Goszczę tu od kilkunastu lat i wciąż odkrywam nowe magiczne zakątki. To Brama Lubawska – obniżenie w łańcuchu Sudetów, między Karkonoszami a Kotliną Kłodzką, przez które przepływa rzeka Bóbr. Tu wolniej płynie czas. Jest czym oddychać i co chłonąć. W tutejszych wioskach i miasteczkach spotykam zawsze przyjaznych, życzliwych ludzi. Lokalni mieszkańcy – sprowadzeni po wojnie na tzw. Ziemie Odzyskane – stanowią swoistą mieszankę repatriantów z centralnej Polski, Beskidów i „zza Buga”. Z uwagą słucham ich fascynujących opowieści.

Przez wieki strój Bramy Lubawskiej, z racji przygranicznego położenia, kształtowały trzy kultury – polska, czeska i niemiecka. Często zastanawiam się, czyje są te góry, doliny, wrośnięte w nie wsie i miasteczka? Najbezpieczniej mówić o państwie cysterskim, które istniało na tych ziemiach od XIII wieku. Był to ważny ośrodek artystyczny i kulturalny skupiający najwyższej klasy twórców. W 1810 roku zakon i jego rozległe dobra zsekularyzowały Prusy. Po 160 latach cystersi powrócili – w sile trzech braci.

Ich opactwo położone w niewielkim Krzeszowie, światowej klasy perła architektury barokowej, przyciąga nie tylko pielgrzymów. W potężnej bazylice – dziś Sanktuarium Maryjnym Diecezji Legnickiej – ulegam urokom fresków i puszystych rzeźb. Ołtarz główny wypełnia potężny obraz, dzieło Petera Brandla, który – jak się dowiedziałem po cichu – miał kłopoty z otrzymaniem wynagrodzenia. Artysta zemścił się na opacie, lokując w centrum obrazu aniołka z facjatą opata oraz ... gołym tyłeczkiem wycelowanym dokładnie w prezbiteryjny fotel szefa zakonu. Z daleka detalu nie widać, ale bliższa obserwacja nie pozostawia wątpliwości.
Warto zajrzeć do mauzoleum – spoczywają tam m.in. książęta śląscy Bolko I i II – fundatorzy zakonu. Stojący obok kościół św. Józefa to prawdziwa galeria fresków. Cykl z życia Świętej Rodziny namalował Michał Willmann, najwybitniejszy śląski malarz baroku. Za murami klasztoru restauracja i hotel „Willmannowa Pokusa”. Nazwa nieprzypadkowa. Legenda głosi, że malując freski, artysta ulegał częstym pokusom i wyskakiwał na jednego do tejże karczmy.

Aż przydzielono mu zakonnego anioła stróża. Willmann miał i z tym sobie poradzić – malując na ścianie atrapę swoich nóg zwisających swobodnie z wysokiego rusztowania…
Willmann wyskakiwał na gorzałkę, jednak równie dobrze – a nawet lepiej – wyrwać się z miasteczka, żeby podziwiać lubawską przyrodę. Sławą cieszą się szczególnie dwa rezerwaty skalnych osobliwości: „Kruczy Kamień” i „Głazy Krasnoludków”. Krasnoludki są przy tym całkiem spore – mają od 5 do 30 metrów.

Jeszcze większe formacje z piaskowca ciosowego znajduję w Żeplicko-Adrspaskim Skalnym Mieście, tuż za czeską granicą. Kilkaset skał o nazwach związanych z ich kształtami: Kochankowie, Starosta i Starościna, Głowa Cukru, Skalny Zamek, Jeż na Żabie i Bliźnięta w Beciku. Największe – wolno stojące baszty – mają po sto metrów.

Po skalnych wędrówkach można odpocząć wśród Kolorowych Jeziorek – położonych w Rudawskim Parku Krajobrazowym. Ich purpurowe, błękitne i żółte wody obudzą zmysły. Nazwę zawdzięczają składowi chemicznemu pokopalnianych wyrobisk – do XX w. wydobywano tu piryt, z którego wytwarzano kwas siarkowy. Jednak na spiekoty polecam zanurzyć się w pięknym zalewie Bukówka, jednym z najwyżej położonych w Polsce jezior zaporowych. Można próbować sił z żaglem, kajakiem i z wędką. W wodach zalewu i rzeki Bóbr nie raz czaiłem się na pstrąga, lipienia, szczupaka czy garbatego okonia. Obok jeziora, daleko od szosy, w sąsiedztwie lasu i łąk, Barbara i Kazimierz Jochymek prowadzą 50-hektarowe gospodarstwo, od 1992 roku jako atestowany producent żywności ekologicznej. – Kilkanaście lat temu sprzedaliśmy mieszkanie na Górnym Śląsku, kupiliśmy tu ziemię i to był początek nowego, lepszego życia – wspomina uśmiechnięta pani Basia. Dziś jest to wzorcowy, przyjazny i oryginalny zespół zabudowań agroturystycznych – Brama Ciszy.
 

Tekst: Marek Tomalik, www.australia-przygoda.com