- Ludzie wyjeżdżają, żeby oderwać się od codzienności. Korzystają z tej możliwości, nie bacząc na obowiązujące w innej kulturze zasady moralne. Na zagranicznych wakacjach robią to, na co często nie pozwoliliby sobie w swoim kraju - mówi dla Travelera prof. Krzysztof Podemski. - Na Ibizie uczestniczą w libacjach, a do Tajlandii jadą po seks. W Bangkoku uprawiają zalegalizowaną pedofilię. Widziałem tam dziesiątki nieletnich dziewczyn uprawiających prostytucję i uczestniczących w pokazach erotycznych dla zachodnich turystów. A przecież wszystko to zniknęłoby, gdyby nie było popytu. W podróży warto o tym myśleć. Również w dużo bardziej - wydawałoby się - niewinnych sytuacjach. Bo często nieświadomie wspieramy na nich reżimy, np. korzystając z ich ochrony podczas wycieczek do Kairu czy Gizy. Według profesora Podemskiego nie do zaakceptowania są przede wszystkim podróże do Korei Północnej, bo wspierają najbardziej totalitarny reżim na świecie. Nieodpowiedzialny jest też ktoś, kto lekkomyślnie udaje się do miejsc, gdzie panują epidemie, np. ebola, bo może stwarzać zagrożenie po powrocie do swojej społeczności. - Nie pochwalam za to wycieczek do Czarnobyla, miejsc wojen czy katastrof – twierdzi socjolog. - Zwiedzanie ruin domu zalanego dwa lata wcześniej lawą to zwykłe wścibstwo i żerowanie na tragedii. Ale tutaj ważna jest kwestia upływu czasu. Zwiedzanie Pompejów, najsłynniejszego zabytku związanego z katastrofą, przecież nikogo nie oburza. Wątpliwości budzi za to oglądanie korridy. Raz byłem, więcej nie pójdę. Największe wrażenie zrobiło na mnie, że przyglądał się temu najwyżej ośmioletni syn matadora, któremu ojciec rzucił łup: odcięte uszy byka. Ale jako człowiek z zewnątrz nie chcę tego oceniać, to element andaluzyjskiej kultury. Gdyby jednak areny zamiast Hiszpanami wypełniały się głównie turystami, moje wątpliwości byłyby większe.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama