SALA PHRA PUM – tak nazywają się po tajsku kolorowe, udekorowane owocami, figurkami zwierząt i girlandami kwiatów domki dla duchów, niezwykle powszechne zarówno w wielkomiejskim, jak i wiejskim krajobrazie Tajlandii. Niektórzy cudzoziemcy biorą je za ołtarzyki Buddy, wymyślne karmniki dla ptaków lub za modele szczególnie czczonych świątyń. Najbliżsi prawdy są ci ostatni. Siedziby, które Tajowie wznoszą dla duchów, są bowiem ustawioną na niewysokim słupku miniaturką wihary – tego budynku w kompleksie świątynnym, w którym mnisi składają ślubowanie. W nim znajduje się też największy posąg Buddy i tam również najtłumniej gromadzą się wierni – by złożyć mu hołd. W przypadku kapliczek dla duchów chodzi jednak o hołd innego rodzaju, można nawet powiedzieć – o zabarwieniu pogańskim. Tak już bowiem jest, że buddyzm w swej tolerancji przygarnia niektóre praktyki animistyczne i żyje z nimi w harmonii i zgodzie.
Domek dla duchów jest jak kamień węgielny. Inauguruje każdą budowę, bez względu na jej rozmiar i przeznaczenie. Gdy tylko powstaną wykopy pod  fundament, mnich buddyjski błogosławi i poświęca teren. Wkrótce – w terminie wskazanym przez gwiazdy, co jest dla odmiany wpływem hinduistycznym – przystępuje się do instalacji domku dla duchów. Każdy hotel, fabryka, dom towarowy, apartamentowiec, willa czy zwykła chata muszą mieć własny azyl dla duchów, w przypadku rezygnacji z jego urządzenia można się bowiem spodziewać wszelkich możliwych nieszczęść. Złe lub dobre duchy danego miejsca, bądź dusze jego poprzednich właścicieli, potrzebują własnego kąta. Pozbawione go będą nawiedzały ludzi w ich nowej siedzibie. Najgroęniejsze są dusze dzieci oraz osób zmarłych gwałtowną śmiercią. Z niewytłumaczalnych powodów uważa się, że najzłośliwsze duchy są rodzaju żeńskiego.
Zakłócając spokój duchom, należy je ułagodzić, przeprosić za najście złożeniem stosownych ofiar. Nie są one wyszukane – na ogół owoce, ryż, kawałek kurczaka, wieprzowiny, koniecznie woda. Poza tym porcelanowe figurki zwierząt, słoni i koni do przejażdżek, bawołów i świń do gospodarstwa. I oczywiście kwiaty, dużo jak najmocniej pachnących kwiatów. Prócz zwykłych bukiecików są to pracowicie wiązane girlandy z samych płatków, niekiedy artystycznie komponowane festony, którymi drapuje się podnóże i spowija słupek platformy. Obowiązkowe są trociczki oraz świeczki, których płomyki oświetlają drogę odmawianych modlitw.
Domki różnią się między sobą nie tylko rozmiarami i materiałem budowlanym (beton, drewno), ale też wystrojem architektonicznym i ornamentyką. Często zajmują spore placyki, ogrodzone łańcuchem, murkiem lub ażurową balustradą, mają wokół ogródki, zdobioną bogato kolumienkę pod platformą, obwiązuje się je nadto szkarłatnymi i żółtymi szarfami. W szarej, obwieszonej paskudnymi lianami napowietrznych kabli, dyszącej wyziewami spalin dżungli wielkiego miasta, błyszczą niczym orchidee na trzęsawisku. Na wsi, pośród drewnianych, otoczonych bujną zielenią domostw, wyglądają znacznie skromniej i naturalniej.