Reklama

Spis treści:

  1. Dżafna – biblioteka i fort
  2. Rybacy i hodowcy
  3. Pałac królewski
  4. Świątynie różnych religii
  5. Dżafna – informacje praktyczne

Dżafna? A po co tam jechać? – dziwili się Lankijczycy z Kolombo, Kandy, Weligamy i Batticaloa. Są przecież piękne plaże na wschodzie i zachodzie, góry i parki narodowe w centrum, liczące tysiące lat starożytne miasta pośrodku wyspy, a na północy przecież nic nie ma!

Taka antyreklama tylko wzbudziła moją ciekawość, bo mimo tych deklaracji większość moich rozmówców nigdy tam nie była. Trochę trudno im się dziwić – przez ćwierć wieku trwania wojny domowej północ Sri Lanki była trudno dostępna. Władzę sprawowała tu organizacja Tamilskie Tygrysy walcząca o niepodległość części wyspy zamieszkanej przez Tamilów.

Wojna skończyła się w 2009 r. masakrą w Mullivaikkal, gdy dziesiątki tysięcy cywilów zginęły na wąskim półwyspie, raptem 100 km od Dżafny. O co chodziło? Większość mieszkańców wyspy Cejlon stanowią Syngalezi wyznający buddyzm, ale 12% to Tamilowie – hinduiści. Trwająca dziesięciolecia dyskryminacja mniejszości doprowadziła w końcu do wybuchu konfliktu, który zatrzymał rozwój północy kraju i pochłonął niezliczone ofiary. Nie da się o tym zapomnieć, jadąc do Dżafny, ale rany pomału się goją, a mieszkańcy patrzą w przyszłość z coraz większym optymizmem. Dalej prawie nie ma tu turystów, a wybrzeże wciąż nie zostało zabudowane hotelami jak na południu. Ceny są znacznie niższe, a ludzie – jeszcze szerzej uśmiechnięci.

Dżafna – biblioteka i fort

Podróż koleją z Kolombo trwa ok. 10 godz., choć trudno powiedzieć dokładnie ile, bo pociąg nie odjechał zgodnie z planem, a godzina przyjazdu też była raczej umowna. Doceniamy jednak, że skład jest wygodny i z klimatyzowanymi wagonami. Linię kolejową zbudowano tu już w 1905 r., ale od lat 80. XX w. do roku 2014 pozostawała nieużywana i duże jej fragmenty trzeba było zbudować na nowo.

Odbudować trzeba też było miejską bibliotekę zniszczoną podczas zamieszek w 1981 r. To tu kierujemy nasze pierwsze kroki w tamilskiej stolicy. Uważana za skarbnicę kultury, chroniąca bezcenne teksty i unikatowe manuskrypty budowla była dumą Dżafny. Jej spalenie uznawane jest za jedną z głównych iskier, które doprowadziły do wybuchu wojny dwa lata później. Gdy siły rządowe odzyskały kontrolę nad miastem, jedną z pierwszych decyzji była odbudowa biblioteki. Oglądam ją z miłym strażnikiem, ale ze zbiorów raczej nie skorzystam. Wprawdzie lankijski pisarz Shehan Karunatilaka właśnie dostał Nagrodę Bookera, ale tu książki są w języku tamilskim, więc odpuszczam.

Idziemy do najbardziej charakterystycznej atrakcji miasta – fortu w kształcie pentagonu. Budowla robi wrażenie szczególnie z powietrza, bo zachował się idealnie zarówno kształt twierdzy, jak i fosa. To arcydzieło inżynierii obronnej zbudowane przez Portugalczyków w 1618 r., rozbudowane przez Holendrów, a następnie przejęte przez Brytyjczyków, którzy urzędowali tu do 1948 r. Co prawda przewodniki mówią, że najpiękniejszą twierdzą na Cejlonie jest Galle, ale ja zdecydowanie wolę Dżafnę – ze względu na zachowaną formę, fascynującą historię, wyluzowany klimat i widok na morze.

W środku niestety znajdziemy tylko ruiny historycznych budynków, a to dlatego, że fort pełnił funkcję obronną chyba najdłużej ze wszystkich na świecie – aż do 1995 r. W czasie wojny domowej za swą siedzibę obrały go Tamilskie Tygrysy. Bojownicy opuścili twierdzę i miasto po 50-dniowym oblężeniu. Od tego czasu aż do końca wojny Dżafna pozostawała pod kontrolą wojsk rządowych. Dzięki temu lokalna ludność uniknęła najgorszych okrucieństw, czego nie można powiedzieć o reszcie półwyspu noszącego tę samą nazwę. Po murach fortu spacerują zakochani i rodziny z dziećmi, panie wystrojone są w piękne sari. Młode pary pozują do zdjęć, a taksówkarze w tuk-tukach czekają na klientów, którzy na razie zajadają watę cukrową i krojone w plasterki mango.

Rybacy i hodowcy

Z murów rozpościera się widok na zatokę i groblę na wyspę Kayts, po której bez ustanku suną setki skuterów. Nie powiedziałbym, że to najpiękniejszy widok na Sri Lance, ale bez wątpienia jeden z najciekawszych. By lepiej się przyjrzeć, trzeba zejść z murów. Ileż tu się dzieje!

O zachodzie słońca z połowów wracają dziesiątki mniejszych lub większych łódek, ale rybacy brodzą też po płytkiej zatoce, raz po raz wyrzucając sieci wysoko w powietrze. Przypatrują się temu z uwagą wrony, czaple, kormorany, mewy. Komuś przecieka łajba, ale nie szkodzi, bo członek załogi pracowicie wylewa wodę plastikowym wiadrem. Nie wszystkie łodzie płyną zresztą do brzegu – wiele z nich cumuje przy niewielkich domach na palach zbudowanych dosłownie na zatoce. Morze w okolicy Dżafny to tak naprawdę plątanina sieci rozwieszonych na drewnianych płotkach. Tworzą one skomplikowane konstelacje, po których poruszać się mogą tylko wytrawne wilki morskie.

Z rybołówstwa żyje duża część ludności, ale najlepiej zarabiają ci, którzy założyli hodowlę… morskich ogórków. Po polsku nazywamy je mniej apetycznie strzykwami, angielska nazwa zdecydowanie lepiej oddaje ich wygląd. Te niezbyt wielkie bezkręgowce odgrywają istotną rolę w ekosystemie, żywiąc się szczątkami zawartymi w osadach, pomagając w recyklingu składników odżywczych i zmniejszając zakwaszanie oceanów.

Nie da się ukryć, że przypominają również męskie przyrodzenie, więc uznawane są w wielu krajach za afrodyzjak. Wysuszone i sproszkowane strzykwy są wykorzystywane w tradycyjnej medycynie azjatyckiej, a ostatnio zainteresowały się nimi również zachodnie koncerny farmaceutyczne. Wszystko to sprawia, że cena gwałtownie rośnie i obecnie (w przypadku ogórków z Cejlonu) oscyluje wokół 250 euro za kilogram. Nie zdziwcie się więc, widząc rybaków wyciągających coś, co wygląda jak wielkie, dość obrzydliwe robaki. Raczej nie kupicie ich na targu, bo nie należą do tradycyjnego jadłospisu Tamilów.

Bez większego kłopotu dostaniemy za to „tradycyjne” owoce morza oraz typowe dania indyjskiej i lankijskiej kuchni. Wspaniałym kulinarnym przeżyciem jest wizyta w restauracji Malayan w centrum miasta. Lokal wciśnięty między niezliczone kramy z mydłem i powidłem oferuje dość wąską kartę dań, nie zapewnia sztućców, a sztandarowe rice & curry serwuje na liściach bananowca. Posiłek all you can eat kosztuje oczywiście grosze. Nic tu się nie marnuje, nie ma też niepotrzebnego plastiku, a jednocześnie jest bardzo czysto. Mam wrażenie że w Europie na ścianie wisiałby certyfikat zrównoważonego rozwoju, a może i gwiazdka jakiegoś przewodnika kulinarnego.

Na półwyspie Dżafna wciąż nie zagościła komercja. Nie pomaga powszechny brak znajomości anielskiego, choć za czasów Imperium Brytyjskiego Tamilowie posługiwali się nim bardziej powszechnie.

Pałac królewski

Jedziemy do dawnego pałacu królewskiego. Tamilowie przybyli na Sri Lankę niedługo po Syngalezach i migrowali na nią przez dwa tysiąclecia. W XIII w. udało im się stworzyć własne królestwo ze stolicą w Nallur, ostatecznie pokonane przez Portugalczyków w 1619 r. Nallur jest dziś dzielnicą Dżafny znaną z przybytków modlitewnych, pałaców i lodów.

Ruiny pałacu
Ruiny pałacu w Dżafnie fot. Shutterstock

Mantri Manai – rezydencja jednego z ostatnich królów – wymaga solidnego remontu i raczej nie nadaje się do zwiedzania. Jak najbardziej można natomiast wejść do Nallur Kandaswamy – świątyni, którą zbudowano tuż obok królewskiego pałacu już w 948 r. Zburzona za czasów portugalskich, została odbudowana, gdy władzę przejęli bardziej tolerancyjni Holendrzy. To jedno z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych dla hinduistów, odwiedzane szczególnie tłumnie w sierpniu. Trwający 25 dni Kovil Festiwal jest jednym z najbarwniejszych na wyspie. Można oglądać wtedy liczne parady, również takie, podczas których fanatyczni wierni dokonują samookaleczeń.

Do środka wchodzimy boso, panowie – topless. Podniosła atmosfera, kadzidła i płynące z głośników modlitwy robią wrażenie. Ale jeszcze większe robi położona 10 km dalej świątynia w Inuvil. Poznać można ją z daleka po ogromnym, wysokim na kilkanaście metrów posągu boga małpy Hanumana. Jest on mądry, odważny, silny, oddany i zdyscyplinowany, a przede wszystkim wygląda wspaniale, górując nad okolicą. Według mitologii hinduskiej razem ze swoją armią małp pomógł Ramie odzyskać żonę, która została uprowadzona przez króla demonów Rawanę właśnie na Sri Lankę. Kto wie, może właśnie w te okolice?

Świątynie różnych religii

Ponad palmami częściej niż bogowie małpy wystają jednak mieniące się wszystkimi kolorami tęczy wieże hinduistycznych świątyń, tzw. śikhary, rzadziej spotykane w innych częściach wyspy. Mniej jest za to buddyjskich stup, choć też ich nie brakuje. Znajdzie się też meczet. Za to znacznie częściej niż na południu zobaczyć tu można kościoły; pozostałość po czasach kolonialnych. Portugalczycy zniszczyli wiele hinduistycznych przybytków religijnych, masowo nawracając Tamilów na katolicyzm. Przed wojną nawet 12% ludności wyznawało chrześcijaństwo, ale sądząc po stanie większości świątyń, jest ich dziś znacznie mniej.

Katolickie świątynie oglądam na wyspach Kayts, Karainagar i Punkudutivu. To dobre miejsca, by uciec od miejskiego zgiełku. Tutejsze plaże są wciąż dzikie, a urodą nie ustępują tym z południa. Gigantyczne magnolie są wręcz oblepione „latającymi lisami”, czyli rudawkami – największymi z nietoperzy. Wyglądają dość upiornie, zwłaszcza że rozpiętość ich skrzydeł dochodzi do 1,7 m, ale nie ma powodu do obaw; ich największym przysmakiem są dojrzałe mango. Znacznie mniej wegetariańską dietę preferują dławigady – tutejsze bociany.

„Jedność w różnorodności” – głosi napis w Point Pedro, na najdalej na północ wysuniętym cyplu Cejlonu. Choć wielu miejscowych powtarza je z pewnym przekąsem, to bez wątpienia półwysep Dżafna przez swą inność wzbogaca Sri Lankę.

Dżafna – informacje praktyczne

Kiedy

Najlepszy czas na wyjazd do Dżafny to okres od grudnia do marca. Potem: od kwietnia do listopada włącznie.

Dojazd

  • Pociągiem z Kolombo. 1 klasa (klimatyzacja) – 40 zł. Konieczność kupowania z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem. 2 klasa, bez klimatyzacji – od 30 zł, zwykle można kupić z dnia na dzień. Podróż trwa 6–7 godz.
  • Klimatyzowany bus z Kolombo (11 godz.) – ok. 60 zł.
  • Najtańszą, choć bez wątpienia najbardziej niewygodną opcją są autobusy lokalne, np. z przesiadką w Kandy. Koszt to kilkanaście złotych, ale podróż będzie długa i męcząca.

Nocleg

  • Jetwing Jaffna w Dżafnie – prawdopodobnie najbardziej luksusowy hotel w mieście, od 400 zł za pokój 2-os.
  • The Valampuri – dobry stosunek jakości do ceny, basen, blisko do dworca. Od 150 zł za pokój 2-os.
  • Nallur Holidays Inn – typowy hotel w raczej podstawowym standardzie lankijskim, niedaleko Nallur Kandaswamy. Sympatyczni i pomocni właściciele. 30 zł za pokój 2-os.

Jedzenie

  • Jaffna Authentic Cuisine – jedna z najlepszych restauracji w mieście ze wspaniałymi owocami morza; ceny umiarkowane.
  • Jaffna Sky Lounge – najwyższy budynek w mieście to dobry adres na wieczornego drinka z pięknym widokiem na miasto i zatokę.
  • Rio Ice Cream – najsłynniejsza lodziarnia w mieście, a właściwie na całej północy kraju. Często są tu kolejki.

Źródło: archiwum NG

Reklama
Reklama
Reklama