Pierwszy cel: Kutná Hora, ok. 70 km na wschód od Pragi. Obecnie miasto jest niewielkie, jednak w średniowieczu ważnością niemal dorównywało stolicy. Powstało na bogatych złożach srebra, które umożliwiło szybki rozwój kraju. Na liście UNESCO znajdują się dwie świątynie: kościół św. Barbary oraz katedra Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

Gotycki kościół powstał z inicjatywy  górników, dlatego został poświęcony ich patronce. Jego dach bywa nazywany grzbietem brontozaura, ale mnie przypomina raczej trzy cyrkowe namioty. Świątynia jest monumentalna, zbudowana na planie prostokąta o wymiarach 40 x 70 m, z przybudówkami zajmuje więc tyle miejsca, co boisko piłkarskie. Obok kościoła znajduje się kolegium jezuickie, wzdłuż którego biegnie uliczka. Strzegą jej stojący na murku święci – widać miejscowi pozazdrościli prażanom mostu Karola.

Katedrę wzniesiono kawałek za miastem, w dzielnicy Sedlec. To imponująca budowla i niemal ażurowa, a to za sprawą licznych gotyckich okien – tylko na jednej ścianie nawy głównej jest ich aż 10. Ale to nie katedra robi na mnie największe wrażenie. Bardziej zaskakuje mnie niewielka Kaplica Wszystkich Świętych, również w Sedlcu. Przypomina naszą słynną Kaplicę Czaszek z Czermnej. Ossuarium na ziemi kłodzkiej jest wprawdzie prawie o 70 lat starsze, ale zdobi je „tylko” trzy tysiące czaszek. Na wystrój kaplicy w Kutnej Horze składa się ponad 40 tys. kości ofiar epidemii dżumy, wojen husyckich oraz wojny trzydziestoletniej. Wykonano z nich całe wyposażenie, m.in. ołtarz, kielichy i żyrandol. I tutaj ciekawostka: żyrandol zawiera wszystkie kości i kosteczki, jakie składają się na ludzki szkielet. Na środku stoją także piramidy ułożone z elementów, których Franciszek Rint, twórca, nie wykorzystał w swoim dziele.

Wieczorne zwiedzanie kończę w Piwnicy Dačicky w Kutnej Horze. Restauracja nosi imię Mikuláša Dačickego – słynnego kobieciarza i hulaki doby renesansu. Można tutaj dostać aż sześć gatunków czopowanego piwa. Do tego akordeonista gratis (muzyka na lepsze trawienie dość ciężkiej tutejszej kuchni).

Kolejną perełką czeskiej korony jest Litomyšl, miasto z tysiącletnią historią i pięknym rynkiem otoczonym podcieniowymi kamienicami. Ma on pół kilometra długości, teraz jest zastawiony straganami, bo akurat trwa jakiś jarmark. Zaczynam zwiedzanie   od rundki po straganach. Zaopatrzona w lokalne pierniki mijam pomnik pochodzącego stąd kompozytora Bedřicha Smetany i kieruję się do kolejnego cudu UNESCO. Renesansowy zamek z XVI w. wyróżnia sgraffitowa dekoracja licząca osiem tysięcy wzorów. Są tam motywy roślinne i wizerunki siedzących lub stojących ludzi. Ponoć żaden się nie powtarza, ale na moje oko wyglądają identycznie. Tuż za murami zamku wznosi się dawny klasztor pijarów. Przylegający doń ogród jest pełen współczesnych rzeźb – są chude, nagie panie nad basenem, baletnica z folii i wiolonczela wykonana z badyli. Na koniec kręcę się jeszcze po historycznych uliczkach wybiegających z rynku. Między zabytkową zabudową pojawia się nowoczesna architektura, harmonia została jednak zachowana. Nie przypadkiem Litomyšl wyróżniono w 2000 r. nagrodą Historical Town Of The Year.