Reklama

pierwszy dzień

08:30
W Tyrolu często mówią: Bisch a Tiroler, bisch a Mensch, „Jeśli jesteś Tyrolczykiem, jesteś prawdziwym człowiekiem”. To lekki przytyk do rodaków, zwłaszcza zadufanych w sobie wiedeńczyków, którzy nie umieją żyć pełnią życia. W Innsbrucku łatwo sparafrazować to powiedzenie: „Jeśli w Innsbrucku jesteś, jesteś we właściwym miejscu”. Bo tu jest wszystko, czego człowiek do szczęścia potrzebuje, zwłaszcza zimą. I piękna architektura, i zachwycające góry, i pyszne jedzenie, i nocne kluby. Poza tym stąd wszędzie mamy blisko. Na południu po sąsiedzku leżą Szwajcaria i Włochy – rano można wyskoczyć na włoską lavazzę, na obiad zamówić szwajcarskie fondue, a kolację zjeść na eleganckiej Maria-TheriesienStrasse w Innsbrucku. Za północną miedzą są Niemcy i pobliskie Monachium (dużo tańsze przeloty i piwo w litrowych ku? ach). No i jak tu nie być szczęśliwym!

Dzień zaczynamy od solidnego śniadania, bo w Tyrolu to podstawa. Może być na ostro, czyli brettljause – deska z kiełbaskami, wędlinami, serami, chrzanem i żurawiną. Albo na słodko. Tu wybór duży, poczynając od puszystych omletów kaiserschmarrn, z powidłami lub musem jabłkowym, obowiązkowo przyprószonych pudrem, a kończąc na Apfelstrudel z jabłkami, którego cienko rozwałkowane ciasto zawsze mnie zadziwia (nie do zrobienia ze zwykłej mąki). Najlepiej smakuje na ciepło w sosie waniliowym. Pycha! W wykwintnych restauracjach spod znaku ,Tiroler Wirtshaus oznaczonych czarną koniczynką, pielęgnujących prawdziwie tyrolskie tradycje, można zjeść smacznie, ale tanio nie jest. Decydujemy się na Konditorei-Cafe Mundig, która jest najstarszą ciastkarnią Innbrucka i serwuje świetne śniadania. Leży w samym sercu starówki.

Reklama

09:30

Zwiedzanie zaczynamy od spaceru zabytkową Herzog-Friedrich-Strasse, przy której stoją barokowe kamienice z przełomu XV i XVI w. Najstarsza i najpiękniejsza, przykuwająca wzrok rokokową ornamentyką, to Helblinghaus kuwająca wzrok rokokową ornamentyką, to Helblinghaus 1 , Dom Helblinga, gdzie można się dziś przespać, bo jest tam hotel. W starych kamienicach pojawiły się witryny nowoczesnych sklepów, klimatyczne bary z muzyką, przesiąknięte aromatem kawy szykowne restauracje. Szczęśliwie dla zwiedzających ruch kołowy w obrębie Altstadt, czyli Starego Miasta, został zamknięty, a wszystkie najważniejsze zabytki leżą obok siebie. Elisabeth, nasza przewodniczka, pół Austriaczka, pół Włoszka (taka mieszanka to tutaj żadna rzadkość), radzi obejrzeć panoramę miasta. Musimy się wspiąć na szczyt XIV-wiecznej wieży miejskiej Stadtturm Musimy się wspiąć na szczyt XIV-wiecznej wieży miejskiej Stadtturm 2 , z której niegdyś strażacy wypatrywali pożarów i innych zagrożeń. Trzeba się nieźle napocić, do pokonania jest 148 schodków. Dopiero potem okazuje się, że można było wjechać windą. Na szczęście widok rzeczywiście jest wspaniały! Jak okiem sięgnąć, morze zabytkowych dachów. Dostrzegamy strzelistą kolumnę św. Anny 3 zwieńczoną u szczytu Madonną przy Maria-Theriesien-Strasse (wzniesiona po odparciu bawarskiego ataku w 1703 r.). Nieco dalej Brama Triumfalna po odparciu bawarskiego ataku w 1703 r.). Brama Triumfalna 4 , podobna do antycznych łuków triumfalnych, zbudowana z rozkazu Marii Teresy z okazji zaślubin jej syna, przyszłego cesarza Leopolda II. Doskonale widać stąd ośnieżone trzytysięczniki, w których sąsiedztwie Innsbruck wygląda magicznie.

Nie dziwimy się zatem cesarzowi Maksymilianowi I, że tak polubił to miejsce, a później wzniósł tu wystawną rezydencję. Niegdyś znajdowała się tam mała osada targowa nad rzeką Inn (pierwsze wzmianki o założeniu miasta sięgają 1180 r.). Kiedy zbudowano nowy most, nazwano ją Ynnsprugg, co znaczy „most na rzece Inn”. Cesarz miał zwyczaj polować w górach, w mieście zaś utrzymywał pełen przepychu dwór. Z okazji swojego ślubu z Biancą Marią Sforzą z Mediolanu kazał dobudować do jednej z kamienic wykwintny wykusz z otwartą galerią Złoty Dach budować do jednej z kamienic wykwintny wygalerią Złoty Dach 5 , z którego lubił obserwować ulicznych artystów. Goldenes Dachl ozdobiony 2657 pozłacanymi płytkami jest dziś symbolem Innsbrucka.



11:00

Czas na Hofbur 6 , który leży o rzut beretem od kamienicy ze Złotym Dachem. Okazała budowla wzniesiona przez cesarza Maksymiliana I przypomina pałac cesarski w Wiedniu. Mówi się, że duży wpływ na ostateczny wygląd i kształt Hofburga miała rozkocha- na w późnym baroku Maria Teresa (z jej rozkazu powstał też monumentalny gmach teatru). Suniemy salami ciężkimi od złota i obrazów cesarzowej i jej rodziny. Wszystkie twarze jej 16 dzieci wyglądają identycznie. Być może, jak mówi przewodniczka, malarz chciał uniknąć gniewu i wybuchów zazdrości rywalizującego ze sobą rodzeństwa.

Na koniec zatrzymujemy się w imponującej Riesensaal, Sali Olbrzymów (31 m długości), z mnóstwem marmurowych i porcelanowych dekoracji. Z pałacu mamy już tylko krok do kościoła Hofkirche Z pałacu mamy już tylko krok do Hofkirche 7 , dokąd rodzina cesarska udawała się na niedzielne msze, śluby i pogrzeby. Nasz wzrok przykuwa masywny sarkofag Maksymiliana I, jak twierdzi przewodniczka – pusty (cesarza naprawdę pochowano w Wiedniu), ozdobiony scenami z jego życia, autorstwa ? amandzkiego mistrza Aleksandra Colina. Przejmujące wrażenie robi towarzyszący zmarłemu posępny kondukt żałobny. To 28 olbrzymich postaci z brązu – Habsburgowie, książęta i inni dostojni. Wśród nich książę Rudolf, który intymną część ciała ma wypolerowaną rękami zwiedzających (uchodził za symbol płodności). Jest też król Artur, legendarny władca Anglii, którego posąg zaprojektował sam Albrecht Dürer.

W cesarskim kościele zachowały się organy renesansowe, poza tym Srebrna Kaplica z posągiem Marii Panny i grobowcami arcyksięcia Ferdynanda II i jego żony. Ale nie mamy już czasu na dokładne zwiedzanie.

12:10

O tej porze z północnej wieży barokowej katedry św. Jakuba 8 płynie hejnał wygrywany na 48 dzwonach. Ich łączna waga przekracza 4 tys. kg! Nad głównym ołtarzem warto zwrócić uwagę na niewielki obraz Matki Boskiej słynący cudami. Został namalowany przez Lucasa Cranacha Starszego. Przy zwiedzaniu miasta bardzo przydaje się nam Innsbruck Card, dzięki której mamy bezpłatne wstępy do muzeów i przejazdy po mieście.

14:10

Niemal pędzimy, by zdążyć przed zamknięciem zamku ambras 9 , który leży nieco dalej od centrum, za linią kolejową i autostradą (dojazd z centrum specjalnym autobusem turystycznym the Sightseer, ok. 10 min). Już z daleka widać potężną białą bryłę zamku, któremu ostateczny kształt nadał Ferdynand ii. to wspaniała renesansowa rezydencja, a może nawet najpiękniejszy zabytek tyrolu, uważa elisabeth. ambras potra? przyprawić o zawrót głowy. W salach wiszą płótna mistrzów: tycjana, lucasa cranacha, van Dycka, Velázqueza. W dawnej rezydencji arcyksięcia znalazła się też cała kolekcja portretów habsburgów. Niektóre komiczne: portret nr 158 przedstawia Karola Vii przebranego za wieśniaka w kapeluszu przypominającym fotel. Nr 126 to Maria anna hiszpańska z czymś tak dziwnym na głowie, że z łatwością wygrałaby konkurs na najbardziej niedorzeczną fryzurę w historii. Największe wrażenie robi jednak na nas sala reprezentacyjna zwana hisz pańską (47 m długości), zwłaszcza wspaniały kasetonowy strop, sztukaterie i ściany ozdobione ? guralnymi portretami 27 książąt tyrolskich.

18:00

a ostatnich nogach, ale pełni wrażeń, docieramy do restauracji café im turm na szczycie słynnej skoczni narciarskiej Bergisel 10 , zaprojektowanej przez Zahę hadid, światowej sławy londyńską architekt. Na wieżę (50 m wysokości) dostajemy się tą samą superszybką windą, z której korzystają skoczkowie. Zwykle w pierwszych dniach stycznia, podczas turnieju czterech Skoczni, trudno tu o wolne miejsca, najlepiej więc zarezerwować stolik. W przeszklonej restauracji rozkoszujemy się nocną panoramą miasta i masywu Nordkette. W menu obok dań międzynarodowej kuchni typowe potrawy tyrolskie. Dość ciężkie i syte, ale jesteśmy głodni jak wilki. Wybór trudny, bo kuszą nas käsespätzle, serowe kluski, równie mocno jak schlutzkrapfen, pierożki z farszem szpinakowo-serowym. ostatecznie zamawiamy gröstl, zapiekankę z ziemniaków, cebuli, kiełbasy, z dodatkiem smażonej wieprzowiny. Niegdyś było to świąteczne danie, teraz stało się sztandarową potrawą tyrolskich restauracji.

Po kolacji czeka nas jeszcze dawka sportowych emocji. Niepowtarzalna okazja, by z góry obejrzeć skocznię, na której adam Małysz ustanowił życiowy rekord – 136 m. Nawiasem mówiąc, dotychczas nikt go tu nie pobił. Może szansę na to ma Gregor Schlierenzauer, znakomity skoczek z innsbrucka, może andreas Ko? er, w świetnej formie w tym sezonie. pewne jest, że jak co roku do Ber gisel ściągną tłumy, by kibicować austriackiej drużynie, twierdzi elisabeth. i z szelmowskim uśmiechem pyta, czy mamy jeszcze ochotę podnieść sobie adrenalinę na olimpijskim torze bobslejowym w igls 11 , pod miastem. Tchórzymy. tłumaczymy, że chcemy zachować siłę jutro na narty.


drugi dzień

08:00

Z Innsbrucka na narty najszybciej można przeskoczyć do sąsiedniej Doliny Stubai 12 , odległej o 40 km, co zabiera nam pół godziny autobusem. Po obu stronach doliny podziwiamy stubaiskie Alpy z górującym nad nimi szczytem Zuckerhutl (3507 m n.p.m.). Mijamy nieduże miejscowości, takie jak Nustift, Telfes, Fulpmes, Achonberg, Mieders, będące zimą bazą noclegową dla narciarzy. Wszędzie nowe pensjonaty, okazałe hotele, sklepy sportowe. Wreszcie docieramy do celu. Pod hasłem „lodowiec Stubai” kryje się pięć sąsiadujących ze sobą lodowców, na których można szusować od października do czerwca. Z jednodniowym karnetem w kieszeni za 39 euro ruszamy na szczyty. Z dolnej stacji Mutterberg (1750 m n.p.m.) możemy dostać się na lodowiec bez przesiadki dwiema gondolkami. W początkowym odcinku biegną one równolegle, jednak później rozdzielają się: jedna skręca do Eisgrat (2900 m n.p.m.), druga, w którą wsiadamy – do Gamsgarten (2620 m n.p.m.).

09:30

Na górze w sklepie Intersportu wypożyczamy sprzęt. Wybór nart ogromny, a ceny przystępne. Za komplet z butami i kijkami płacimy 25 euro. Cała operacja zajmuje nam niecałe pół godziny i wciągamy się na stępną kolejką na platformę widokową Top of Tyrol (3210 m n.p.m.). To dobra okazja, żeby wypić grzańca w Jochdohle, najwyżej położonym barze Austrii. Kosmiczny budynek ze szkła i stali zakotwiczono na skałach ponad lodowcem. Pełni animuszu ruszamy na trasy. Do wyboru mamy najdłuższą i chyba najfajniejszą nartostradę Wilde Grub’s , szeroką i łatwą w górnej partii, w dolnej nieco trudniejszą, za to przepiękną widokowo – 10 km prawdziwego alpejskiego zjazdu. A także typową narciarką karuzelę – sieć wyciągów i tras wokół szczytu Schaufelspitze (3333 m n.p.m.) pozwalających jeździć na czterech lodowcach naraz i to w słońcu, gdy na innych stokach już szaro. Kombinacji różnych tras jest mnóstwo, w jeden dzień nie sposób objechać 110 km nartostrad na lodowcu. Niektórzy ironicznie mówią o nich „kanapy”, bo często przypominają śnieżne pola o niedużym stopniu trudności. Jednak nie jest prawdą, że świetni narciarze będą się tam nudzić. Na dowód tego spotykamy ostro trenujące drużyny narodowe Austrii, Serbii i Szwecji.

12:00

Czas na lunch. Wybieramy samoobsługowy bar Izba Jastrzębia (Habicht-Stube) serwujący świeżutką pizzę i na miejscu robione makarony. Tanio i pysznie! Czas goni, robimy więc kilka szybkich zjazdów, oglądamy po drodze fantastyczny snowpark z szalejącymi snowboardzistami, aż zaczynamy im zazdrościć, po czym oddajemy narty i zjeżdżamy kolejką w dół.

14:30

Kiedy wracamy autobusem do Innsbrucka, w nogach czujemy jeszcze skręty i muldy. Fajne wrażenie, które będzie towarzyszyć nam do końca dnia. Najpierw jednak szybki prysznic i zmiana ubrań przed wieczorem. Czeka nas wizyta w Muzeum Dzwonów 13 , leżącym niedaleko skoczni Bergisel. Niektóre dzwony mają po kilkaset lat, można posłuchać ich pięknych dźwięków. Ale dużo bardziej ciekawi nas sama odlewnia dzwonów prowadzona od 400 lat przez rodzinę Grassmayerów. Dzięki naszej przewodniczce, żonie obecnego właściciela, jesteśmy świadkami wytopu potężnego dzwonu. Tra? amy na najbardziej emocjonujący moment, kiedy wlewa się do specjalnej formy rozgrzany do czerwoności spiż (stop brązu i ołowiu, od którego zależy dźwięk). W zakładzie odlewano już dzwony dla kościołów w Polsce i świątyń buddyjskich, nie tylko w Europie. Stąd nierzadko widzi się tu kapłanów, mnichów i wiernych różnych wyznań. Po udanej operacji odlania dzwonu dawnym zwyczajem wszyscy są częstowani kieliszkiem mocnego owocowego schnappsa.

21:00

Wieczorem w Innsbrucku trudno jest się nudzić. Oferta jest imponująca – kluby, dyskoteki, koncerty muzyki klasycznej, spektakle w Teatrze Narodowym 14 , nazywanym tu Landestheater, a nawet kasyno na Landhausplatzu. Poza tym w niejednej kawiarni można posłuchać jazzu czy bluesa na żywo. Zaglądamy do Dom Cafe-Bar na starówce – dość gwarny lokal, z przyćmionymi światłami, serwują niezłe pizze. W Limerick Bill’s Irish Pub widać austriacką modę na irlandzkie puby – mają dobrego Guinnessa. Natomiast Jimmy’s jest ulubionym miejscem spotkań snowboardzistów. Na koniec lądujemy w Cafe Katzung, nowoczesnym designerskim lokalu na starówce. Nie czuje się tu atmosfery starego Innsbrucka, ale kieliszek wybornego zweigelt przypomina, że jesteśmy w Tyrolu. We właściwym miejscu na ziemi


NO TO W DROGĘ: INNSBRUCK

INFO:
Ludność: miasto liczy 130 tys. mieszkańców, a z przyległymi miejscowościami ok. 200 tys.

Język
: urzędowy niemiecki, ale często słyszy się także włoski z uwagi na bliskość Włoch.

Położenie: innsbruck leży na wysokości 574 m n.p.m., w dolinie rzeki inn, 30 km na północ od słynnej przełęczy Brennerskiej.

Waluta: euro, ok. 4 zł.

Najlepiej przyjechać tu 3–4 stycznia, w czasie turnieju czterech Skoczni, kiedy można kibicować polskim skoczkom. 5 lutego trafimy na występy najlepszych snowboardzistów świata podczas air&Style na stadionie Bergisel.

Najwygodniej samolotem do Monachium (ok. 700 zł w obie strony), z lotniska dalszy transport, najlepszy busami Four Seasion travel, zamawianie przez telefon: 0043 512-584-157. Dowóz pod same drzwi hotelu (42 euro w jedną stronę, 72 – w obie).

Z polski bez większego problemu można przyjechać też samochodem, przez wiedeń i Salzburg autostradą a1. W Koblermor skręcamy na a12 i szybko docieramy do innsbrucka.
Autobusy the Sightseer zatrzymują się przy głównych zabytkach, całodniowy bilet za 6 euro www.sightseer.at).

Opłaca się też nabyć innsbruck Card na 48 godzin za 34 euro, w ramach której będziemy mieli bezpłatne wstępy do muzeów, przejazdy miejską komunikacją i do pobliskich miejscowości igls (tor saneczkowy) i Wattens (Muzeum Kryształów Swarovskiego) oraz na lodowiec Stubai. plus jeden drink gratis w casino w innsbrucku!

Główne biuro informacji tury stycznej znajduje się przy Burggra ben 3, można dokonać tam rezerwacji noclegu za niedużą prowizję, dostać karnety narciarskie i bilety komunikacji miejskiej.

Olimpijski narciarski świat innsbrucka jest dostępny także dla zwykłych narciarzy. to dziewięć ośrodków narciarskich, w tym na lodowcu Stubai i w sąsiednim Schlick 2000, dysponujących łącznie 89 wyciągami i kolejkami górskimi oraz 300 km świetnych nartostrad.

Latem w zamku ambras i parku dworskim hofgarten można posłuchać koncertów muzyki klasycznej, podczas których muzycy korzystają z oryginalnych instru-mentów epoki. W kawiarniach i pubach często słychać jazz, stąd innsbruck jest nazywany przez austriaków bratnim miastem Nowego orleanu.

Przez cały rok czynne jest zoo, 1,5 km od centrum, gdzie można zobaczyć niedźwiedzie, wojownicze koziorożce alpejskie i inne gatunki zwierząt żyjących w alpach. Mając bilet do zoo, można wjechać do niego bezpłatnie kolejką linową hungerburgbahn.

www.innsbruck.info,
www.bergisel.info,
www.goldenes-dachl.at ,
www.stubai.at,
www.airport-transfer.com

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama