycze.

Ominąć trzeba szerokim łukiem tandetne piramidy i posążki faraonów produkowane w Chinach, a warto zwrócić uwagę na ręcznie tkane kilimy czy poduszki wykonane w technice patchwork, czyli połączenie różnych materiałów w fantazyjne, arabskie wzory.  Bez problemu można poruszać się po suku z dzieckiem w wózku – wąsko, ale można się przecisnąć. W plątaninie starych uliczek warto się zgubić choć na chwilę dla samego klimatu, nawet jeśli nie ma się zamiaru nic kupić.

Ola wypatrzyła sobie jednak wielbłąda. Szybkie targowanie i kupujemy go za 1/10 rzuconej, kosmicznej ceny pierwotnej. Na koniec warto obrać azymut na plac przed meczetem Al-Husajna i zająć miejsce w jednej z kawiarni. Zamawiamy gorącą herbatę z hibiskusa i sahlab, czyli biały gęsty i słodkawy napój z mielonych migdałów i wiórków kokosowych, który równie dobrze może być deserem. Zimą, a jest 20 stopni, pije się go na ciepło. 

– Jak się żyje teraz w Egipcie po Wiośnie Ludów? – pytam Tamera.
–Trudniej, bo jest mniej turystów, ale mam wrażenie, że obecny prezydent Sisi obrał słuszną drogę, bo uzależnienie gospodarki od turystyki było błędem – mówi Tamer. Dodaje, że rząd stawia na rozbudowę Kanału Sueskiego, odnawialne źródła energii. Tamer pracuje także jako tłumacz dla polskich firm przemysłowych inwestujących w Egipcie.
Naszą rozmowę przerywa dokazująca już mocno Ola, która zaczyna biegać przed meczetem.
– Jest to w pobliżu jakiś plac zabaw ? – zmieniam diametralnie temat.
– No, niestety nie ma – bezradnie rozkłada ręce Tamer. – Place zabaw są na nowych osiedlach na obrzeżach Kairu, tu w starej części raczej nic nie znajdziecie – dodaje przewodnik. 

 

Karnak

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: ** (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: ***
Atrakcja dla dziecka: **
Jak zwiedzać: wózek

Jedna godzina, tyle trwa lot z Kairu do Luksoru. Samochodem to ponad 10 godzin męczącej jazdy. Warto więc znaleźć tani bilet lotniczy i polecieć wcześnie rano, żeby po śniadaniu zacząć zwiedzanie Luksoru. Zwykle turyści z Polski, jadący z Hurghady czy Marsa Alam, zatrzymują się w Luksorze na jeden dzień, ale my spędzimy tu dwie noce. Nie chcemy przebiec przez najważniejsze zabytki, tylko spokojnie się nimi nacieszyć razem z Olą.

Karnak, czyli największy kompleks starożytnych świątyń w Egipcie, zwiedzamy zatem niespiesznie. Temperatura genialna: około 22 stopnie w słońcu. Ola po śniadaniu zasnęła w wózku, wiec spokojnie krążyliśmy między monumentalnymi kolumnami Sali hypostylowej. Nasz wózek z pompowanymi, dużymi kołami dzielnie pokonywał nierówności.

– Nasi tu byli – mówię do Joanny pokazując na jeden z kamieni w wielkiej kolumnie
– „K. Wróblewski 1850” – Czyta na głos Asia. Już wtedy byli tu wandale, którzy chcieli po sobie zostawić jakiś bezsensowny ślad? Pytamy przewodnika, o co chodzi? Ponoć wydłubał go archeolog polskiego pochodzenia, który pracował przy rekonstrukcji świątyni Amona.

Obok hieroglifów są też wyryte inne nazwiska „naukowców” – osobliwy sposób zaznaczenia swojej pracy na rzecz świątyni. Część archeologów z dużym poświęceniem ratowała i wznosiła na nowo świątynię, ale niestety wielu „archeologów” działało także na zlecenie prywatnych kolekcjonerów sztuki i wywozili cenne znaleziska pozostawiając w Egipcie tylko niewielką część mniej cennych artefaktów. Wpis na kolumnie pochodzi z końca tzw. dzikiej archeologii, ponieważ władze Egiptu postanowiły zatrzymać w połowie XIX w. szeroki jak Nil wyciek starożytnych skarbów.

Zwiedzanie przerywa pobudka Oli. – Chcę na plac zabaw – mówi nasza córka. 134 kolumny, okazały się świetnym miejscem do zabawy w chowanego. Regulamin tego nie zakazuje, a zwiedzających garstka. O bogowie! Gdyby widzieli to kapłani świątyni Amona… Ciekawe, czy pozwoliliby małemu Tutanchamonowi na podobną zabawę?    

 

Świątynia Luksorska

W ostatnich latach Luksor zmienił się mocno. Szczególnie okolice Świątyni Luksorskiej. Niegdyś była ona połączona z Karnakiem aleją procesyjną długą na 3 km, prowadzącą przy Nilu, wzdłuż której stały setki posągów sfinksów. Trwają prace nad zrekonstruowaniem tego szlaku, którym raz do roku podczas uroczystej procesji podróżował posąg Amona do swojej żony bogini nieba Mut.

Na razie odbudowano kilkaset metrów alei. Wieczorem fragment ten pięknie oświetlono tworząc dostępne dla wszystkich  muzeum na świeżym powietrzu. Na drodze do Karnaku stanął jednak… kościół. Władze główkują, jak by tu go ominąć.  Świątynia Luksorska, choć o wiele mniejsza od Karnaku, zachwyca swoimi reliefami i po prostu klimatem, szczególnie w zachodzącym nad Nilem słońcu.

Przyjemnie się ją zwiedza nawet z biegającym dzieckiem. Każda z późniejszych religii zostawiła tu swój ślad. Są więc pozostałości greckiej świątyni z czasów Aleksandra Wielkiego. Podnosząc wzrok można dostrzec w jednej z resztek sal pozostałości polichromii chrześcijańskich. Wewnątrz świątyni działa też mały meczet.    

 

Plac zabaw Arabia w Luksorze

Poziom trudności: * (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: *
Atrakcja dla dziecka: *****
Jak się dostać: wózek

Kiedy pytaliśmy mieszkańców Luksoru o miejsce, gdzie można spędzić wolny czas z dzieckiem, długo szukali w pamięci, a potem bezradnie rozkładali ręce. – Dzieci bawią się przy domu, trochę w szkole, rodzice spacerują z nimi nad Nilem – mówili zakłopotani. Nie poddawaliśmy się jednak łatwo. Niemożliwe, żeby w półmilionowym mieście nie było publicznego placu zabaw.

Ola przyzwyczajona do miejsc z huśtawkami i zjeżdżalniami już od dwóch dni mocno domagała się swoich ulubionych atrakcji. A jeszcze pół roku temu podróżując po Hiszpanii zupełnie nie było tego problemu i w łatwy sposób można było jej zaproponować inne rozrywki czy przekonać do prostych zabaw. Teraz zaczyna mieć swoje zdanie i stanowczo domagać się tego, co lubi. Zabytki zawsze przegrają z placem zabaw i basenem.

Przekonaliśmy się w Egipcie, że podróżując z dwulatką trzeba pamiętać o jej zmieniających się dynamicznie potrzebach. Zwiedzanie i poznawanie kultury kraju, kontakt  z ludźmi są dla nas. Nie ukrywajmy, że piramidy lub świątynie nie stanowią dla dziecka jakiejkolwiek atrakcji – mówiąc brutalnie to dla niego kupa kamieni (z naciskiem na słowo kupa). Ale podczas naszej podróży staraliśmy się wypracować mądry kompromis.

Dopiero koptyjski sprzedawca dywanów, ojciec dwójki dzieci naprowadził nas na enklawę zwaną Arabia. Poszliśmy tam po kolacji. Zejście po stromych schodach, ale co tam. Był plac zabaw! Ola wniebowzięta. My trochę poczuliśmy się jakbyśmy przenieśli się w czasie do naszego dzieciństwa w lata 80. XX w., bo sprzęty, delikatnie mówiąc, trąciły peerelowską myszką. Metalowe konstrukcje huśtawek czy karuzeli były mocno wysłużone, a przed zjeżdżalniami utworzyły się kratery wykopane dziecięcymi nóżkami, ale Oli zupełnie to nie przeszkadzało. Rodziców z dziećmi mało. Odstraszyło ich zapewne zimno, tylko 19 stopni.

Razem z Olą na karuzeli kręciła się dziewczynka. Wspólnie z jej mamą w hidżabie (trochę zdziwioną naszym przybyciem) popychaliśmy metalową konstrukcję. Zamówiliśmy potem miętową herbatę, bo w głębi działała kawiarnia. Miejsce sielskie. Jakieś pary młodych Egipcjan gruchały sobie obok przy stolikach. Teren rozświetlony kolorowymi żarówkami. Tuż obok kawiarni odkryliśmy osłoniętą wysokim żywopłotem zieloną enklawę z trawnikiem, lampionami i stolikami, gdzie można zrobić przyjęcie lub urodzinowe party dla dzieciaków.  

Informacje praktyczne:
Wstęp: za darmo
Herbata miętowa: 6 funtów (3 zł)     

 

Dolina Królów

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: **** (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: ****
Atrakcja dla dziecka: *
Jak zwiedzać: nosidło

Pakujemy się do małego pociągu jadącego z parkingu w kierunku grobowców. Wreszcie jakaś atrakcja dla dzieci! Przekładamy Olę do nosidła i spacerujemy alejami między kryptami. Bezchmurne niebo. Przyjemnie ciepło. Patrzymy w górę. Szczyt górujący nad Doliną Królów przypomina piramidę. To dlatego grzebano tu faraonów Nowego Państwa Tebańskiego drążąc tunele i krypty w miękkiej skale. Nie odwiedzisz z dzieckiem wszystkich grobowców, ba, nie odwiedzisz połowy z nich. Wybierz 3, 4, bo więcej nie uda się ogarnąć biorąc pod uwagę zmęczenie i konieczność opanowania dziecka. Nawet zimą pod ziemią jest duszno.

Zwiedziliśmy krypty KV14 Tausert / Setnacht, KV 47 Sipath i KV 57 Horemheb. Dwa pierwsze grobowce było stosunkowo  łatwe do pokonania z Olą w nosidle. Natomiast krypta Horemheba, jak przystało na faraona, który zanim wstąpił na tron wsławił się jako dowódca wojskowy, okazała się głęboka, stroma i trudna do zdobycia z dzieckiem na plecach. Trzeba było pokonać sporo schodów schodząc na jej dno. Co ciekawe udostępnioną ją po długiej renowacji jesienią 2015. Żeby zająć czymś Olę, a jednocześnie we względnym spokoju zwiedzić Dolinę Królów  wymyśliliśmy zabawę w poszukiwanie lisa wewnątrz grobowców. Ola uwielbia lisa Rabusia z bajek „Dora poznaje świat”, więc w tajemniczą postać wcielił się… Anubis – egipski bóg z głową szakala. Zadaniem Oli było odnajdowanie i liczenie „Rabusiów”. Wybacz Anubisie.

Prosta zabawa, a uniknęliśmy buntu i słów „chcę już do domu!”. Niestety w Dolinie Królów nie można robić zdjęć. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Zapewne, żeby zmusić ludzi do kupowania pamiątek w okolicznych sklepikach. Władze tłumaczą się koniecznością ochrony barwnych malowideł wewnątrz grobowców przed fleszami aparatów. Z drugiej strony - wewnątrz oświetlają je mocno zainstalowane tam żarówy, które przez cały czas bombardują fotonami starożytne reliefy. OK, szanujemy przepisy, ale dlaczego nie można robić zdjęć na zewnątrz? Co zrobić kiedy jednak ktoś bardzo chce zrobić fotę przed grobowcem? Zrób ją dyskretnie, najlepiej telefonem. Miej w pogotowiu jednak jakiś bakszysz, dolar, dwa i wręcz go dyskretnie zwracającemu ci uwagę strażnikowi. Są oni słabo opłacani i lepiej niech dostaną jakiś datek od turystów niż terrorystów.

Informacje praktyczne:
Wstęp: 100 funtów
Dodatkowo 100 funtów za grobowiec Tutanchamona. Czy warto? Nie za bardzo. Grobowiec jest mały, płytki. Są piękniejsze. Pierwotnie był przeznaczony dla jednego z kapłanów, a nie faraona.  Wewnątrz oczywiście nie ma skarbów (te przechowywane są w Muzeum Egipskim w Kairze lub wywieziono je do Wielkiej Brytanii). Alternatywnie można zwiedzić tzw. „Dolinę Królowych” (30 funtów). Nam nie starczyło siły.

 

Świątynia Hatszepsut

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: * (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: **
Atrakcja dla dziecka: **
Jak zwiedzać: nosidło / na piechotę 

Niewielka, ale zachwycająca i piękna – tak  można opisać trzypoziomową świątynię Hatszepsut wzniesioną na zboczu góry w okolicy Doliny Królów, a właściwie wykutą w większości w skale.  Czuć w niej kobiecego ducha, tej potężnej kobiety, która ogłosiła się faraonem. Prawie 50 lat odnawiała ją polsko-egipska misja archeologiczna, o czym przypominają duże tablice. Efekt ich pracy – genialny.  Z parkingu pod świątynię dowozi mały pociąg. Znów atrakcja dla Oli. Usiedliśmy koło maszynisty w drodze pod jej stopnie. Niezłe przeżycie.

Daliśmy potem oczywiście uśmiechniętemu maszyniście jakiś bakszysz. Wejście do świątyni po łagodnych schodach nie stanowi problemu nawet dla dwulatka. Ola dziarsko maszerowała w górę, choć nosidło mieliśmy w pogotowiu. Wewnątrz warto zajrzeć we wszystkie zakamarki i odnowione przez naszych archeologów pomieszczenia i zwiedzić wszystkie poziomy. 

Dziwne, ale czuliśmy, że jest tu jakaś dobra energia w przeciwieństwie do Doliny Królów, gdzie zaległa gęsta i ciemna energia. Może to jednak powietrze? Przed wejściem i kontrolą przez służby porządkowe wykryto u mnie scyzoryk w spodniach służący mi do obierania owoców dla Oli. Musiałem oddać go do depozytu na czas wizyty w świątyni. To dobrze, że dbają o bezpieczeństwo.

Info praktyczne:
Wynajęcie taksówkarza, który  zawiezie do Doliny Królów, Świątyni Hatszepsut, poczeka i przywiezie do Luksoru: około 150 – 200 funtów (Hamdy El-Naseh Tel +2 01227080283 – ksywa Fish, miły, uczciwy).    

 

Luksor nocą

Poziom trudności zwiedzana z dzieckiem: * (w skali 5 stopniowej) 
Zmęczenie: **
Atrakcja dla dziecka: ****
Jak zwiedzać: dorożką 

Nigdy nie przypuszczałem, że wsiądę do dorożki nad Nilem. Owszem, do łódki, na wielbłąda, ale do dorożki? A jednak. Daliśmy się namówić na przejazd nocą po Luksorze. Po mieście krąży sporo tych małych, wiekowych dyliżansów. Kiedyś były głównym sposobem szybkiego transportu, dziś są głównie atrakcją dla turystów tych ze świata, ale widziałem też wielu „wożących się” Egipcjan przebywających na wakacjach. 

Znajomy przewodnik powiedział krótko: nie będziecie żałować. No to wsiedliśmy, czując lekkie zażenowanie, bo dorożka kojarzy mi się z ultraturystyczną i obciachową jazdą po krakowskim rynku.  Myślałem sobie, no dobra, zrobię to dla Oli, bo krążące po Luksorze koniki bardzo jej się podobały, a dziś nie było żadnych atrakcji dla niej. Jazda dorożką była…  trochę surrealistyczna, ale z minuty na minutę stawała się jak w wierszu Gałczyńskiego zaczarowana, bo po opuszczeniu hotelowej części nad Nilem zagłębiliśmy się w labirynt starych uliczek, gdzie tętniło nocne życie.

Terkotały maszyny szewców i krawców na wolnym powietrzu, muezin nawoływał do ostatniej modlitwy, trąbiły samochody z wyłączonymi światłami. Nagle woźnica skręcił na targ. Przeciskał się dorożką między wąskimi uliczkami straganów z dokładnością kota idącego po drewnianych słupkach płotu. Sprzedawcy uśmiechali się do niego i pozdrawiali choć niekiedy praktycznie dotykaliśmy przedmiotów obok nas lub nad nami. Kilka razy utknęliśmy w korku. Ola dostała od sprzedawcy słodyczy lizaka – chyba za niebieskie oczy.

Godzinna przejażdżkę skończyliśmy pijąc kawę z kardamonem w małej kafejce. Ola wypiła swoje wieczorne mleko, a ja w drodze powrotnej skusiłem się na sok z trzciny cukrowej wyciśnięty z całkiem nowej maszyny wyglądającej jak pralka automatyczna. Wieczór zaczarowany. Czas ruszyć następnego dnia na kilka dni nad Morze Czerwone do Marsa Alam. Ale to już historia na inną opowieść z dzieckiem w nosidle. 

Informacje praktyczne:

Cena godzinnego przejazdu dorożką: około 30 – 50 funtów. Choć mogą chcieć nawet 300. Trzeba się jednak targować. Najwięcej dorożek znajdziesz obok Świątyni Luksorskiej.

 

Warto wiedzieć

Jedzenie

Ola wieczorem i rano pije modyfikowane mleko, więc wzięliśmy na cały tydzień jego zapas.
Jeśli go zabraknie można je kupić w aptekach. Pieluchy i jedzenie w słoiczkach dostaniesz tylko w dużych supermarketach. Ceny wyższe niż w Polsce. W hotelach zawsze dostępne jest menu dla dzieci, ale my zamawialiśmy najczęściej dla Oli np. ryż lub makaron  z masłem, do tego gotowane warzywa. Nie mieliśmy żadnych problemów gastrycznych.

Lekarstwa i opieka medyczna

Wszystkie lekarstwa, łącznie z antybiotykami są bez recepty.  Szukaj tych aptek, które są tylko aptekami, a nie perfumeriami i sklepami z pamiątkami w jednym.
Wizyta lekarza w hotelu (badanie i porada medyczna): 60 euro.

Tekst i zdjęcia: Paweł Kempa
autor bloga Tu są lwy