Giewont przyciąga tłumy turystów. Jak dostać się na szczyt Śpiącego Rycerza?
Giewont należy do najpopularniejszych miejsc w Tatrach i trudno się temu dziwić. Na najwyższy szczyt Śpiącego Rycerza prowadzi kilka szlaków, wśród których znajdą się też niezbyt wymagające ścieżki. Warto jednak pamiętać, że góry potrafią zaskoczyć i także na Giewoncie można napotkać kilka „pułapek”. Czy zatem jest to góra odpowiednia nawet dla osób, które nie mają jeszcze dużego doświadczenia górskiego? Którą drogę warto wybrać, by stanąć przy słynnym krzyżu? Na te i inne pytania odpowiadamy poniżej.

Spis treści:
Na wstępie warto uściślić pewne informacje. Gdy turyści mówią o Giewoncie, najczęściej mają na myśli Wielki Giewont. Nazwa bez poprzedzającego ją członu dotyczy nie samego szczytu, a całego masywu, na który, oprócz wymienionego już wierzchołka, składają się Długi Giewont (1868 m n.p.m.) i Mały Giewont (1728 m n.p.m.). Zdajemy sobie jednak sprawę, że gdy mowa o najwyższym szczycie masywu, większość osób używa uproszczonej formy. Dlatego gdy w tym artykule pojawią się informacje o wejściu na Giewont, będą one dotyczyć Wielkiego Giewontu.
Najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich?
Potężny masyw Giewontu mierzy 2,7 km długości i osiąga wysokość 1895 m n.p.m. Znajduje się w północnej grani Kopy Kondrackiej, w Tatrach Zachodnich i powszechnie jest uznawany za najwyższy szczyt tego pasma, który w całości wznosi się po polskiej stronie. To nie do końca prawda.
Od Wielkiego Giewontu wyższa jest Twarda Kopa (2026 m n.p.m.) w Czerwonych Wierchach. Dlaczego zatem jest pomijana? Ze względu na niewielką wybitność. Przez pozostałe szczyty zachodniej części Tatr, których wysokość przekracza 2000 m n.p.m., przebiega polsko-słowacka granica, zatem nie można uznać ich za zlokalizowane po polskiej stronie.
Geneza nazwy?
Najstarsze źródła, w których wymieniona jest nazwa „Giewont”, pochodzą z XVI stulecia. Jej pochodzenie nie jest jednak jasne. Najprawdopodobniej wywodzi się z języka niemieckiego, od oznaczającego skałę słowa „wand”. Pierwotnie mogła brzmieć „Gewand”, czyli grupa skał, lub „Gähwand”, czyli stroma skała. Innego zdania był Mariusz Zaruski. Zdaniem założyciela i pierwszego naczelnika TOPR-u, u podstaw jej genezy leży góralskie nazwisko.

Wiadomo natomiast, skąd wziął się przydomek masywu – Śpiący Rycerz. Nie trzeba być obdarzonym szczególnie bujną wyobraźnią, by w charakterystycznej sylwetce Giewontu dostrzec zarys postaci leżącego człowieka. To także nawiązanie do lokalnej legendy. Według jednej z jej wersji, w jaskiniach w ścianach Giewontu śpi armia rycerzy, która obudzi się, gdy Polska znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Na Giewont prowadzi kilka dróg
Na Giewont prowadzi kilka dróg. Szlaki charakteryzują się różną długością i stopniem trudności, jednak należy wspomnieć, że wszystkie łączą się w najbardziej newralgicznym miejscu, które niedoświadczonym turystom sprawia najwięcej trudności. Mowa o Wyżniej Kondrackiej Przełęczy. To właśnie tam każdego roku ustawia się kolejka na Giewont. Dlaczego?
Z przełęczy na szczyt prowadzi szlak niebieski. To bez wątpienia najbardziej wymagający odcinek drogi. Pojawiają się tam sztuczne ułatwienia w formie łańcuchów i metalowych stopni. Nie ma tam dużych trudności technicznych, ale sam widok tych elementów działa onieśmielająco na niedoświadczonych turystów. Rezultatem są ciągnące się przez setki metrów kolejki.

Zanim jednak dotrzemy do newralgicznego miejsca, trzeba będzie pokonać jeden z kilku szlaków, prowadzących na Kondracką Przełęcz.
Szlak niebieski
Ten wariant szlaku jest najtłumniej oblegany. Pierwszy odcinek prowadzi z Kuźnic na Halę Kondratową. Droga jest szeroka i niewymagająca, ale musimy wspomnieć, że ponad schroniskiem PTTK zmienia się w pokrytą kamieniami ścieżkę, która wije się aż do Kondrackiej Przełęczy. Tam trasa skręca w prawo i za Kondracką Kopą dociera do Wyżniej Kondrackiej Przełęczy. Ta trasa mierzy około 6 kilometrów.
Szlak przez Kopę Kondracką
W innym wariancie, trasa pozwala zdobyć wierzchołek tatrzańskiego dwutysięcznika. Mowa o Kopie Kondrackiej (2005 m n.p.m.) – szczycie, który od wschodu otwiera Czerwone Wierchy, jeden z najpopularniejszych masywów w ciągu głównego grzbietu Tatr Zachodnich.
Żeby wejść na tę górę, na Hali Kondratowej wystarczy zejść z niebieskiego szlaku i odbić na ścieżkę oznaczoną kolorem zielonym. Dalej, za Przełęczą pod Kopą Kondracką, należy wejść na szlak czerwony. Na szczycie obieramy żółty szlak i schodzimy nim do Kondrackiej Przełęczy, gdzie znowu kierujemy się niebieskimi znakami, by wejść na Giewont. Ten wariant mierzy około 8 kilometrów.
Szlak czerwony
Ścieżka w tym wariancie prowadzi przez Dolinę Strążyską. Przez dość długi czas przecina las, więc efektowne panoramy pojawią się dość późno, ale nie należy jej od razu skreślać. Powód? Bardzo prosty – szlak mija Siklawicę, niezwykle efektowny wodospad, który opada z dwóch niemal pionowych ścian. Obie części mierzą po 12 metrów wysokości.
Za Polaną Strążyską przyjemna ścieżka zmienia się w dość pochyły szlak, więc trzeba będzie wysilić nieco nogi. Ponad granicą lasu droga wypłaszcza się, ale krótka to ulga, bo po kilku chwilach bardziej relaksującego marszu znów trzeba pokonać strome wzniesienie. Idąc dalej, mijamy Mały Giewont i Giewoncką Przełęcz. Dalej łączy się ze szlakiem niebieskim. Długość trasy to około 6 kilometrów.
Szlak z Doliny Małej Łąki
Ostatnia propozycja wcale nie jest tą najgorszą. Żółty szlak jest przyjemnie szeroki. W pierwszej kolejności dociera na Wielką Polanę Małołącką. Dalej ścieżka zwęża się i prowadzi przez las, za którego granicą spotykamy niezbyt wymagające podejście na Przełęcz Kondracką. Tam obieramy szlak niebieski. Trasa mierzy około 6 kilometrów.
Który szlak warto wybrać?
Każda droga na Giewont ma swoje zalety. Jeżeli priorytetem jest niski stopień trudności, mamy dobrą informację. Najkrótsza trasa, prowadząca przez Dolinę Strążyską, jest też tą najłatwiejszą. Czerwony szlak jest najmniej efektowny, ale pozwala zobaczyć imponujący wodospad. Droga przez Kopę Kondracką jest bardziej wymagająca kondycyjnie, ale za to daje satysfakcję wejścia na dwutysięcznik.
Wszystkim, którzy chcą uniknąć tłumów (przynajmniej na początkowych odcinkach), polecamy szlak prowadzący z Doliny Małej Łąki. Z niejasnych przyczyn, panuje tam najmniejszy ruch, a przecież wspomniana dolina jest uznawana za jedną z najpiękniejszych w Tatrach.
Dla każdego?

Giewont bez wątpienia nie jest najbardziej wymagającym ze wszystkich tatrzańskich szczytów. Każdego roku można tam spotkać nawet rodziny z dziećmi, które świetnie sobie radzą. Żeby osiągnąć wierzchołek, nie trzeba mieć dużych umiejętności technicznych. Podstawą jest dobra kondycja. Warto jednak podkreślić, że ta wspaniała góra nie powinna być pierwszą zdobyczą w tatrzańskiej przygodzie. Najpierw warto zdobyć pierwsze szlify na łatwiejszych szlakach, by później ze spokojem przypuścić „szczytowy atak” na Śpiącego Rycerza.
Giewont bywa niebezpieczny
O ile Giewont nie stawia przed turystami dużych trudności technicznych, to nie można zapomnieć, że do każdej góry trzeba mieć szacunek. Największym zagrożeniem, które czyha na potencjalnych zdobywców, jest nieprzewidywalna tatrzańska pogoda.
W tym miejscu warto przypomnieć o tragedii, która wydarzyła się tam w 2019 roku. 22 sierpnia, o godzinie 13.15, nad Giewontem rozpętało się istne piekło. Pioruny, jeden po drugim, uderzały w 14-metrowy krzyż i w okoliczne szczyty. W drodze na Giewont znajdowało się wówczas około 200 turystów. Zginęły 4 osoby, a 157 zostało rannych.
Jednym z największych zagrożeń na Giewoncie jest... pokusa. Wielu turystów chce skrócić drogę powrotną i zamiast podążać oznakowanymi szlakami, wybiera drogę przez Żleb Szczerby, który schodzi między Wielkim a Długim Giewontem, lub opadający z Giewonckiej Przełęczy Żleb Kirkora. Wydaje się, że w ten sposób można łatwo dotrzeć do Doliny Strążyskiej, ale to tylko pozory. Nie bez powodu nie wyznaczono tam szlaku. Żleby pokonają tylko osoby dysponujące umiejętnościami wspinaczkowymi i odpowiednim sprzętem. Każdego roku ratownicy ewakuują stamtąd niejednego turystę, który porwał się z motyką na słońce. Niejednokrotnie, za nieostrożność i brak rozwagi zdobywcom Giewontu przyszło zapłacić najwyższą cenę.
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.

